O zmarnowanym potencjale słów kilka czyli recenzja Need for Speed: The Run - barth89 - 13 grudnia 2011

O zmarnowanym potencjale słów kilka, czyli recenzja Need for Speed: The Run

barth89 ocenia: Need for Speed: The Run
67

Deweloperzy ze studia Black Box mają pecha. Po raz kolejny udowodnili, że gry spod znaku Need for Speed niezbyt im wychodzą. Nie popisali się przy Undercover, o World prawie nikt już nie pamięta. The Run prezentuje sobą o wiele wyższy poziom, ale to co mogło sprawić, że zrównałby się poziomem z Hot Pursuit zostało bardzo profesjonalnie zawalone. A szkoda, bo moc w nim jest silna.

Jack i Sam prywatnie

Fabułę potraktuje tak, jak potraktował ją producent - mało co o niej powiem. Główny bohater to Jack Rourke, który zalazł za skórę lokalnej mafii (a dokładniej - nieco się zadłużył). Jack budzi się w Porsche z rękami przywiązanymi taśmą do kierownicy. Jego największym problemem jest to, że akcja dzieje się na złomowisku, a auto zaraz zostanie zutylizowane w zgniatarce. W tym momencie do akcji wchodzimy my i za pomocą pierwszej scenki QTE staramy się pomóc bohaterowi wydostać się z auta. Oczywiście udaje nam się uciec, ale nie rozwiązuje to problemów Jacka - nadal jest ścigany, więc prosi o pomoc swoją przyjaciółkę, Sam, która proponuje mu udział w wielkim wyścigu i dziesięć procent głównej nagrody (która wynosi 25 mln USD!). Nie pozostaje mu nic innego jak przystać na te warunki i wystartować w nim. Do pokonania jest trasa z San Francisco do Nowego Jorku, a do prześcignięcia dwustu przeciwników.

Dlaczego w NfS-ach tak mało zaśnieżonych tras?

Samo ściganie w The Run jest bardzo przyjemne, choć do ideału brakuje mi, by wszystkie pojazdy prowadziły się jak te, oznaczone jako "łatwe" w prowadzeniu. Nigdy nie rozumiałem, dlaczego samochody w grach z serii Need for Speed prowadzą się tak topornie. Wybierając auta, które "łatwo" się prowadzą mamy pewność, że model jazdy będzie bardzo relaksujący. Co prawda wymaga to wybrania jednego z aut, którymi ścigamy się na samym początku, ale w niczym to nie przeszkadza, bo uczciwa rywalizacja to w grze Black Box pojęcie względne - obojętnie czym się ścigamy, przeciwników zawsze łatwo wyprzedzić i ciężko zgubić. Ma to zapewnić dodatkowe emocje... I zapewnia! Słyszałem narzekania, że w The Run za grosz poczucia prędkości, że irytuje, że nic się nie dzieje - na to też się nastawiłem. Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że te 02.16.16 (tyle czasu zajęło mi pokonanie trasy całego wyścigu) to bezustanne szybsze bicie serca i skondensowana dawka tego, co w innych grach wlecze się godzinami. Fakt - czasem, jadąc ponad 270 km/h na autostradzie jakoś powoli wyprzedzamy inne "cywilne" pojazdy, a przez cały wyścig robimy praktycznie to samo, ale sprawia to niesamowitą frajdę! Nie potrafię powiedzieć co w tym takiego jest, ale coś jest na pewno.

Poczucie prędkości czasem jest zaburzone

No właśnie, a co robimy na trasie? Dwie rzeczy - wyprzedzamy konkurentów (w kilku formach - mamy ich do wyprzedzenia sześciu lub ośmiu, trzech i jednego - specjalnego) i nadrabiamy stracony czas. To wszystko, żadnych innych urozmaiceń. Czasem musimy wyprzedzić specjalną postać - popularne dziewczyny i kilka innych osób, czy pościgać się nie tylko z konkurentami, ale też z agresuwną policją i uzbrojonymi wozami mafii. Problem w tym, że ich wyprzedzenie nie różni się niczym od zwyczajnych wyścigów. Nie mamy nawet wytłumaczenia fabularnego, dlaczego właśnie to te osoby stanowią dla nas takie zagrożenie. Jedyne co o nich wiemy to to, co wyczytamy na ich temat w okienku ładowania przed wyścigiem, czasem też pojawi się jakiś krótki filmik (swoją drogą to trochę śmieszne, że tak bardzo promowane dziewczyny z The Run pojawiają się na ułamek sekundy w krótkim filmiku, później musimy je wyprzedzić i na tym ich rola się kończy).

Łatwo przyszły, łatwo poszły...

