W polskim kinie mieliśmy do czynienia z wieloma tendencyjnymi filmami ukazującymi martyrologię ofiar wojny i bezmiar okrucieństwa katów. Postaci były dobre albo złe, bez odcieni szarości, a morał miał poruszać widza i wywoływać u niego współczucie dla pokrzywdzonych i gniew dla oprawców. Na szczęście film “Obława”, za którego reżyserią i scenariuszem stoi Marcin Krzyształowicz wyłamuje się z tego kanonu opowiadając historię polifoniczną i mimo wykorzystania wojennych realiów uniwersalną.
Historia opowiadana jest z zaburzeniem chronologii przez czwórkę głównych bohaterów. Kaprala “Wydrę”, w tej roli wyrastający na lidera polskiego aktorstwa, fenomenalny Marcin Dorociński, małżeństwo Kondolewiczów (Maciej Stuhr i Sonia Bohosiewicz,będąca w czasie nagrań w 4 miesiącu ciąży), a także graną przez Weronikę Rosati sanitariuszkę “Pestkę”. Kapral będący typowym konspiracyjnym egzekutorem dostaje zlecenie zabicia Kondolewicza, znajomego z czasów szkolnych, a teraz niemieckiego kapusia. Kondolewiczowa, dawna miłość “Wydry” gardzi mężem-konfidentem ale jednocześnie nie może się zdobyć na jasne opowiedzenie po patriotycznej stronie. “Pestka” natomiast odrzuca zaloty Kaprala, a przy okazji pomocy wojskowym realizuje własne - sprzeczne z dobrem dowódców - cele.
Postaci wykreowane przez aktorów są “krwiste” i wielowymiarowe, a ich rozsterki ponadczasowe. Do samego końca nie jesteśmy pewni czy ten kogo uważamy za bohatera, nie ma na sumieniu ciężkich przewinień, a w tym kto wydaje się być szwarc charakterem nie odnajdziemy ludzkich odruchów skrywanych pod zawiedzionymi namiętnościami. Niestandardowe charaktery są ogromną siłą tego obrazu połączoną z trzymającym w napięciu scenariuszem. Wizerunku dopełniają doskonałe zdjęcia tworzące tajemniczy klimat Beskidów i wyraziste dialogi, sprawiające że przez salę nieraz przetaczała się salwa śmiechu (prym wiedzie “kiepski” Walduś, czyli Bartosz Żukowski). Autorzy odważyli się na wplecenie do filmu wielu scen epatujących erotyzmem i brutalnością jak np. kanibalizm, które podkreślają “odczłowiecznie” bohaterów wciągniętych w wir wojny.
Twórcy postanowili zerwać z dziedzictwem polskiego kina wojennego także pod względem konstrukcji, gdyż mamy tu do czynienia z zaburzoną chronologią zdarzeń i fragmentarycznością akcji. Jako żywo przypomina to rozwiązania stosowane przez wielu twórców Hollywood i wydaje mi się, że “Obława” zmierza że w tym kierunku upodabniając się do “Bękartów Wojny” Tarantiono. Film “staje” jednak w pół kroku pomiędzy swojskością a “zachodniością”, a częste przechodzenie od konwencji do konwencji może męczyć widza wymagającego spójnej kompozycji.
“Obława” jest dla polskiego kina dziełem ważnym i słusznie nagradzanym na wielu festiwalach. Pokazuje nowe spojrzenie na dziedzictwo wojenne, uzmysławiając ze można je wykorzystać na wiele kreatywnych sposobów. Mam nadzieję, iż nowatorskość filmu i doskonały kunszt aktorski obsady sprawi, że wiele osób chcących wyleczyć się z martyrologicznego kompleksu wybierze się na “Obławę” i kolejni twórcy zechcą rozpocząć na nowo dyskusję o roli przeszłości w kinie.
Jeśli chcecie być na bieżąco z tym co robię w sieci to zapraszam do: