Seria Call of Duty jest obecnie najlepiej sprzedającą się marką na świecie. Czy słusznie? Co do tego mam akurat wątpliwości, aczkolwiek nie zamierzam tu wnikać w indywidualne decyzje graczy. W końcu każdy z nas ma inny gust i co innego może mu się podobać lub nie. Ja osobiście lubię kilka odsłon, ale uważam, że wspomniany przeze mnie coroczny cykl jest przez ludzi przesadnie chwalony. W dalszej części tekstu podam kilka argumentów, dlaczego tak uważam, a tymczasem zapraszam wszystkich do zapoznania się z niniejszą recenzją Call of Duty: Modern Warfare 3.
Zacznijmy może od tego, że recenzowana gra jest już ósmym z kolei odcinkiem wojennych zmagań. Z biegiem lat twórcy porzucili drugowojenne potyczki na rzecz współczesnych. Nie zamierzam jednak rozwodzić się nad tym, czy wspomniana przeze mnie zmiana okazała się słuszna, ale poruszę za to nieco inny temat. Od jakiegoś czasu jestem znudzony teraźniejszymi konfliktami. Pisząc teraźniejszymi, mam tu oczywiście na myśli te, które toczą się kilka lat przed lub po 2012 roku. Nie da się ukryć, że po ogromnym sukcesie pierwszego Modern Warfare zostaliśmy wręcz zalani tego typu produkcjami, dlatego zmęczenie materiału jest dla mnie aż nadto odczuwalne. Mimo to, zdecydowałem się zapoznać ze zwieńczeniem "trylogii" opowiadającej o losach Kapitana Price'a oraz jego kompanów.
"Trójka" opowiada o dalszych losach naszych bohaterów zaczynając się w tym momencie, gdzie kończyła się druga odsłona podserii. Nie brakuje tu jednak nowych wątków, które w późniejszych etapach zaczynają się łączyć w jedną, w miarę spójną całość. Jak wiadomo z poprzedniczki, sytuacja panująca na świecie jest beznadziejna, dlatego nikogo nie powinno dziwić pojawienie się III Wojny Światowej. Już na samą myśl o globalnym konflikcie zbrojnym rozpierało mnie od środka. Jednak doskonale zdawałem sobie sprawę z czym mam do czynienia, dlatego też moje emocje w zaskakująco szybkim tempie opadły do zera.
Dlaczego? Ano dlatego, że eksploatowana do granic możliwości marka od wielu odsłon nie przeszła gruntownych zmian. Wówczas od roku 2007 mamy właściwie do czynienia z tym samym. Znam osoby, których taki stan rzeczy zadowala, ale mnie osobiście mocno nuży. Już pominę fakt słabej oprawy wizualnej, która miejscami daje jako tako radę. Od strony artystycznej nie mam większych zastrzeżeń, aczkolwiek nie będę ukrywał tego, że pod względem technologicznym razi już moje oczy. Jest statycznie, mało szczegółowo, staroświecko i ogólnie brzydko. Niestety jeszcze gorzej jest pod względem fizyki. Co prawda, producent zaimplementował tu na wzór Battlefield: Bad Company 2 destrukcję otoczenia, ale w porównaniu z konkurentem sprawia ona wrażenie śmiesznej popierdółki. Oczywiście taka zmiana cieszy mnie niezmiernie, ale musiałem stwierdzić oczywiste fakty.
Brak większej interakcji z otoczeniem nie powinien nikogo dziwić. Wszakże żadna część Call of Duty nie pozwalała nam na to. Owszem, ten aspekt mógłby dodać pewnego smaczku, ale w tej tematyce nie jest on niezbędny. To, czego jednak twórcom nie wybaczę to archaiczny, sztywny niczym z niskobudżetówek z kiosku feeling strzelania. Niemal z każdej broni strzela się tak samo. Animacje, ani odczucia płynące z anihilacji wrogów, nic, a nic nie zmieniły się od pierwszego Modern Warfare. Osobiście uważam, że w strzelaninie ten element powinien zostać wykonany możliwie jak najlepiej, dając nam przy tym niewyobrażalną przyjemność z rozgrywki. Tak się jednak stało, a szkoda. W końcu model wypluwania pocisków z naszych śmiercionośnych broni psuje mi tu w znaczny sposób zabawę. Nie jestem go w stanie w żaden sposób znieść. W ogóle nie potrafię pojąć tego, że najbardziej dochodowa marka działa na prehistorycznej, zupełnie tandetnej z dzisiejszej perspektywy technologii. To jest totalny absurd oraz kpina z graczy! O sztucznej inteligencji naszych wrogów szkoda nawet pisać.
