Od dawna już nie pałam miłością do Electronic Arts. Jeśli mam być szczery, rzekłbym, że nigdy takiego stanu rzeczy nie było. Chociaż nie jest to najbardziej przeze mnie znienawidzona firma (prym wiedzie tu ex aequo Microsoft i Ubisoft, czemu być może poświęcę osobny tekst), to wiele decyzji, jakie podejmuje się w poszczególnych jej oddziałach powoduje u mnie osłupienie. Niestety, w negatywnym tego słowa znaczeniu. Jednymi z wielu takich sytuacji jest stricte artystyczne podejście tej firmy do swoich produktów. I może nie było by w tym nic złego, gdyby… Ale po kolei: o co tu chodzi?
Nie muszę chyba nikomu przypominać afery z Mass Effect 3, a ściślej z zakończeniem „epickiej trylogii”. Nie będę jednak ponownie rozwodzić się nad jakością owego - lub owych - zakończeń, bowiem żali w Sieci wylałem aż nadto, za to pozwolę sobie zauważyć, jakie podejście do gier i klienta mają Elektronicy. Jeżeli o zakończenie trylogii Sheparda się rozchodzi, najbardziej zabolało mnie to, że EA (Bioware pod „dowództwem” EA to w zasadzie… EA) za nic w świecie nie chciało przyznać się do błędu. I to niejednego. Bo mnie pal licho obchodzi treść tych zakończeń, bardziej za to interesuje szacunek do klienta, a w zasadzie jego brak. Nikt już chyba nie ma wątpliwości, że gra została stworzona naprędce, a terminy goniły, co nie odbiło się tyle na samej grze, co na nieszczęsnych endingach właśnie. I niech Was okoliczności nie zdziwią – EA znane jest z wypuszczania na rynek niedopracowanych bubli, które aż świecą od niedoróbek. Need for Speedy od nieistniejącego już studia Black Box, growe adaptacje Harry’ego Pottera, single-playerowe wersje ostatnich Battlefieldów czy nowe części Medal of Honor – tego jest znacznie więcej i nie świadczy najlepiej o firmie. Dlaczego więc niedoróbki i idiotyczne posunięcia w grze spowodowane terminami nie tłumaczyć wizją artystyczną? Po Extended Cut czuję, że po pierwsze: tak powinno być od początku (czyli niezmieniony sens, a całość rozszerzona o satysfakcjonującą treść), po drugie: graczy potraktowano odgórnie. Mówiąc bardzo łagodnie, bo na głębsze epitety nie mogę sobie tutaj pozwolić.
I zapewne nie pisałbym o tym, gdyby nie to, że inny oddział EA (tym razem DICE) ostatnio znów popisał się artystycznym podejściem. Oczywiście chodzi o mod koloryzujący do Battlefielda 3. Na wstępie zaznaczę – żeby przypadkiem nie wywołać jakiejś lokalnej wojenki – że sama gra jest mi obojętna i jeśli twórcom rzeczywiście nie podoba się taka zmiana gry, to mają prawo odwoływać się do wizji artystycznej. Tyle tylko, że DICE zwyczajnie kombinowało jak koń pod górę. Najpierw jeden z projektantów gry, Gustav Halling, ostrzega na swoim Twitterze, że korzystanie z owego moda równać ma się dożywotniemu banowi. Po pewnym czasie twórcy wypuszczają mod w formie patcha, którego uruchomić można wyłącznie poprzez konsolę poleceń w grze, ponieważ rzekomo dostęp z menu powodowałby błędy. Co się okazuje nie dalej jak kilkadziesiąt godzin później DICE wycofuje się ze swojego „przyzwolenia na mod”, o czym na forum MordorHQ poinformował Michael Kalms:
"Dla DICE bardzo ważne jest tworzenie unikalnego stylu w naszych grach – nie tylko w kwestii mechanizmów rozgrywki, ale również oprawy wizualnej. Choć doceniamy, że niektórzy gracze woleliby, aby gra wyglądała nieco inaczej, jesteśmy dumni ze stylu graficznego BF3 i nie zamierzamy go zmieniać." ~ źródło tłumaczenia: cdaction.pl
Naprawdę szczerze próbuję zrozumieć ostatnie posunięcia EA, ale nie potrafię. Z jednej strony wiem, że za tym wszystkim stoją pieniądze (a jakże by inaczej), z drugiej uważam, że EA ma w głębokim poważaniu szeroko pojętą klientelę, a te dwie rzeczy są dla mnie nie do pogodzenia - w końcu jedno generuje drugie. Dlaczego kiedyś (a nawet dziś, przykład z brzegu - Skyrim na PC) drastyczna zmiana zawartości i wyglądu gry była czymś normalnym, a twórcy wręcz cieszyli się, że coś przedłuża życie ich tytułowi? To proste – bo dziś zagraża to idei drobnych DLC i twórcom, którzy wstydzą się, że zrobili coś gorszego i / lub brzydszego od grupki fanów i nie mieliby honoru przyznać się do błędu. Jest jeszcze inna opcja: jestem błędzie - zatem poprawcie mnie, bo ja nie jestem w stanie wymyślić nic sensownego na obronę EA.