Enslaved - pierwsze spojrzenie na świat po przemianie - yasiu - 12 lutego 2012

Enslaved - pierwsze spojrzenie na świat po przemianie

Na Enslaved chrapkę miałem od dość dawna. Słyszałem tu i ówdzie, że to całkiem ciekawy i dość niekonwencjonalny tytuł. Całkowity przypadek sprawił, że zmieniając jedną z cyfr w liczbie znaczącej mój wiek, stałem się posiadaczem Odyssey to the West. Do recenzji jeszcze daleko, a po kilku godzinach mogę jedynie stwierdzić, że rację mieli ci, którzy polecali ten tytuł jako jedną z gier konsolowych w które warto zagrać.

On wielki, ona całkiem mądra - dobre połączenie.

U podstaw, Enslaved jest typową przygodową grą akcji z elementami platformowymi, jakich na konsolach jest całe mnóstwo. To, samo w sobie wcale nie przeszkadza w dobrej zabawie. Porządnie zrobiona przygodówka zawsze jest mile widziana. Tym, co odróżnia Enslaved od szarej masy, może być stylistyka oprawy graficznej i nietypowa więź między głównymi bohaterami. Nie wiem jeszcze, czy początkowe wrażenie z czasem nie oklapnie, ale liczę, że twórcy popracowali nad dynamiką zabawy i parę rzeczy się jeszcze zmieni.

Nie wiedziałem o grze zbyt wiele, dlatego początkowe sekwencje nastawiały mnie na grę w realiach techno-fantasy, dość popularnego bodaj w grach jRPG. Jednak widok Statuy Wolności przelatującej przez kadr coś w mojej łepetynie poprzestawiał. Od tej pory było już tylko lepiej. Nie wiem, co będzie dalej, ale jak na razie widok zniszczonego Nowego Jorku, zarośniętego bujnie niekontrolowaną przez żaden urząd roślinnością, trafia w moje gusta wyjtkowo. Nie chce mi się szukać w internetach odwołań, ale jestem przekonany, że duża część z tego co widziałem, to miejsca dość charakterystyczne dla tego miasta. Nie wiem, czy cała akcja odbywać się będzie w takim otoczeniu jak jej rozpoczęcie, ale to co widziałem do tej pory każe mi chylić czoła przed umiejętnościami projektantów i grafików.

Nie gorzej jest w kwestii projektów postaci głównych bohaterów i przeciwników. Nie to jednak doceniłem najbardziej w ciągu paru godzin z Enslaved. Znacznie większe wrażenie zrobiły na mnie relacje między dwójką głównych bohaterów a szczególnie jedna, najistotniejsza kwestia. Wiele gier daje graczom poważne powody do zastanawiania się, dlaczego właściwie robią to, co robią. Tu dylemat nie występuje a zależnosć zachodząca między bohaterami wyjaśnia wszystko. Jest przy tym na tyle ciekawa już na poziomie koncepcji, że ciekawy jestem, co z tego właściwie wyniknie.

Co tu zrobić, czasem trzeba babę wziąć na plecy a bywa, że trzeba nią rzucić jak workiem kartofli. Wszystko dla jej dobra.

Gram dalej, na razie nie zauważyłem w kwestii mechaniki żadnych elementów które wyróżniałyby Enslaved od konkurencji. Twórcy skorzystali ze sprawdzonych mechanizmów a postawili na co innego. Jak do tej pory mieszanka sprawdza się świetnie. Jeśli dotrwam do końca, z chęcią grę zrecenzuję a ocena nie zapowiada się na niską.

yasiu
12 lutego 2012 - 17:01