Deus Ex nie budzi już takiego zainteresowania, jak kilka miesięcy po premierze. Więc jeśli macie dosyć materiałów na jego temat, musicie wiedzieć jedno: Bunt Ludzkości to z pewnością jedna z najlepszych gier ubiegłego roku, a już na pewno najlepsza skradanka ostatnich lat. Więc albo przeczytajcie recenzję, która powinna zachęcić Was do kupna gry albo od razu ruszajcie sklepów. Bo naprawdę warto.
Podobnie jak fsm, również nie grałem w pierwszą część. Produkcja wyszła w momencie, kiedy moje rozeznanie w temacie gier komputerowych ograniczało się do ślęczenia nad najnowszymi odsłonami FIFA i budowaniu wiosek dla osadników zwanych Settlersami. Na szczęście jest dla mnie nadzieja, bo akcja Human Revolution rozgrywa się przed wydarzeniami ukazanymi w jedynce i nie straciłem ważniejszych nawiązań fabularnych, a co za tym idzie, mogę wrócić do protoplasty serii.
Mamy 2027 rok i ogromny postęp technologiczny, więc ludzie bez problemu mogą przeszczepić sobie to i owo. Tak się składa, że nasz chlebodawca – David Sarif prowadzi ogromną firmę zajmującą się implantami, wszczepami, usprawnieniami, modyfikacjami i wszystkim tym, czego zapragną klienci. Główny bohater gry, Adam Jensen, nadzoruje ochronę Sarif Industries. Pewnego dnia terroryści atakują placówkę, porywając kilkoro naukowców, zabijając część personelu, a przy tym znacząco okaleczając nikogo innego jak Adama. Dobrodziejstwa medycyny pozwalają lekarzom dosłownie poskładać rannego do kupy. Koniec końców główny bohater postanawia rozwikłać zagadkę zniknięcia badaczy, w czym oczywiście pomoże mu szereg biomechanicznych usprawnień.
Od początku w oczy rzuca się charakterystyczna stylistyka, jaką zastosowali twórcy. Świat przedstawiono w dużej mierze w żółtych i czarnych barwach, co z miejsca zapewnia Human Revolution miejsce wśród ciekawszych technologicznie produkcji. To właśnie specyficzna technika odwraca uwagę od momentami nierównej grafiki. Zdarzają się brzydko wyglądające tekstury, chociaż powodów do narzekań nie ma. Niezmiernie spodobała mi się wizja futurystycznego świata. Wygląd pomieszczeń i całego otoczenia całkiem nieźle odzwierciedla moje wyobrażenia nt. industrialnego świata. Klimat przyszłości może się podobać, chociaż nie chciałbym odczuć go na własnej skórze. Mam wrażenie, że twórcy przez niemal całą grę chcieli mnie do tego przekonać.
Na szczęście nie samą oprawą graficzną człowiek żyje, bo nowy Deus Ex ma do zaoferowania znacznie więcej. Przede wszystkim, dzieło Eidos Montreal świetnie łączy możliwość grania w sposób, którego nie powstydziłby się Agent 47, ale także pozwala na rozgrywkę w stylu Rambo. Chyba nie muszę mówić, co przynosi więcej przyjemności? Inna sprawa, że momentami nawet na średnim poziomie trudności trzeba się nieźle namęczyć, by niepostrzeżenie ominąć strażników, bądź też bezszelestnie ich uciszyć. Bo przecież nikt nie każe nam zabijać większości oponentów – sam najczęściej ich ogłuszałem, co momentami nie było łatwe. Chcąc lepiej wytłumaczyć mnogość możliwości, posłużę się prostym przykładem.
Nasz wojak ma przed sobą trzech przeciwników, wszyscy stoją na linii ognia wieżyczki strzelniczej. Co można począć w tej sytuacji? Przejąć kontrolę nad automatem i skierować jego siłę na trójkę żołnierzy. Zbyt proste? Nic nie stoi na przeszkodzie, bo zakraść się do każdego z nich, uderzyć, a ciała ukryć gdzieś w zakamarku. Wciąż za mało? Czemu by więc nie zastosować broni snajperskiej ze strzałkami usypiającymi? Zmierzam do jednego: walka w Buncie Ludzkości oferuje multum opcji, a te, które przedstawiłem, to zaledwie niewielka ich część.
