Niemal rok – tyle musiał czekać Wiedźmin 2, by móc trafić do czytników konsol Xbox 360. Czy panowie CD Projekt RED wykorzystali ten czas dobrze, dostosowując silnik graficzny i całą resztę technikaliów pod ten nieznany grunt? Z czystym sumieniem i ręką na sercu, przysięgając na honor harcerza – tak!
Choć warszawki deweloper poczynił wiele kroków, by konwersja (dodam tylko, że nie jest to kalka 1:1 względem PC, a adaptacja pod nową platformę) wyglądała przynajmniej tak dobrze jak oryginał, to xboxowa wersja zdecydowanie jej ustępuje pod względem oprawy wizualnej. Nie ma się co oszukiwać, Geralt na konsoli wygląda o wiele gorzej. Oczywiście, jeśli wszystkie suwaki z komputerowej wersji przesuniemy do maksimum i wtedy zestawimy obie edycje.
Druga sprawa to faktyczny wygląd na tle innych produkcji. W takim wypadku polski hit prezentuje się fantastycznie i myślę, że twórcy niewiele przesadzili, ogłaszając swoją grę najładniejszą na konsoli Microsoftu. Wydaje się to niesamowite, w jaki sposób RED-om udało się przenieść swoje dzieło w tak wysokiej oprawie graficznej na sześcioletni komputer (tyle mniej więcej minęło od premiery X360). Grafika w Wiedźminie 2 to prawdziwy majstersztyk, choć nie ustrzeżono się drobnych niedoróbek oraz baboli. W niektórych miejscach da się zauważyć rozmyte tekstury, ale na szczęście znalazły się niewidocznych obszarach. Innym poważnym zastrzeżeniem są doczytujące się tekstury „w locie”. Efekt znany z m.in. RAGE firmy id Software. Dzięki Bogu, w przypadku Wiedźmina 2 nie był on tak rażący! Przytrafił mi się tylko ze 2 razy i to wyłącznie podczas rozmowy, więc przymrużyłem na niego oko.
Jeśli już jestem przy takich technicznych niedociągnięciach, nie mogę nie wspomnieć o problemach NPC-tów. Swój egzemplarz otrzymałem prosto od producenta, więc winą – być może – obarczyć powinienem właśnie go. Nie zmienia to faktu, że wielokrotnie postacie niezależne przenikały przez postronnych ludzi, otoczenie lub fragmenty ścian; w trakcie biegu potrafiły się nagle zatrzymać, co sprawiało masę kłopotów kiedy taki delikwent prowadził nas w jakieś miejsce. Krótko mówiąc – podstawowe błędy przedpremierowej kopii.
Ostatni zarzut kierowany w stronę Wiedźmina 2 ponownie dotyczy prasowej kopii – chodzi mi o brak dopasowania polskich napisów do angielskich dialogów. Niekiedy miałem wrażenie, że deweloperzy wzięli podpisy z naszej rodzimej edycji gry, a głosy z brytyjskiej. W wyniku czego bohaterowie mieli więcej do powiedzenia, niż można było się domyślić z tekstu. Słuchało się tego z uśmiechem na ustach, lecz na to także przymknąłem oko.
W ramach Edycji Rozszerzonej twórcy dodali 2 duże questy wydłużające zabawę o średnio 4-5 godzin. Umieszczono je na samym końcu przygody – w III Akcie. Jest to wynik bardzo dobry, dodatkowo zwracając uwagę na bezpłatnego patcha w wersji na PC. Oprócz powyższych zadań, magicy z CD Projekt RED wzbogacili podstawową wersję Wiedźmina 2 o nowe lokacje (las oraz podziemia Loc Muine), 3 postacie ściśle związane z główną linią fabularną oraz mnóstwo przedmiotów. Nie wspominam już o genialnym intrze w reżyserii Tomasza Bagińskiego (brawa dla ekipy Platige Image!) oraz outro.
Wszędzie nowości, zmiany i rewolucje. Kim byłby Geralt, gdyby nie pewne elementy pozostawione w niezmienionej postaci. W nienaruszonym stanie CD Projekt RED pozostawiło cały szkielet rozgrywki. Wiesiek nadal wygrywa walki stalą i żelazem (miecz przeznaczony odpowiednio: na ludzi i potwory). Przy tym robi niezliczoną ilość fikołków, by uniknąć ciosów przeciwnika, tworzy mnóstwo mikstur wspomagających jego organizm, a z bitwy na bitwę staje się coraz lepszy za sprawą zdobywanych punktów doświadczenia. Z tymże już nie przy pomocy duetu mysz + klawiatura, a pada!
