Podczas czytania reklamy nowej odsłony Medal of Honor zawsze słyszę początek pewnej częstotliwości, która oddaje hołd starym dobrym czasom pornografii... .
Zresztą nie chodzi o Medal of Honor, ale o całe serie obrazujące współczesny konflikt. Call of Duty, Battlefield, Medal of Honor mają w sobie coś z manipulacji, graniu na wypaczonym poczuciu patriotyzmu z lekką dozą okrucieństwa wojny i odwiecznym marzeniu chłopców o byciu mężczyznami. Dobrzy żołnierze, źli przełożeni, przesłuchania (ostatnio modne BF3, MW), obowiązkowa postać dobrego Rosjanina, terroryzm, unosząca się groźba w powietrzu, zmiana teatru działań wojennych, beznadziejne sekwencje z pojazdami. Wszyscy wiemy, że owe serie adresowane są do amerykańskiej publiki wraz z jej problemami społeczno-politycznymi, ale jak długo można się tym karmić. Poza tym jest coś w tych seriach demonicznego. Zło wyłaniające się indoktrynacji, tłumaczące potworne wydarzenia wyższymi wartościami.
Nikt nie przedstawia w grach współczesnych wojen jako konfliktów interesów, zatraty „duszy” i próby jej odzyskania. Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało; aby powiało trochę patosem. Czemu nikt nie przedstawi żołnierzy jako marionetki, tracące swoje człowieczeństwo przez obóz szkoleniowy i indoktrynacje. Jakie są ich powody; niespełnione ego, wykształcenie, obietnica pracy i zarobku dla biednych chłopców z ubogich stanów. Koszmar weteranów, gorzki smak odrzucenia. Czemu mocarstwo nie zostanie zobrazowane jako ekonomiczny bankrut, który może zostać odratowany przez przemysł wojenny. Kto tworzy reguły gry, śmieje się z wszystkiego i czerpie zyski wysyłając ludzi na śmierć. Gdzie powody ataków; ogromne złoża paliw kopalnych, próba przejęcia szlaków narkotykowych, okrążanie przeciwników politycznych, największe pokłady litu, które doskonale nadają się do podtrzymywania obecnego stylu życia czyli elektroniki.
Z tego da się zrobić porządną fabułę i nawet kilka kontrowersji, które tak bardzo publika lubi. Koszmar boot campu, ciągła niepewność, weteran może zabić jakiegoś oficjała albo strzelać do defilady wojskowej. Retrospekcje jego służby, wolne odkrywanie prawdy, zagrożenie wysoko postawionych polityków i ich gorączkowe zacieranie śladów. Śmierć żołnierza z dala od domu, który nadal święcie wierzy, że służy swojej Ojczyźnie, podczas gdy jest on tylko nic nie znaczącym pionkiem w większej grze; i faktycznie śmierć jego duszy, osobowości, jakkolwiek to sobie zwą ludzie.
To tylko lekka linia scenariusza na współczesnego FPS’a. Literatura i film są już po dyskusji na temat wojny i jej skomplikowanych odnóg. Gry wciąż są pod presją i niechęcią przyznania się do mechanizmów społecznych. Wciąż pod wpływem bohaterstwa, które zależy w większej mierze od punktu widzenia.