Podczas wykonywania misji starałem się przechadzać po pobocznych miejscówkach. W efekcie nazbierałem pokaźną ilość pieniędzy, co średnio się przydaje, ponieważ kasy tak naprawdę nie ma na co wydawać. Lepiej sytuacja wygląda w przypadku punktów Praxis, potrzebnych do ulepszania wszczepów Jensena. Modyfikacji jest na tyle dużo, że nie ma sposobu, by „wymasterować” postać w stu procentach. Wybór poszczególnych usprawnień zależy więc w dużej mierze od stylu rozgrywki – osobiście dużo inwestowałem we wszczepy hakerskie, ponieważ przydają się one do otwierania elektronicznych zamków. Przeszukiwanie lokacji pozwala na poszerzenie arsenału, z którego i tak praktycznie nie korzystałem. Strzelby i karabiny są przydatne podczas starć z mini-bossami, ale nawet pojawiając się na polu bitwy bez pukawek można zwyciężyć, korzystając z tego, co poukrywali w różnych częściach mapy autorzy.
Jeśli zbyt szybko zwrócimy na siebie uwagę oponentów, ciężko będzie wyjść ze starcia obronną ręką. Sztuczna inteligencja okazuje się całkiem niegłupia, bo jeśli już zostaniemy wykryci, przez długi czas wrogowie będą nas szukać. Z drugiej strony, kilkukrotnie zdarzyło im się przerywać zasadzkę, mimo, że siedziałem w pomieszczeniu obok. Co do starć z bossami: te nie należą do najłatwiejszych, lecz przy odpowiedniej taktyce stają się nadspodziewanie proste.
Eidos Montreal odwaliło kawał dobrej roboty w kwestii rozmów głównego bohatera z innymi postaciami. Aby przekonać rozmówcę do własnych racji, trzeba skorzystać z kilku metod. Można sprzymierzyć się z nim, pozostać neutralnym, a nawet kompletnie skrytykować. Tylko od naszego wyczucia zależy powodzenie zadania, bo wbrew pozorom nie wystarczy jedynie zgadzać się z tym, co twierdzi dyskutant. Momentami dialogi przechodzą w rozbudowane kwestie, których przyjemnie się słucha, a ich pomijanie uważam za całkowitą głupotę.
W czasie ok. 22 godzin, bo tyle zajęło mi ukończenie głównego wątku, Jensen trafia w różne miejsca. Szkoda jedynie, iż lokacje z czasem robią się monotonne, a industrialny klimat zaczyna męczyć. Zabrakło większej różnorodności otoczenia, będącego plątaniną biurowców, kanałów, strzeżonych placówek i biedniejszych dzielnic.
Co więcej mogę powiedzieć o Deus Ex: Human Revolution? Na pewno to, iż ma sensowną, zapadająca w pamięć i dającą do myślenia fabułę. Przerywniki filmowe, swoją drogą – genialnie zrealizowane, dodają klimatu całej historii, a do głowy przychodzi jedna myśl: dlaczego tak długo trzeba było czekać na jakiekolwiek potwierdzone informacje o ekranizacji tej gry? Moim zdaniem Bunt Ludzkości to niemal gotowy materiał na hollywoodzki przebój. Twórcy zaserwowali nam wizję futurystycznej przyszłości, z charakterystycznymi bohaterami oraz rozbudowaną warstwą fabularną. Dodajcie do tego dynamiczną, przemyślaną rozgrywkę z masą możliwości na ukończenie misji, mnogością ulepszeń organizmu głównego bohatera i wspomnianym we wstępie morałem, a otrzymacie tytuł, który oceniłem w wysokości dziewięciu punktów.
Przyczepiłbym się jedynie do niewielkich, wręcz mikroskopijnych graficznych mankamentów. Podczas gry miałem też lekki kryzys, który dopadł mnie jakieś trzy godziny przed ukończeniem jej, ale w ostatecznym rozrachunku Human Revolution to kawał świetnej produkcji.