The Raid - kwintesencja mordobicia w pigułce - Marcus - 31 lipca 2012

The Raid - kwintesencja mordobicia w pigułce

Lubię czasami obejrzeć film, w którym pierwszy skrzypce odgrywa solidne mordobicie, a wątek fabularny schodzi na dalszy plan. Kiedy wreszcie znalazłem pasującego kandydata, okazało się, że jest to produkcja pochodząca z Indonezji. Nie mam nic do Azji, jednak dzieła tamtejszych reżyserów są, cóż… dość egzotyczne. Mimo to, po przeczytaniu kilku pochlebnych recenzji, postanowiłem zabrać się za The Raid.

Muszę przyznać, że Gareth Evans miał ciekawy pomysł na historię, jaką zaserwował widzom. Śledzimy losy oddziału SWAT, który otrzymał zadanie zatrzymania lub zneutralizowania członków kartelu narkotykowego działającego na terenie indonezyjskich slumsów. Tym sposobem dwudziestu świetnie wyszkolonych komandosów trafia do trzydziestopiętrowego wieżowca, strzeżonego przez zastępy zabójców, złodziei i narkomanów. Misja idzie gładko, jednak z czasem sprawy się komplikują, a budynek zostaje zmieniony w prawdziwą pułapkę. Żołnierze padają jak muchy, natomiast nieliczni, którzy przetrwali starają się  ocalić życie swoje i swoich kompanów.

Nie mogło oczywiście zabraknąć głównego bohatera, młodego wojaka dzielnie oklepującego kolejnych wrogów. Rama, bo tak nazywa się owy chłopak, spokojnie mógłby stanąć w szranki ze Stevenem Seagalem, bądź innym weteranem filmów akcji. Zgadza się – zdecydowanym plusem The Raid są krwawe (jednak nie do przesady) i efektowne pojedynki. Ilość złamanych kości jest równie wysoka co liczba trupów, a tych, uwierzcie, padają dziesiątki. Ale czym byłoby azjatyckie kino bez odrobiny komizmu? Zważając na fakt, iż główny protagonista potrafi roznieść na strzępy pięciu czy sześciu wrogów na raz, dziwi sytuacja, kiedy kilkanaście minut później męczy się z jednym zbirem przez prawie kwadrans, mając do pomocy (tutaj powinien być spoiler, ale oszczędzę wam cierpienia :D) kolegę. Mimo to, na tak niewielkie głupstwa można przymknąć oko, ponieważ hollywoodzkie kino częściej bombarduje nas gorszymi pomysłami.

Rockowe brzmienia dobrze komponują się ze scenami walki, dlatego efekt końcowy jest bardzo przyzwoity. Dynamika pojedynków (i przede wszystkim ich ilość) powoduje, iż niespełna dwugodzinny seans mija niezwykle szybko. Krótko mówiąc, The Raid w reżyserii Garetha Evansa „daje radę”, lecz film nie każdemu przypadnie do gustu. Jeśli nie lubicie ciągłej akcji i dźwięku łamanych kości, to z pewnością nie jest to dla was dobra propozycja. W przeciwnym wypadku, powinniście zapoznać się z ocenianym przeze mnie tytułem.

Ocena: 7,5/10

Marcus
31 lipca 2012 - 23:18