Powoli zbliżam się do końca zabawy ze Splinter Cell. W jednej z ostatnich misji musimy znowu działać po cichu i nie zwracać na siebie uwagi. W pewnym momencie trafiamy na dach zbudowany z bardzo hałaśliwego materiału. Musimy poruszać się po konkretnej trasie, aby nie zaalarmować o naszej obecności przesiadujących w pomieszczeniu obok strażników. Całkiem leniwych trzeba przyznać.
Gdy pierwszy raz źle postawimy stopę i narobimy hałasu włączy się dialog obu wrogów. Pierwszy będzie chciał sprawdzić, co jest na dachu, ale drugi przekona go, że to tylko szczur i nie ma sensu. Dopiero drugi błąd gracza zmusi obu przeciwników do opuszczenia ciepłego pokoju i sprawdzenia co się dzieje na zewnątrz. Prosty skrypt, ale jakże poprawia wrażenia z zabawy!
Przyznam szczerze, że nie rozumiem, gdy recenzenci i gracze wytykają sytuacje, w których niektórzy przeciwnicy zachowują się głupio. Moim zdaniem dodaje to całej zabawie realizmu, bo przecież i w rzeczywistości nie brakuje psychopatów, idiotów czy ludzi, którzy pod wpływem stresu zachowują się nieracjonalnie. Leniwy oponent, któremu nie chce się szukać także powinien się raz na jakiś czas zdarzyć. To sprawia, że trudniej jest przewidzieć jego ruchy i tym samym ma się wrażenie, że to jednak coś więcej niż tylko prosty schemat działania. Po chwili oczywiście okazuje się, że to tylko skrypt, ale pierwsze wrażenie i związany z nim szok, pozostają jednak przyjemnym wspomnieniem. Interesujące jest też to, że gra wybacza błąd w taki sposób. Nie przymyka oka po cichu, ale w uzasadniony sposób pozwala na niewielką pomyłkę. Przyznam, że nie spotykam tego często w ogrywanych pozycjach i z tym większym zadowoleniem przyjąłem takie rozwiązanie w produkcji UbiSoftu.
Splinter Cell nie zachwyca ogromną różnorodnością zachowań wrogów i ich rozbudowaną inteligencją. Sporadycznie zdarzają się jednak takie momenty jak ten na dachu. Zaskakują one grającego i sprawiają, że bawi się lepiej. A przecież dobrej zabawy od gier oczekujemy. Kolejny punkt dla Ubisoft i Sama Fishera.