Lou Reed & Metallica: Lulu - Najbardziej niedoceniona płyta minionego roku? - DogGhost - 19 lutego 2012

Lou Reed & Metallica: Lulu - Najbardziej niedoceniona płyta minionego roku?

Choć od premiery najnowszego projektu tandemu Lou Reed & Metallica minęło już kilka miesięcy, to dopiero teraz postanowiłem zapoznać się dokładniej z albumem Lulu. Początkowo zniechęciły mnie do tego miażdżące recenzje, zarówno polskie, jak i zagraniczne oraz głosy krytyki ze strony fanów Metalliki. Ci ostatni grozili nawet Reedowi, że go zastrzelą. Ostatnio również jedna z moich znajomych wypowiedziała się bardzo negatywnie na temat tej płyty i dlatego postanowiłem, że muszę się na własnej skórze przekonać, czy naprawdę jest aż tak źle.

Najbardziej znienawidzona płyta roku?

Jeśli jeszcze nie mieliście styczności z Lulu, to całą płytę możecie sprawdzić za darmo na oficjalnej stronie. Po dwukrotnym przesłuchaniu całego albumu muszę przyznać, że jestem pod jego ogromnym wrażeniem. Zachęcam Was do przeczytania mojej recenzji i dania szansy temu projektowi, a jeśli w dalszym ciągu nie uda mi się Was przekonać, to liczę na ciekawą dyskusję…

Na samym wstępie wyjaśnię może, czym tak naprawdę jest płyta Lulu. Otóż stanowi ona zbiór tekstów Lou Reeda (byłego wokalisty zespołu The Velvet Underground) nawiązujących do kontrowersyjnych sztuk teatralnych napisanych na początku minionego wieku przez Franka Wedekinda.

Główną bohaterką tych spektakli była (a właściwie jest, gdyż wciąż powstają ich nowe wersje) młoda dziewczyna prowadzącą bardzo rozwiązły tryb życia. Mówiąc krótko: prostytuuje się, uwodzi mężczyzn itp. a ostatecznie kończy swój żywot w objęciach Kuby Rozpruwacza.

Postaram się teraz wyjaśnić, dlaczego moim zdaniem płyta Lulu spotkała się z tak dużą krytyką w różnych środowiskach. W tym celu wymienię najpoważniejsze zarzuty i postaram się je obalić.

1)     Lulu jest o wiele gorsza od poprzednich płyt Metalliki. To chyba najczęściej podawany argument. Sęk w tym, że na każdym kroku amerykański zespół podkreśla, że to wcale nie jest nowa płyta Metalliki, ale całkiem odrębny projekt. Porównywanie jej do dotychczasowych dokonań jest po prostu bez sensu, ponieważ, poza częścią wykonawców, ta inicjatywa nie ma nic wspólnego z tamtymi nagraniami.

2)     Skowyczący Lou Reed. Wiele osób twierdzi, że nie da się słuchać wokalu Lou Reeda, który ma po prostu słaby głos i śpiewa jakby chciał a nie mógł. To prawda, że momentami, gdy próbuje wydać z siebie wysokie dźwięki, to wychodzi z tego coś na styl skomlenia. Niemniej jednak wcale nie należy uznawać tego za wadę. Miłośnicy gatunku pop przywykli, że wokaliści muszą mieć perfekcyjny, miły dla ucha głos, a z kolei fani metalu oczekują męskiego, potężnego. Musicie jednak wziąć pod uwagę, że Reed sam stwierdził, że on po prostu melorecytował, a nie śpiewał. Dodatkowo wypowiadane przez niego kwestie padają w założeniu z ust młodej, zepsutej dziewczyny, która stacza się na samo dno. To taka cyniczna i wyrachowana femme fatale. Jeśli podejdziecie do tego w ten sposób, to być może podobnie jak ja zdacie sobie sprawę, że głos Lou naprawdę świetnie klimat tego albumu.

3)     Niezrozumiałe i wulgarne (dosadne) teksty. Odnoszę wrażenie, że znaczna część osób ostro krytykujących Lulu w rzeczywistości nawet nie przesłuchała jej dokładnie. Jest to o tyle istotne, że teksty utworów stanowią esencję tego projektu. Muzyka Metalliki ma w założeniu stanowić tylko tło nadające odpowiedni nastrój. Dużym problemem jest również nieznajomość pierwowzoru. Muszę przyznać, że sam mam trudności z dotarciem do dramatu. Książkowe wydanie sztuki jest co prawda dostępne w ramach usług Google Books, ale brakuje w nim wiele stron. Apeluję, żebyście podczas słuchania śledzili dokładnie teksty utworów – znajdziecie je chociażby na podanej powyżej oficjalnej stronie projektu.

Teraz zamierzam napisać co nieco o poszczególnych utworach. Zdecydowanie najlepiej prezentują się otwierające album kawałki, czyli Brandenburg Gate oraz The View. Muszę przyznać, że pierwszy z nich na długo zapadł mi w pamięci za sprawą ogromnej dawki emocji, która z niego emanuje. Zawołanie „small town girl” do tej pory wywołuje u mnie ciarki na plecach. Natomiast The View jest utworem promującym cały projekt. Co ciekawe jakiś czas temu przygotował do niego teledysk Darren Aronofsky (Pi, Requiem dla snu, Zapaśnik, Czarny Łabędź) – możecie go obejrzeć poniżej:

Trzeci kawałek zatytułowany Pumping Blood stanowi punkt kulminacyjny pod względem dawki brutalności i wulgarności. To w nim dochodzi do finałowego spotkania z Kubą Rozpruwaczem. W takich momentach zawsze zadaję sobie pytanie, czy tego typu okrucieństwo w utworze jest uzasadnione, czy to po prostu tanie epatowanie dosadnością, aby wywołać kontrowersje. Podobne przemyślenia miałem czytając American Psycho Breta Eastona Ellisa (polecam w oryginale) – choć przez pierwsze pół książki byłem zdania, że krwawe sceny miały uzasadnienie fabularne, to niestety pod koniec autor po prostu „przesadził” i w ostateczności po prostu zepsuł tę ważną powieść. Wracając jednak do Pumping Blood – w kontekście charakteru pierwowzoru, a także dalszej części i zakończenia albumu, uważam, że zabieg ten był zasadny.

Żeby zbytnio nie wydłużać tej recenzji (jeśli ktokolwiek dotrwa do tego momentu to niech da znać w komentarzu) napomknę tylko, że kolejne utwory, choć nie wyróżniają się niczym zasadnym, to za sprawą ciekawych i pozostawiających duże pole do popisu pod względem interpretacji tekstów, tworzą razem spójną całość.

Wśród opinii słuchaczy pojawiał się pogląd, że największą torturę stanowi przebrnięcie przez ostatni, trwający blisko 20 minut utwór zatytułowany Junior Dad. Tymczasem w tym pięknym kawałku Reed melorecytuje przez 10 minut, a potem mamy do czynienia z drugą połową wypełnioną muzyką Metalliki. W założeniu słuchacz ma wtedy czas na przemyślenie całości i przeżycie swoistego katharsis. Pod względem budowy albumu, choć zabrzmi to pewnie absurdalnie, Lulu przypomina mi moją ulubioną płytę Coltrane’a, czyli A Love Supreme, gdzie bohater na końcu doznaje swoistego oczyszczenia po okresie zbłądzenia.

Na zakończenie proszę Was o opinie zarówno na temat samej płyty, jak i mojej recenzji. Jeśli pojawi się ciekawa polemika, to być może odpowiem dokładnie na Wasze uwagi w osobnym wpisie :)

DogGhost
19 lutego 2012 - 10:41