Ecce Homo cz.7 - Ja tu tylko OPOWIADAM #7 - Floyd - 16 stycznia 2013

Ecce Homo cz.7 - Ja tu tylko OPOWIADAM #7

Oprócz pisania o szeroko pojętej rozrywce i kulturze, sam także staram się ją tworzyć, a ten news jest dowodem na to, że chcę się nią dzielić. Oto ostatnia część pierwszego z moich opowiadań pt. "Ecce Homo", które wygrało kilka konkursów literackich. Opowiada ono o tym jak podejmowane przez nas kluczowe decyzje wpływają na naszą przyszłość. Opowiadanie będzie można przeczytać w lutowym periodyku "Prób. Nieregularnik Literacki".

Rozdział VII

Wielkanoc 1993

Najświętszy Sakrament jest niesiony pod baldachimem przez księdza ze szpecącą blizną nad lewym okiem. Ministranci w śnieżnobiałych komżach rozprawiają o (niekoniecznie zgodnym z Dekalogiem) święceniu dnia świątecznego. Żona wypomina mężowi, że przez to ciągłe chodzenie do kościoła nie zdążyła upiec jeszcze jednego ciasta i przez to, święta nie będą udane. Córeczka żali się mamusi, że już ją bolą paluszki od sypania kwiatków. Matka w odpowiedzi rzuca tylko: „ Zachowuj się, ludzie patrzą."

Nikt nie zauważył.

Połowa uczestników zakończonej procesji udaje się do domów. Druga połowa wraca do kościoła. Dziewczyna trzymając za rękę swojego chłopaka zajmuje miejsce obok ciała pana Kilińskiego.

   - Boże, Ty w dniu dzisiejszym przez Twojego Syna pokonałeś śmierć i otworzyłeś nam bramy życia wiecznego - słychać z ambony.

Nikt nie zauważył.

Dziewczyna otwiera małe lusterko i wyjmuje tusz. Przecież musi ładnie wyglądać.

  - Kto w Niego wierzy, w Jego imię otrzymuje odpuszczenie grzechów - słychać pierwsze czytanie.

Ciało starucha siedzące obok dziewczyny zaczyna budzić jej niepokój - nic nie śpiewa i ma zamknięte oczy.

Wszyscy wstają na aklamację.

Wszyscy? Jeszcze nie zauważyła?

   - Nie umrę, ale żyć będę - śpiewa organista.

Dziewczyna trąca zwłoki pana Kilińskiego, które przewracając się na bok doprowadzają ją do makabrycznego odkrycia:

   - On nie żyje!

Jej krzyk ginie wśród gromkiego katolickiego „Alleluja".


 

   - Gdzie jestem?

   - Dobiegł kres twej wędrówki, człowiecze.

Południowe Słońce dawało mu się we znaki. Wytarł twarz skrawkiem togi, lecz nie spowodowało to zniknięcia z jego twarzy grymasu bólu. Przez migrenę nie mógł się skupić.

   - Żądałeś spotkania z Bogiem człowiecze. Co chcesz mu powiedzieć? Po co żyłeś?

   - Żyłem... żyłem... dla nich - sięgnął do kieszeni marynarki, ale nie odnalazł tam fotografii.

   - Po co więc żyłeś, gdy Pan zabrał ich do Siebie?

Nie otrzymawszy odpowiedzi, Piłat sięgnął do jego umysłu.

Przed oczyma Jakuba migały urywki gazet:

„Tragiczny wypadek na trasie."

„Wiózł żonę i syna."

„Ponieśli śmierć na miejscu."

„Kierowca lekko potłuczony."

„Sąsiedzi wstrząśnięci."

„Kierowca w areszcie."

„Dziś pogrzeb ofiar wypadku."

„Czy pozwolą mu przybyć na cmentarz."

Nagle wszystko wróciło do normy. Puste mury pałacu Piłata sprawiały wrażenie wykutych w litej skale, a człowiek siedzący na tronie i trzymający się za głowę zdawał się być ich jedynym mieszkańcem.

   - Nieszczęśliwy wypadek, przyczyny niewyjaśnione - wymieniał Piłat - skazany na trzy lata pod naciskiem opinii publicznej.

„Opinia publiczna. Serce Bestii zmieniającej świat wedle swoich upodobań" - pomyślał namiestnik Judei.

   - Zabiłeś ich, a sam ocalałeś. cud. Myślisz teraz o grzebaniu ich zwłok - powiedział Piłat, jakby przeglądał jego umysł.

Dusza Jakuba została zbombardowana kolejnymi obrazami: „On sam na cmentarzu."

„Dwóch milicjantów rozkuwających go, aby mógł dotknąć trumien."

„Jego spazmatyczny płacz. "

„Pogardliwe spojrzenia żałobników."

„Ksiądz prowadzący nabożeństwo."

„Jego wściekłość na słowa wypowiedziane przez księdza."

„Kamień chwycony ukradkiem, sekundę później użyty jako broń."

   - Uderzyłeś księdza kamieniem? - zapytał nieledwie śmiejąc się Piłat - Wybornie. Co on powiedział?

   - Przecież już wiesz.

   - Chcę to usłyszeć od Ciebie.

   - Powiedział do milicjantów: „Zabierzcie tego szatana, muszę skończyć ten cyrk". A potem do mnie: „Gdyby nie Ty, oni by żyli".

  - „Szatana". Wybornie - powiedział Piłat, zaśmiał się a potem schwycił za głowę, ale kontynuował:

   - Pewnie do dziś nosi bliznę? - familiarny ton, jakiego użył Piłat zaskoczył Jakuba

   - Widziałem go w sobotę. I tak. nad lewym okiem.

Zapadła chwila kłopotliwego milczenia. Poncjusz Piłat obserwował go przenikliwym wzrokiem. Potem podniósł wzrok ku górze i przemówił:

   - Na mnie już pora.

   - A co się stanie ze mną?

   - A co chcesz, aby się z tobą stało?

   - Chcę zostać osądzony, zanim trafię do piekła.

   - Człowiecze, jaki maluczki jesteś. Jak nic nie rozumiesz. Twoje czyny zostały osądzone, zanim się narodziłeś. Zanim Słońce oświetliło Jordanię, Ty miałeś już swoje miejsce w Domu Bożym.

   - Jestem jawnogrzesznikiem.

   - Nasz Ojciec jest Miłosierny, ale i Sprawiedliwy. Przed nim zdasz sprawę ze swego żywota.

Wtem cały pałac wypełniła światłość.

Źródłem tego światła był człowiek.

Człowiek we krwi.

Człowiek w koronie cierniowej.

Człowiek z przebitymi rękoma i stopami.

Człowiek upadający i podnoszący się.

Człowiek ukrzyżowany.

Bóg, który stał się człowiekiem.

Ukrzyżowany, abyś Ty mógł żyć.

Przybity gwoźdźmi twoich grzechów.

Ukoronowany twoimi słabościami.

Piłat wstał z tronu i wyrzekł do Chrystusa wskazując na człowieka:

   - Ecce homo.


 

 Opublikowane do tej pory części

 


 

Jeśli chcecie być na bieżąco z tym co robię w sieci to zapraszam do:

 


Floyd
16 stycznia 2013 - 11:48