Zostawmy jednak technologię w spokoju i przejdźmy do ważniejszych czynników. Fabuła jest jaka jest. Typowa w tego typu produkcjach, czyli krótko mówiąc słaba. Nie wciąga, ponadto sprawia wrażenie wymówki dla całej zabawy, często wywołując we mnie szyderczy śmiech z banalnych i karykaturalnych momentów. Owszem, pojawiają się i takie, które potrafiły wzbudzić moje emocje, ale takich momentów jest niezwykle mało. Reszta to nic innego jak hamburgerowa papka dla niewymagających graczy. Na plus zaliczam tu oczywiście zamknięte i miejscami dość niespodziewane zakończenie, które podniosło w moich oczach status tej gry. Oczywiście o jakimkolwiek realiźmie nie ma mowy, ale takie są uroki tej opery mydlanej.
Strona dźwiękowa jest całkiem dobra. Szczególnie mam tu na myśli dostępny w grze soundtrack. Niestety nie zapadł on na dłużej w mojej pamięci. Grunt, że pasuje do przedstawionego przez studio Infinity Ward konfliktu i sytuacjami z nim związanymi. Jeśli zaś chodzi o inne dźwięki wydobywające się z głośników, to szczerze mówiąc bywa różnie. Odgłosy wybuchów, rozpadających się budowli, czy też dialogi stoją na właściwym poziomie. Znacznie gorzej jest za to z naszymi spluwami. Sprawiają wrażenie przytłumionych, a ponadto są wprost wyjęte z czwartego odcinka.
Pierwsze dwie części cenione były przeze mnie za niesamowity klimat i uczucie uczestniczenia w drugowojennych zmaganiach. Widać, że producent starał się tylko jak mógł, aby w odpowiedni sposób zbalansować całą rozgrywkę i ukazać naszym oczom zapierającą dech w piersiach historię. Nowsze części Call of Duty przyzwyczaiły nas za to do wielu przesadzonych wybuchów i wszechobecnej akcji. W końcu to znak rozpoznawczy serii. Szkoda tylko, że większość wykreowanych przerywników filmowych jest żywcem wyjęta z poprzednich odsłon. Mało tego. Nawet jeśli trafią się nowe ujęcia, to są one przedstawione w typowy dla siebie sposób, który po tylu latach absolutnie nie robi na mnie wrażenia. Szczególnie mam tu na myśli sekwencje, gdy wszystko wali się wokół nas, dźwięki szaleją i próbują wprawić nas w stan szoku, a ekran zamiast nadążyć za efektami audio, trzęsię się niemiłosiernie tylko po to, aby za chwilę całkowicie przyciemnić ekran. Gdy sytuacja się uspokaja, ekran ponownie z czarnego tła robi się jasny, a my możemy już jedynie podziwiać całkowicie zrujnowaną okolicę. Szkoda, że tych niewątpliwie najciekawszych atrakcji twórcy w swoim dziele nie zdołali nam pokazać. Brak umiejętności, chęci, finezji twórców? A może słaby silnik gry nie pozwala na takie efektowne rzeczy? Panowie, czas wziąć się do roboty i pokazać w końcu nową jakość.
Denerwuje mnie też szybkie przeskakiwanie z jednego miejsca na drugie, przez co ciężko wczuć się w danego bohatera jak i całą sytuację. Taki chaos powoduje, że po ukończeniu gry tak naprawdę niewiele z niej pamiętam, nie wspominając o przewijających się w zastraszającym tempie mało charakterystycznych postaci, przez co brakuje więzi między graczem, a elektronicznymi kumplami z dostępnych tu ekip. Ja bardzo cenię sobie produkcje, w których wczuwam się w daną rolę. W nowszych odsłonach Call of Duty o immersji nie ma nawet najmniejszej mowy, za co należy się znaczący minus.
