Ostatni numer Komputer Świat Gry. Coś się kończy - Cayack - 12 grudnia 2012

Ostatni numer Komputer Świat Gry. Coś się kończy

Pewnego dnia, ponad 12 lat temu, mój najstarszy brat wrócił do domu po pracy i przyniósł kilka magazynów. Głównie sportowych, jednak wśród tej sterty znalazł się pewien rodzynek – Komputer Świat Gry, numer 1-2/2000 (przypadek zupełny, od kogoś to dostał). Ja jako bardzo młody człowiek w sumie niespecjalnie się z tego rodzynka ucieszyłem i bardziej mi w głowie wciąż była piłka i to co z nią związane. W tamtym czasie na pececie już grywałem, ale – tu bez niespodzianki – głównie w World Cup 98. I wcześniej na słynnym pegasusie, albo na dodatkowych zajęciach w pracowni informatycznej. Ale żeby o tym czytać? Do tamtej pory mi to do głowy nie przyszło (z wyjątkiem epizodu z Clickiem! jakieś dwa lata wcześniej, ale to było podczas nudnej i wielogodzinnej podróży pociągiem – nie liczy się). W oczekiwaniu na kolejny numer Przeglądu Sportowego i Piłki Nożnej, do których pierwszeństwo mieli starsi domownicy, chwyciłem jednak za nowopowstałe czasopismo. Początkowo niechętny, wracałem do niego regularnie przez następne 12 lat.

Czemu teraz o tym piszę? Ponieważ już nie będzie do czego wracać. Cubituss (redaktor naczelny czasopisma przez ładnych parę lat) na swoim blogu napisał, że najnowszy numer KŚ Gry jest jednocześnie ostatnim z regularnego wydania (wpadnie mi w ręce najwcześniej jutro, stąd nie powołuję się na bezpośrednie źródło).

Poniekąd od tego zaczęło się moje właściwe zainteresowanie grami komputerowymi. /źródło: retrosfera.wordpress.com

Nie żebym się tego nie spodziewał. Może jeszcze nie teraz, ale pewnego dnia musiało do tego dojść. Mimo całego mojego sentymentu do tego pisma, przez który wciąż je kupowałem (bo przecież nie dla płyt, których już od lat nie wkładałem do czytnika, ani nie dla newsów, które szybciej miałem z sieci), nie da się ukryć, że od jakiegoś czasu działo się coraz gorzej. Pierwszym sygnałem była decyzja o przejściu na tryb dwumiesięczny pod koniec 2008 roku. Mniej więcej wyrównało się to w czasie z tym, gdy coraz bardziej do głosu dochodziły portale internetowe. W efekcie spóźnione newsy stały się jeszcze bardziej spóźnione, a recenzje hitów pojawiały się nieraz w dwa miesiące po premierze. W dobie Internetu to niestety wieczność. Dodawane gry już od dawna mało na kim robiły wrażenie, objętość numerów malała, a cena rosła. Dodając dwa do dwóch trudno oczekiwać innego rezultatu. Biznes to biznes i nawet dobrej jakości teksty niczego nie mogły tu uratować.

Swego czasu KŚ Gry był jednak jednym z gigantów wśród mediów o grach i raczej na tym wolałbym się skupić w okolicy tego smutnego wydarzenia. Poniekąd dzięki temu pismu tak mocno wkręciłem się w temat gier komputerowych. To były czasy sprzed rewolucji neostradowej, a szerokopasmowy Internet to była egzotyka. Miesiąc w miesiąc przechadzałem się do kiosku po nowy numer i właśnie stamtąd czerpałem informacje o nowych tytułach. Jednocześnie 6,90, bo taka była początkowa cena periodyku, to stosunkowo niezły deal dla jedenastolatka za stały dostęp do nowych gier, bo w tamtym czasie nie było to takie proste. Przy tym KŚ Gry o ile dobrze pamiętam, jako pierwszy magazyn w Polsce przyjęło sobie za punkt honoru dołączanie do numerów bez wyjątku tylko gier w polskich wersjach językowych. Dla dziecka to spore udogodnienie.

KŚ Gry jest dla mnie ważnym medium z jeszcze jednego powodu. Nigdy nie byłem fanem lektur szkolnych i w każdej kolejnej klasie pochłaniałem ich coraz mniej. KŚ Gry czytywałem jednak od deski do deski i mam wrażenie, że gdzieś po drodze coś sobie skopiowałem z ich stylu pisania. Skąd to wrażenie? Podpowiedzią była reprymenda pani polonistki, że nie zaczyna się zdania od „I”. Ja jednak zaciekle broniłem swego, że przecież można tak pisać, skoro przeczytałem to w magazynie o grach. Faktycznie kolokwialny styl może nie wpisywał się doskonale w pracę klasową o „Krzyżakach”, sytuacja jednak dała mi do myślenia.

Trudno mi oprzeć się wrażeniu, że pewnie dziś nie „popisywałbym” sobie o grach, gdyby nie tamten dzień, w którym brat przyniósł do domu pierwszy numer KŚ Gry. O ile zwolennikiem teorii efektu motyla nigdy nie byłem, o tyle tu to podejście wydaje mi się całkiem zasadne. Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąca, a ja nasiąknąłem tym co serwowała redakcja tego czasopisma. Czytając pierwszy numer KŚ Gry nie mogłem mieć pojęcia, jakie będą tego konsekwencje. Czytając ostatni będę o wiele bardziej świadom, co to oznacza. Szkoda.

Cayack
12 grudnia 2012 - 01:06