Oprócz emocji, jakie gra dostarcza, należy ją też pochwalić za trasy, które są bardzo zróżnicowane i nie nudzą. Raz ścigamy się po autostradzie, wśród pól i na pustyni, innym razem w mieście, po górskich szczytach (zasypanych śniegiem i usłanych jesiennymi liśćmi) i na moście przed San Francisco. Bardzo żałuję, że wszystkie trasy nie były zrealizowane tak jak Aspen i Nowy Jork, a więc wypchane po brzegi skryptami, które czynią grę jeszcze bardziej emocjonującą (a może i dobrze? Moglibyśmy wtedy zejść na serce).

Trasy to jeden z największych atutów The Run

Szkoda, że The Run tak szybko się kończy, bo po zakończeniu wyścigu możemy tylko spróbować sił w wyzwaniach, które prędko się nudzą, a multi jest jeszcze gorsze. Popularne QTE, za które powinniśmy podziękować panu o imieniu Alex de Rakoff (on wpadł na pomysł, by ten element umieścić w najnowszej części Need for Speed i odpowiada za ich realizację) pojawiają się bodajże cztery razy podczas całej gry, więc nie są zbyt nachalne i nawet nie zdążą nas wkurzyć.

QTE na szczęście jest mało

Frostbite 2.0, na którym oparta jest grafika w nowej grze Black Box spisuje się bardzo dobrze, widać wyraźnie nowy styl graficzny, widoki powodują czasem opad szczęki (Aspen... czemu tak rzadko w grach z serii Need for Speed mamy do czynienia z zimowym krajobrazem?), a najgorzej wyglądają... pojazdy. Tylko czasami coś jest nie tak, ale mam wrażenie, że w Hot Pursuit wszystko modele były wykonane z większą pieczołowitością. Jeszcze gorzej wypada audio - samochody brzmią prawie identycznie i nie czuć mocy silnika, natomiast muzyka... coś tam sobie leci w tle. Tyle.

Modele aut wykonane są starannie, ale w akcji czegoś im brak

W tym miejscu gra zasługuje na 73-75/100. Przejdźmy więc do elementów, które najbardziej mnie zirytowały. Przede wszystkim błędy techniczne, bo jest ich mnóstwo. Grę uruchomiłem z podłączonym padem, jednak chciałem grać za pomocą klawiatury - mimo ustawienia odpowiedniej opcji gra przez cały czas dawała mi do zrozumienia, że lepiej, bym grał na padzie, bo przyciski na klawiaturze po prostu nie działały. Pomogło dopiero odłączenie pada, a i po tym były problemy, bo co kilka uruchomień gra zmieniała ustawienie klawiszy na domyślne. Ruchy ust postaci z wymawianymi przez nie kwestiami są źle dopasowane, więc najpierw widzimy ruch ust i dopiero po około dwóch sekundach słyszymy głos. Opony naszych aut często piszczą na piachu (!), gra często cofa nas do checkpointa po delikatnym opuszczeniu trasy (nie jest to na szczęście aż tak uciążliwe), zmiana auta możliwa jest tylko na stacjach benzynowych, które często nieświadomie mijamy, a jeśli już uda nam się na stację zajechać to tracimy cenny czas i pozycję. Niektórzy mogą narzekać na konieczność wygrania każdego wyścigu, ale biorąc pod uwagę główny cel jest to uzasadnione (choć zapewne mogłoby zostać to inaczej rozwiązane). The Run nader często zdarzają się też nieoczekiwane wyjścia do pulpitu (poprzedzone solidnym przycięciem), co jest kolejnym dowodem na to jak bardzo babole niszczą tą grę.

Oni ruszają ustami, a ja nie wiem o czym mówią...

Need for Speed: The Run byłby grą lepszą od Hot Pursuit (jakoś wkurzały mnie zawsze te kolce, śmigłowce i inne gadżety, wolę realne ściganie), bo mnóstwo rewelacyjnie zaprojektowanych tras, wiele pojazdów i to jak gracz zostaje wciągnięty przez grę do tego wyścigu sprawia, że Black Box mógłby odbić się od dna - zrobił to, ale na powierzchnię na pewno nie wypłynął. Ba, sporo mu do niej brakuje. Masa błędów, brak dodatkowych pomysłów i krótka rozgrywka nie pozwalają mi najnowszego Need fo Speeda polecić w tym momencie - kiedy będzie kosztował mniej niż 50 zł. kupujcie śmiało! Jak dla mnie - jedno z głównych rozczarowań w tym roku. 

Plusy:

+ świetnie zaprojektowane i zróżnicowane trasy,

+ przyjemny model jazdy,

+ grafika (krajobrazy),

+ emocjonujące ściganie...

Minusy:

- ... które jednak nie trwa za długo,

- grafika (modele aut),

- oprawa audiowizualna,

- mnóstwo irytujących błędów i brak pomysłu na dopieszczenie dobrze zapowiadającego się tytułu,

- zmarnowany potencjał. 

barth89
13 grudnia 2011 - 10:27