Pamięć absolutna - rollercoaster z wypadkiem przy końcu trasy - Cayack - 6 września 2012

Pamięć absolutna - rollercoaster z wypadkiem przy końcu trasy

Pamięć absolutna byłby filmem jakich wiele. Dużo akcji, urodziwe kobiety, efekty, jakaś intryga. Do kin każdego roku wchodzi co najmniej kilka takich produkcji. Dlaczego ta się wyróżnia? Bo jeżeli jest się remakiem dość udanego klasyka sprzed ponad 20 lat, to na taki film patrzy się trochę inaczej. A idąc dalej – jeżeli pamięta się (lub podobnie jak ja przypomniało sobie dzień wcześniej) oryginał, to trudno się podczas seansu zaskoczyć. Wciąż pozostaje jednak zabawa w wyłapywanie różnic, obserwowanie popisów aktorskich i cieszenie oczu widowiskowością. I wszystko gra jak należy, ale niestety tylko do pewnego momentu.

Reżyser Len Wiseman wyszedł z trafnego założenia. Nowa Pamięć absolutna nie jest kopią 1:1 filmu Verhoevena. Najpoważniejszą różnicą jest to, że cała akcja dzieje się na Ziemi, choć wyniszczonej wojną. Tutaj rolę Marsa pełni Australia, nazywana Kolonią. Główne elementy historii pozostały za to bardzo podobne. Czy mowa o wydarzeniach, czy nawet pojedynczych linijkach kwestii dialogowych. Ciemiężca wciąż nazywa się Cohaagen, główny bohater to Quaid/Hauser, a kobiety u jego boku to wciąż Melina i Lori. Przykładową różnicą jest to, że tu ta druga pani pełni jednocześnie rolę starej Lori oraz Richtera, który skutecznie uprzykrzał życie Quaidowi cały poprzedni film. Głównym celem Quaida tak jak wcześniej jest przypomnienie sobie kim był, a po drodze dochodzi oczywiście udaremnienie zagrożenia, tym razem niestety dość banalnego.

Arnoldem bardziej trzepało

Po trailerach nie spodziewałem się niczego porywającego. Największy żal do filmu mam za to, że narobił nadziei na bycie czymś lepszym, niż się zapowiadał już podczas seansu. Wszystko grało jak w zegarku, zmierzało w zaskakująco dobrym kierunku. Historia (z mało znaczącymi wyjątkami) trzymała się kupy i oglądało się to z zaciekawieniem. Niczym w rollercoasterze ciągle się coś działo. A to pościg, a to walka, a to strzelanina, a to kolejny element układanki. Tak, do pewnej chwili film zasługiwał nawet na 7/10. A potem nastąpił zjazd (trafne w przypadku tego filmu wyrażenie) jakościowy. Mniej więcej od momentu gdy zaczął się właściwy finał, w którym nagromadzeniem bzdur dało by się obdzielić jeszcze ze dwa filmy. Mam wrażenie, że twórcy starali się przeprowadzić akcję jak najefektowniej, zapominając o jakiejkolwiek logice. O wiele bardziej kameralne zwieńczenie filmu z 1990 roku zdało egzamin znacznie, znacznie lepiej.

Beckinsale potrafi grać zimne, bezwzględne kobiety. Tutaj w aucie przystającym do swych czasów

Wiążę się z tym jeszcze jeden zarzut – Wiseman postawił na widowiskowość, zaniedbując narrację. Twist fabularny został potraktowany po macoszemu. Quaid Farrela przyjął do wiadomości rewelacje o sobie bez żadnych dowodów, inaczej niż postać Schwarzeneggera. Gdybym mógł coś doradzić reżyserowi, to poleciłbym uciąć kilka minut z przepakowanego zakończenia na rzecz lepszego wyjaśnienia nowym widzom o co chodzi w tej historii. Tymczasem w finale historia spłonęła na ołtarzu efektowności, forma zeżarła treść.

To spotkanie pozostawia sporo do życzenia, mimo całej sympatii do Bryana Cranstona.

Czy warto wybrać się do kina na nowe wcielenie Total Recall? Nie za bardzo. Film przez ponad połowę seansu budzi nadzieję na coś więcej, na koniec niestety pozostawia nas z poczuciem rozczarowania. Trzeba jednak oddać, że ogląda się to nieźle i jako prosta rozrywka może spełnić swoje zadanie. Sporo się dzieje, wygląda w porządku, wizja świata przyszłości może budzić lekki podziw. Ale jeśli porównamy nowy film ze starym, wypada gorzej na niemal każdej płaszczyźnie. Za skopany finał obcinam 1.5 punktu.

5.5/10

A na deser opinia kumpla po fachu:

Nie czekałem na „Pamięć Absolutną”, a tylko zbieg okoliczności sprawił, że miałem okazję obejrzeć ją w kinie już w dniu polskiej premiery. Wrażenia? To nienajgorszy film, który ma zarówno kilka ciekawych momentów, jak i parę głupich scen i dziwnych pomysłów. Fani pierwszej wersji ze Schwarzeneggerem na pewno wychwycą kilka smaczków, a pozostali będą się nieźle bawić prostym kinem akcji. Dzieło niestety nie trzyma równego poziomu i im bliżej końca tym atakuje widza coraz większą ilością głupot. Na piątkowy, luźny wieczór jest jednak niezgorszym wyborem. Każdy znajdzie tutaj coś dla siebie. Śmieszne pomysły na wizję przyszłości, efektowne strzelaniny czy piękne kobiety. Zawsze można na przykład popatrzeć na twardą Kate Beckinsale i na jej wyczynach skupić swoją uwagę, jeśli komuś przeszkadzają ludzie poruszający się koło jądra Ziemi w normalnych ubraniach. ;) 
                                                                                                              - Brucevsky

Cayack
6 września 2012 - 14:28