Infinity Blade – recenzja (iOS) - K. Skuza - 2 lipca 2012

Infinity Blade – recenzja (iOS)

God King & Infinity Blade w całej okazałości.

Najbardziej dochodowa marka Epic Games? Gears of War? Skądże znowu! Infinity Blade, czyli rewolucyjna, oryginalna gra dedykowana urządzeniom firmy Apple. Choć jest powtarzalna, nieskomplikowana i naprawdę można z nią spędzić wieczność – warto wydać każdą złotówkę. Szczególnie, że zazwyczaj kosztuje w AppStore jednego dolara. Bezcen!

Niniejsza recenzja powinna była powstać dawno temu, ale dałem grze „odleżeć”. Wydawało mi się, że zachwyty milionów ludzi są przesadzone, że sam dałem się nabrać na to, iż „mizianie” ekranu może sprawiać nieopisaną frajdę. Dlatego na kilka tygodni odłożyłem Infinity Blade na półkę. Przedwczoraj ponownie sięgnąłem do tego, średniowieczno-fantastycznego świata Króla Bogów i... znów nie mogę się oderwać!
Tytułowe, Nieskończone Ostrze, to legendarna broń, na której ręce położył bezlitosny God King, beztrosko sprawujący tyranię w krainie gry. Nasz (niemy) bohater wyrusza więc do cytadeli króla, żeby rozprawić się z nim raz na zawsze, przy okazji dokonując zemsty – musimy bowiem pomścić śmierć naszego ojca, zamordowanego przez Króla Bogów. Zdobycie Nieskończonego Ostrza, które dzierży nasz główny wróg, to wyprawa co najmniej warta trzech świeczek. Po pierwsze, tytułowy miecz to najpotężniejsza broń w krainie. Po drugie, to jedyna szansa na bycie bliżej ojca, bowiem miecz więzi w sobie dusze wszystkich wojowników, których pokonał. Po trzecie, aby otworzyć pewną komnatę w piwnicach cytadeli, konieczne jest posiadanie miecza. Wtedy dowiemy się również co miał na myśli God King mówiąc „poza mną są jeszcze znacznie potężniejsze istoty; idą po ciebie”. I, choć fabuła dawkowana jest szczątkowo, dialogów w grze raczej nie uświadczymy (za to monologi owszem), to będzie nam dane doświadczyć na własnej skórze przynajmniej jednego zaskakującego zwrotu akcji.

Rozgrywka dzieli się na dwa elementy – pierwszy to eksploracja, drugi to oczywiście walka. Świat gry zwiedzamy pieszo w pewnym sensie „po torach”, od jednego punktu do drugiego, z tym że cały czas mamy możliwość wybrania jednej z dwóch dostępnych dróg (a później zastanawiamy się nad tą niewybraną [pozdro, Frost]). Do większości lokacji nie możemy jednak zawrócić, więc wchodząc do zamku przez wrota nie będzie nam dane penetrować kanałów. Po drodze, niezależnie, czy oglądamy krótki przerywnik filmowy generowany na silniku gry, czy tkwimy w punkcie, nie wiedząc w którą stronę się udać – przyjdzie nam zbierać porozstawiane tu i ówdzie worki z monetami, buteleczki rewitalizacji (regenerujące nasze życie, atak specjalny i zaklęcia) i, jak na szanującą się grę fantasy przystało, otwierać skrzynie ze skarbami (złoto, mikstury plus bronie/pancerze).

Na wielkiego wroga - wielki miecz!

Walka to kwintesencja gry. Bohatera oglądamy cały czas zza pleców, w prawej dłoni trzymamy miecz (maczugę lub inne zabójcze ustrojstwo), w lewej tarczę. Ruchy palcem po ekranie zgrabnie odwzorowuje nasz wojak, tnąc i siekając bronią jak w dobrym slasherze. Środkowy przycisk to blok tarczą, a strzałki po lewej i prawej stronie wyświetlacza to uniki, które musimy prędko przyswoić i stosować, bo inaczej długo nie pożyjemy. Boje zawsze toczymy pojedynczo, tzn. z jednym oponentem naraz. Ale to nie oznacza, że potyczki są proste. Przeciwnicy zazwyczaj atakują nas falą 3-4 uderzeń, których częstotliwość, szybkość i kierunek uderzenia musimy szybko nauczyć się rozpoznawać i robić stosowne uniki lub zasłaniać się tarczą (niestety ona potrafi zablokować tylko kilka uderzeń podczas całej walki). Ponieważ spotykamy na swojej drodze różne rodzaje potworów (gladiatorzy z mieczem i tarczą, wojownicy z dwoma mieczami, roboty i przerośnięte potwory z jedną, ogromną maczugą), musimy być cały czas czujni. Z biegiem czasu uczymy się jednak niemal na pamięć wszystkich ataków poszczególnych przeciwników, dzięki czemu z wyprzedzeniem możemy wykonać unik i szybki, zabójczy kontratak. I tutaj też dostajemy niemałe pole do popisu, bowiem możemy albo zaatakować potwora po serii udanych uników (obserwujemy wtedy spowolnienie czasu – jest to idealny moment do pocięcia delikwenta jak kiełbaskę na grilla), albo odparować jego atak, lub dźgnąć go w nogę/brzuch/głowę podczas chwili nieuwagi. Niekiedy przyjdzie nam także używać specjalnych ataków, które na chwilę dezorientują wrogów i sprawiają, że przez kilka sekund możemy zrobić z ich brzuchów bęben do pralki. Walka jest z upływem czasu coraz trudniejsza i bardziej dynamiczna, czasem wymaga od nas wręcz małpiej zręczności (z tego miejsca pozdrawiam Króla Bogów). Dzięki temu jest szalenie satysfakcjonująca, szczególnie gdy po wykończeniu przeciwnika oglądamy krótki przerywnik zwieńczony efektownym finiszerem.