Ludzie odpowiedzialni za ten aspekt spisali się wyśmienicie! Sterowanie zostało przełożone perfekcyjnie – i mówi to człowiek, który na urządzeniu zwanym Xbox 360 młóci od kilku miesięcy! Niewielka osobista uwaga: z racji małej wprawy w posługiwaniu się konsolowym kontrolerem, troszkę przeszkadzało mi kilkusekundowe przejście pomiędzy ekranami w ekwipunku.
Jak wspomniałem wcześniej, Biały Wilk umiejętnie włada bronią białą. W głównej mierze wyszkolenie w posługiwaniu się mieczem jest kluczem do sukcesu. I to właśnie tę drogę obrałem szkoląc Geralta. W Internecie spotkałem się z opiniami, że rozwijanie gałęzi odpowiedzialnej za szermierkę jest – krótko mówiąc – prostackie. Może i tak, ale mnie ten styl gry się podobał i nie wyobrażam sobie, bym lepiej rzucał znakami niż walczył na bliskim dystansie. Taka jest wiedźmińska natura i z nią nie warto dyskutować.
Zacząłem wychwalać wyższość szermierki ponad innymi fechtunkami, lecz spokojnie, każdy jest tak samo rozbudowany. Równie dobrze można być mistrzem w warzeniu eliksirów i spokojnie pokonywać przeciwników. Ja postawiłem na klasykę, ponieważ czułem się w niej najlepiej.
Identycznie jak w pierwowzorze (o ile mogę tak powiedzieć o nie-rozszerzonej edycji) dostajemy możliwość ulepszenia swojego pancerza i broni. Wydaje mi się, że jest sporo więcej itemów, którymi możemy usprawnić ekwipunek, niż grając w poprzednią wersję na PC, co tylko przemawia na korzyść tego tytułu. Geralt ma możliwość także korzystania z petard i pułapek. Faktem jest, iż w walce wydają się mało poręczne, jednak jeśli raz z nich skorzystamy, to później wydadzą się niezbędne. Są po prostu wygodne i pełnią rolę dzisiejszego granatu. Naturalnie mówię tutaj o petardach. Z pułapek wcale nie korzystałem, bo nigdy nie wiedziałem, kiedy spacerując przez las we Flotsam (lub gdzieś indziej) ktoś (lub coś) mnie zaatakuje.
Konsolowe realia wymusiły na deweloperach pewne ograniczenia względem świata. Jeśli graliście w Wiedźmina 2 na „blaszakach”, to z pewnością pamiętacie sporą jego otwartość. Tylko w nielicznych momentach były postawione bramy, bo program musiał doczytać dane, a to było bardzo wygodne, ponieważ nie hamowało ciągłości w podróżowaniu. Tutaj tego typu miejsc do wczytania tekstur było o wiele więcej – w szczególności w II Akcie. Jednak nic na to nie mogłem poradzić – musiałem gorliwie czekać.
Na pochwałę zasługują również dialogi. Napisane z polotem i lekkością, idealnie wpasowują się w klimat. Nie raz uśmiechnąłem się pod nosem, słuchając przekolorowanych opowieści Jaskra, pełniącego rolę narratora pomiędzy rozdziałami. Ponadto same questy zostały z rozwagą przemyślane i wdrożone do gry. Nie dają graczowi miejsca na nudę, ani monotonię. Nawet poboczne zadania przynoszą sporo frajdy, co nieczęsto się zdarza w tym gatunku.
Nie zapominajmy o fantastycznej muzyce! To arcydzieło – nie boję się tego powiedzieć. Już po „jedynce” chciałem wykrzyczeć to zdanie, lecz miałem lekkie obawy. Po wsłuchaniu się w soundtrack i pobraniu dwóch utworów (muzyka z intra oraz premierowego trailera; zostały udostępnione przez firmę CD Projekt) bez żadnych obiekcji mogę powiedzieć – majstersztyk!
Moim zdaniem Wiedźmin 2 w wydaniu na konsolę Xbox 360 jak najbardziej zasłużył na dziewiątkę. Kusi wciągając, pełna wartkiej akcji fabuła, nieszablonowe postacie, przyjemne w odsłuchu dialogi, zróżnicowane questy i mnóstwo, mnóstwo klimatu. Mimo iż sam mistrz Sapkowski nie brał udziału w pracach nad tym tytułem, to wyraźnie czuć jego rękę – tym większe brawa dla deweloperów, że z taką wiernością odtworzyli książkowe realia. Oczywiście produkcja nie ustrzegła się błędów, lecz są one tak małe, że przy zaletach gasną niczym wątła zapałeczka. Czekamy na Wiedźmina 3, by można było z czystym sercem wystawić 10!