Jeżeli ktokolwiek z Was liczył, że Spec Ops: The Line będzie realną konkurencją dla trzeciej części Maxa Payne'a śpieszę donieść, że nie – gliniarz z Hoboken może odetchnąć z ulgą. Wydane dzisiaj demo dubajskiej apokalipsy ostatecznie przekonało mnie, że nie warto inwestować większych pieniędzy w tytuł ze studia Yager. Pod dużym znakiem zapytania stoi również ewentualny zakup w jakiejś reedycji za grosze. Spec Ops: The Line jest tłustym, odgrzewanym kotletem i grą spóźnioną o jakieś...trzy, może cztery lata.
W pełni popieram opinię redakcyjnego kolegi UV Impalera, który w marcowej publikacji przyrównał ją do pogrążonego we własnych słabościach Homefronta. W obu przypadkach twórcy mydlili oczy i wspominali o ambicji stworzenia czegoś ponad standardami. W rezultacie Spec Ops: The Line okazał się być wymęczonym cover-shooterem, z mechaniką skopiowaną z ery post-GearsOfWar-sowej. Wielkich błędów i wtop nie ma, ale odsmażając kotleta po raz 50-ty nie warto obwieszczać sukcesu z powodu zdjęcia go z patelni, rajt?
Ktoś powie, że narzekam, że niby to demo i nie prezentuje ostatecznej jakości produktu. Trudno. Spec Ops: The Line należy jednak do kręgu gier na maksa odtwórczych i zrobionych wedle znanego szablonu. Demko przeszedłem z marszu, w ciągu 45 minut, przy czym nie doszukałem się w tym czasie ani fajnych treści, ani dobrej akcji, ani niczego co powodowało, że rozgrywka była wymagająca. Dobijająca jest przede wszystkim liniowość, która przybiera fragmentami potężne rozmiary absurdu i niedorzeczności - przykładowo w trakcie wykonywania misji gracz otrzymuje zadanie odnalezienia miejscówki, gdzie może opuścić się na linie, a ta znajduje się aż 10 kroków dalej. Do tego wszechobecne waypointy, wskaźniki i inne blubry robiące ludzikowi przed kompem wodę z mózgu. Panowie z Yager – wasza gra nie jest aż tak skomplikowana;)
Nie najlepiej prezentują się także dwa ważne dla tego gatunku elementy – sztuczna inteligencja oraz opcje dowodzenia. Co prawda wersja demonstracyjna pozwala na ustawienie poziomu trudności maksymalnie na Normal, ale i tak przeciwnicy nie grzeszyli nawet podstawowym surwiwalem i pakowali się pod lufę wychodząc zazwyczaj z jedynego korytarza w pomieszczeniu (tu kłania się żenujący design lokacji). Pałętający się pod nogami gracza Adams i Lugo co prawda nieźle radzą sobie z eliminacją wrogów, ale zakres manewrów został ograniczony do absolutnego minimum (zazwyczaj jest to ostrzał konkretnej jednostki w grupie przeciwników).
Yager wyszło również z założenia, że oprawa wizualna rozległego pustkowia będzie skutecznie maskować marne wykonanie klaustrofobicznych wnętrz. Bazujący na Unreal Engine tytuł wygląda co prawda nieźle gdy przychodzi mu ukazać widok na zrujnowany Dubaj, ale to koniec jakichkolwiek pochwał. Graficznie nawet na najwyższych ustawieniach jest brzydko, a straszące kiepskimi teksturami korytarze zniechęcają do przeszukiwania mapy pod kątem sekretów. Twórcom należy się również nagana za brak wsparcia dla monitorów 4:3. Czarne pasy są obecne przez 100% czasu i nie mają nic wspólnego z filmowymi przerywnikami. Ja wiem, że to miało być pociśnięte głównie na konsole, ale na Boga, jakieś standardy pecetowe też trzeba zachować.
Demo Spec Ops: The Line ostatecznie pogrzebało jakiekolwiek szanse na wyjątkowość tego tytułu. Niby dużą rolę ma grać oparta na Jądrze ciemności fabuła, ale umówmy się – musiałaby być ona wybitna, aby przykuła na wiele godzin. Gameplayowo i stylistycznie jest tak na 3=. Jedno muszę jednak Yagerowi przyznać – nie sprzedają już kota w worku, a decyzja o wydaniu dema nadaje się do pochwały.