Tryb multiplayer niewiele różni się od tego z 2007 roku, a większość zawartych w nim zmian wypada bardziej na minus, niż na plus. To dlatego, że program nie oferuje wsparcia dla modderów, a ofiarowuje nam jedynie kilka przeciętnych mapek za kolosalną kwotę pieniędzy w pakietach DLC. Brakuje tu również zdrowej rywalizacji, przez co i tak mało lubiany przeze mnie tryb traci całkowicie na swej wartości. Tak na dobrą sprawę, dla fanów, bo oczywiście nie dla mnie, dobrym pomysłem jest pojawienie się punktów doświadczenia, które zachęcają do dalszego rywalizowania z żywymi uczestnikami, ale ten aspekt pojawił się już dużo, dużo wcześniej w tej serii, więc multi w omawianym produkcie w żadnym wypadku nie zaskakuje. Mapki są małe i bez większego polotu, ale pozwalają za to na dynamiczną rozgrywkę. Zdecydowanie bardziej przypadl mi do gustu tryb Spec Ops, który pierwszy raz pojawił się w odsłonie z 2009 roku. Na największą uwagę zawierają etapy kooperacyjne, gdzie możemy wraz ze znajomym wykonywać specjalne zlecenia, których ukończenie daje niemałą satysfakcję.
Lokacje przedstawione w Modern Warfare 3 mogą się podobać. Są zróżnicowane i dość ciekawe, zważywszy na ich bardzo liniowy przebieg akcji. Zauważyłem też pewną różnicę. W przeciwieństwie do swoich poprzedników, tutaj mamy bardzo dużo okazji do rozejrzenia się po okolicy. Jest to spowodowane tym, że jak na COD'a jest tu niewiarygodnie mało akcji. Na pewno nie ma tu mowy o rozmachu, jaki twórcy zaserwowwali nam w swoim poprzednim produkcie. Trochę dziwne, prawda? W końcu mamy tu do czynienia z III Wojną Światową. Owszem, lubię spokojniejsze etapy, ale tych w recenzowanym dziele jest zdecydowanie za dużo. Nic więc dziwnego, że tytuł ten dość często mnie nudził. Dobrze chociaż, że singiel do długich nie należy. Zauważyłem też pewną nieścisłość. Co prawda tym razem czepiam się na siłę, bo i w innych grach również wychwyciłem takie zdarzenia, ale warto o tym wspomnieć. Jako, że interesuję się motoryzacją, nie mogłem przejść obok pojawiających się w grze pojazdów. Akcja toczy się w roku 2016, a na ulicach stoją auta z początku XXI wieku. Dlaczego nie ma tam nowszych środków lokomocji? Nie wiadomo, ale jak już wyżej wspomniałem, jest to zwykłe czepialstwo z mojej strony.
Podsumowując niniejszy tekst, stwierdzam, iż Call of Duty: Modern Warfare 3 jest w moich oczach średniakiem, ale wartym zagrania. Nie jest to zła produkcja, której należy unikać, ale też nie jest dobra. Najbardziej brakuje mi w niej poczucia świeżości. Kosmetyczne zmiany to zdecydowanie za mało jak na taki światowy produkt. Tryb multi również niczym nie zaskakuje, ale miłym dodatkiem jest tu kooperacyjny tryb specjalny, znany również z Modern Warfare 2. Sama gra jednak do długich nie należy i nie zawiera w sobie niczego interesującego. Ot zwykła strzelanka na parę chwil, w celu odmóżdżenia szarych komórek. Nic, ponadto.
P.S. Nie jestem fanem konkurencyjnych serii takich jak chociażby Battlefield, czy Medal of Honor. Uważam też, że moja ocena jest całkiem odpowiednia, ponieważ lepiej bawiłem się przy poprzednich Modern Warfare'ach, nie wspominając już o innych produkcjach.
P.P.S. Dziękuję użytkownikowi TehKot za zrobienie przez niego screenów z gry, potrzebnych do realizacji niniejszej recenzji.
Polub Raziela jeśli podoba ci się niniejszy tekst. Z góry dziękuję za klik.