Naszego niemego bohatera możemy oczywiście stosownie ubrać na każdy pojedynek. Mamy do dyspozycji hełmy, pancerze, broń (wyłącznie jednoręczną), tarczę i magiczne pierścienie. Dzięki tym ostatnim możemy od czasu do czasu rzucić zaklęcie podczas walki, np. elektryzujące, zatruwające wroga, albo wspomagające nas – czyli leczące. Elementy ekwipunku odnajdujemy w skrzyniach, zdobywamy po wygranej walce lub kupujemy w sklepie, do którego możemy przejść z poziomu statystyk bohatera. Te zaś dzielą się na Zdrowie (naturalnie, pasek życia), Atak (zwiększający obrażenia), Obronę (polepszającą blokowanie tarczą) i Magię (usprawniającą magiczne ataki i leczenie). Co ciekawe, nasz bohater otrzymuje doświadczenie (dzięki któremu rozwija 4 umiejętności) nie tylko po pokonaniu przeciwnika – nasz ekwipunek także zbiera cenne punkty, które przelewane są na konto herosa. To miły i ciekawy dodatek, choć wymusza dość częstą zmianę sprzętu, bo gdy „wymasterujemy” broń lub pancerz, dobrze byłoby je zmienić na nowe, a te lepsze przecież kosztują, zaś gorszych głupio jest używać, skoro w kolejnych komnatach spotykamy coraz to silniejszych wrogów.

Ta sala tronowa na długo pozostanie w Waszej pamięci...

Z Nieskończonym Ostrzem wiąże się jeszcze jedna historia – otóż, żeby obejrzeć napisy końcowe „wystarczy” pokonać Króla Bogów, ale żeby rzeczywiście ukończyć grę, należy zdobyć tytułowy miecz i odkryć pewną zagadkę w lochach cytadeli. Jest to o tyle trudne, że pokonanie God Kinga na jakimkolwiek poziomie doświadczenia to nie lada wyzwanie. Ponadto Infinity Blade wypada tylko z niego i to bardzo rzadko, a żeby kupić słynny miecz należy uzbierać… pół miliona monet. Co jest możliwe, ale mniej więcej za dziesiątym przejściem gry. Tak, przygotujcie się na długą podróż tymi samymi korytarzami, usłanymi podobnymi przeciwnikami, walczącymi na kilka charakterystycznych sposobów. Brzmi jak żart od Epic Games, a wygląda jak mini-gra? Nie dajcie się zwieźć pozorom. Choć teren gry nie jest olbrzymi, to za każdym razem możemy dojść do Króla Bogów inną drogą, a pojedynek z nim to zawsze wyzwanie dla naszych zwinnych palców i spostrzegawczych oczu. Mało tego! Każda walka jest emocjonująca, a im dalej w las, tym ciemniej… Tym przeciwnicy mając coraz wyższe poziomy (finalny boss także), wykonują bardziej zróżnicowane sekwencje ataków, tym szybciej tną nas mieczami, kopią nogami, uderzają głowami – słowem: nie-ma-lekko!

Z dziennikarskiego obowiązku tylko wspomnę o tym, o czym już wszyscy dawno wiedzą. Grafika jest przepiękna! Pokazuje, na co nasze iPhone’y i iPady stać. Tekstury są szczegółowe, modele postaci również, animacje płynne i realistyczne, a efekty walki soczyste jak krew, która… akurat w grze nie tryska, żeby nie było zbyt brutalnie. Muzyka i szczątki monologów współtworzą mroczny, tajemniczy, dziwny świat średniowiecznego fantasy, z którego tak naprawdę chcielibyśmy uciec, a nie zagłębiać się i odkrywać prawdę o naszych poprzednikach i następcach…

Reasumując, Infinity Blade można zarzucić, że jest zbyt krótka (jeśli planujemy ją przejść tylko raz), lub zbyt długa (jeśli chcemy ją rzeczywiście ukończyć); że niekiedy jest zbyt trudna, że mimo wszystko powtarzalna. Ale nie zapominajmy, że to właśnie Nieskończone Ostrze wprowadziło do elektronicznej rozgrywki nowy model zabawy (który teraz bez pardonu jest tak chętnie powielany w innych produkcjach na AppStore); że przedmiotów i możliwości modyfikacji postaci oraz sposobu walki jest naprawdę mnóstwo; i że śladowe ilości fabuły tak naprawdę działają na jej korzyść. W Infinity Blade stawiamy wiele pytań, a na niewiele potrafimy sobie odpowiedzieć. Gdy to już jednak uczynimy, zaczynamy żyć w przekonaniu, że niewiedza to jednak błogosławieństwo…

Ocena: 9/10

PLUSY:
+ wciągająca, satysfakcjonująca; piękna, efektowna; sporo możliwości prowadzenia walki

MINUSY:
- powtarzalna; trudna; żeby ją ukończyć, trzeba albo pokochać tę grę, albo dodatkowo zapłacić (mikrotransakcje)


PS Od kilku dni należę ciałem, duchem i umysłem do grupy freaków-geeków z Geekoskopu. O co chodzi starym wyjadaczom gier wideo, miłośnikom ambitnych filmów i zwolennikom literatury niepopularnej? Po więcej szczegółów zapraszam na Facebookowy profil i  krótką notkę Mruqe'a "co z czym się je?".

K. Skuza
2 lipca 2012 - 10:53