Lone Survivor - Silent Hill indyki i piksele - fsm - 14 sierpnia 2012

Lone Survivor - Silent Hill, indyki i piksele

fsm ocenia: Lone Survivor
80

Dopóki nie zagrałem, nie miałem pojęcia czym jest Lone Survivor. Przeczytałem pochlebną recenzję w CDA (co ważne - w zasadzie pozbawioną obrazków), gdzieś tam w oko wpadła inna pozytywna opinia (że oto pojawił się płaski survival horror, który mimo monstrualnych pikseli potrafi solidnie przestraszyć) potem okazało się, że piąta edycja Humble Indie Bundle posiada w sobie właśnie ten tytuł. Skoro taki dobry, to chyba trzeba spróbować? Trzeba. Bo dobry. Powiadam!

Historia:

Jeśli ktoś poprosiłby mnie o jak najkrótsze opisanie gry Lone Survivor, to brzmiałoby ono tak: płaski, rozpikselizowany Silent Hill Light. Oto koleś. Nie ma imienia, ale ma problem. Obudził się w świecie, w którym ludzie zamienili się w potworne, telepiące się kreatury, fragmenty rzeczywistości zniknęły w rumowiskach lub bezdennych przepaściach - atmosfera jest niesłychanie przygnębiająca, a nasz bohater musi sobie z tym wszystkim jakoś poradzić. Nad wszystkim ciąży widmo CZEGOŚ STRASZNEGO z przeszłości, tajemnicza "ona" i dziwne wizje nawiedzające bohatera.

Rozgrywka:

Nasz ludek przebywa sobie w czyimś mieszkaniu i stopniowo odkrywa świat poza nim - najpierw swoje piętro, potem piętro niżej, następnie piwnicę i ulice miasta. Powolnym krokiem przemierzamy ciemne korytarze (można je oświetlić latarką, ale trzeba pamiętać o bateriach), odnajdujemy przedmioty niezbędne do posuniecia historii dalej, jedzenie (bohater często daje znać o głodzie), amunicję i inne rzeczy przydatne w walce z piekielnymi pomiotami. Dzięki pistoletowi łatwiej się negocjuje z potworkami, ale strzelanie jest trudne, bo cielować w zasadzie się nie da, a bohater porusza się wtedy dużo wolniej. Jeśli można - walki się unika. Do tego dochodzą konwersacje z kilkoma żyjącymi jeszcze osobami i wykonywanie prostych zadań (w zasadzie tylko: daj mi to, a ja dam ci tamto).

Prezentacja:

Widać na obrazkach. Wszystko płaskie, piksele wielkości monstrualnej niezalżnie od posiadanego monitora, cudownie kanciasta czcionka, którą lepiej się czyta po zmrużeniu oczu. Ma to swój urok, choć wymaga przyzwyczajenia. Na pewno dają radę efekty specjalne - rozjaśnienia, rozmazania, przesunięcia potęgują mroczną paranoję Lone Survivora. Klasą samą w sobie jest natomiast dźwięk. Dialogów brak, ale muzyka, efekty towarzyszące pojawianiu się stworów czy wizji - mniam. Silent Hill kłania się w pas.

Gra się:

Dobrze się gra. Lone Survivor ocieka klimatem, a pierwsze spotkanie z chodzącą potwornością wywoła ciary niezależnie od ilości włosów pod pachami/na brodzie. Wszystko dzieje się powoli, bohatera trzeba kłaść spać co jakiś czas (jedyny sposób na zapisanie stanu gry), trzeba go karmić i pomału składać do kupy elementy układanki. Następujące po ok. 3-4 godzinach zabawy zakończenia są trzy, każde wymaga dopowiedzenia sobie tego czy owego (a bazują one na wszystkich działaniach, odpowiedziach na pytania etc.). Jakiegoś wielkiego zaskoczenia względem fabuły nie ma, ale na pewno istnieje tona wysokobudżetowych gier, które są wyraźnie głupsze od Lone Survivor. I za to plus dla Jaspera Byrne'a, który sam to wszystko zrobił. Klasa, zaiste!

fsm
14 sierpnia 2012 - 10:55