Czy Wam też cały czas towarzyszy uczucie déjà vu, kiedy włączacie kolejną już z rzędu grę? Uczucie powtarzalności? Jeśli tak, to najwidoczniej nie jestem sam, bo kiedy uruchamiam którąś z części Uncharted, to zaraz dużo elementów rozgrywki przypomina mi takie Gears of War, albo Prince of Persia. Następne w czytniku ląduje Dante’s Inferno, a tam wszystko żywcem skopiowane z God of War. Zirytowany szukam zbawienia w takim Battlefield: Bad Company 2, ale i tam znajduję dużo podobnych elementów do Call of Duty. Jedyne pytanie jakie mi się szybko narzuca na język, to: „Co do cholery dzieje się z tą branżą?”.
Powoli zaczynam mieć dość, a nawet zbiera mi się na wymioty, kiedy widzę kolejny nagłówek do recenzji gry na jakimś serwisie, utrzymany mniej więcej w tej koncepcji: „Gdy Call of Duty, spotyka GTA”. Czy naprawdę obecnie mamy tak mało nowatorskich produkcji, że nasz mózg wiecznie szuka porównań do „gigantów” rynku? A może owe tytuły, wraz ze swoją premierą, wprowadzają jeden wielki monopol? Na te pytania dokładnie Wam nie odpowiem, ale polecam spojrzeć na ostatnio wypuszczone w obieg gry i samemu nad tym pomyśleć. Wiadomo mi tylko tyle, że branża zatacza błędne koło, a praktycznie wszędzie znajdziemy kolejne już klony produkcji X, czy Y. Was też nie irytuje fakt, że jeśli jakiś pomysł „się sprzeda”, to za dobry rok pojawiają się tytuły go kopiujące lub idące pozostawionymi przez niego wytycznymi? Powiecie, że coś takiego nie ma miejsca i oszalałem? Spójrzcie na wspomniane już Call of Duty, albo takiego Minecrafta. Gier, które choć lekko do nich nawiązują, albo mają podobną tematykę jest obecnie od groma, a prawdopodobnie wyjdzie takich jeszcze więcej. Zrozumiałbym, jeśli miałoby się zamiar ujawnić, w krótkim przeciągu czasu, tylko tyle produkcji, ile zdołałbym policzyć na palcach jednej ręki, ale nie aż tyle, żebym potrzebował do tego kolejnej ręki i dwóch stóp!
Nieraz jednak trzeba coś skopiować, bo taka czy inna mechanika jest ostatnio „na fali”, a akurat świetnie pasuje do tworzonego przez nas dzieła, aczkolwiek zalecane jest zachowanie odpowiedniej ostrożności, żeby dany trybik, nie wziął góry nad całością i nie porównywano naszego dziecka do tego z bogatego sąsiedztwa. Doceniam również takie coś, kiedy twórcy dodają coś od siebie, albo solidnie dopieszczają „ukradnięty” pomysł, tak, żeby nie dawał po sobie wrażenia bycia „ściągniętym na siłę”. Owe zjawisko świetnie udało się studiu Naughty Dog, odpowiedzialnemu za Uncharted, albo autorom Darksiders – Vigil Games, tam powtórzone w branży schematy zostały, albo dobrze zrobione, albo odpowiednio wymieszane z innymi systemami, toteż nie sprawiają, że zaczynamy wymiotować na ich widok. Niestety dużo twórców gier AAA w końcu podlega pod większe koncerny, dla których nie liczy się jakość produktu, a liczby, którymi określane są jego wyniki sprzedaży. Cóż… w takich czasach przyszło nam żyć.
Po mojej głowie chodzi również mroczna wizja w której to, w przyszłości będziemy zmuszeni do grania w niemal identyczne tytuły, ale taka przepowiednia w ogóle nie powinna mieć miejsca, ponieważ zawsze znajdą się ludzie kreatywni, którzy wymyślą coś nowego i wkleją to do tytułu AAA, ale są też tacy, którzy robią coś innowacyjnego, pomysłowego oraz oryginalnego, a sprzedadzą to za wiele mniejsze pieniądze niż za te, do których przyzwyczaiły nas najwyższe półki. O kim mowa? Rzecz jasna o twórcach gier niezależnych, czyli tak zwanych Indie. Minecraft, Super Meat Boy, LIMBO, czy choćby ostatnio zdobywająca wielką popularność modyfikacja DayZ - te nazwy powinny Wam mówić sporo i to właśnie one dowodzą, że wystarczy dobra idea, a towar po prostu sprzedaje się sam. W tym segmencie rynku, który to ostatnio coraz bardziej się rozrasta, tego typu atrakcji można szukać mnóstwo i zawsze znajdzie się coś ciekawego, a serwisy pokroju Kickstartera pomagają prężnie rozwijać się wielu takim ludziom. Pomysłowość przede wszystkim!
Chciałbym tu zaraz napisać jakiś apel do koncernów, które trzymają pieczę nad kawałkiem tortu, zwanego „branżą gier”, ale znając życie odsuną oni owy tekst i pójdą dalej robić schematyczne, powtarzające się po raz setny, dobrze sprzedające się tytuły. Niestety nie jestem w stanie nic zrobić z tym zjawiskiem, dlatego muszę je zaakceptować oraz ukryć swój gniew do niego, bo jeśli miałbym strzelić gigantycznego focha na takie produkcje, to w zasadzie nie miałbym się przy czym bawić i byłbym szybko zmuszony do nadrobienia klasyków, tudzież innych kamieni milowych gamingu, a niestety to zdecydowanie szybko by mi się znudziło. Jakby to rzekł internetowy mem: „Keep calm and play schematic games”.
Jeśli chcecie wiedzieć co na bieżąco dzieje się u Rasgula, to zapraszam do odwiedzania mojego twittera! Coś na pewno na nim znajdziecie.