Jako, że na samym tylko PC gram już ponad półtorej dekady, śmiało mogę powiedzieć, że jakieś pojęcie o tej branży mam. Mało jest mnie w stanie zaskoczyć, a jak coś już zaskakuje, to często równocześnie odpychając. Jednym z takich "bodźców" są gry niezależne. Mam w ich przypadku prostą zasadę: jeśli wciągną mnie w pierwszych minutach gameplayu, to znaczy, że było warto. Jeśli nie – idą do kosza. Tym sposobem naprawdę niewiele jest gier indie, z którymi wiążę miłe wspomnienia. Może to i dobrze? W końcu – dla mnie przynajmniej – mają być fajną odskocznią od tego, co mamy na co dzień. Zachęcam do zapoznania się z listą platformówek niezależnych.
Wiele "indyków", jak się zwykło u nas określać gry indie, to po prostu gry na siłę stawiające na innowację, a jednocześnie minimalizm wizualno-dźwiękowy. Rozumiem, że twórcy niezależni nie mają za wiele środków na konstrukcję gry, a co dopiero kampanię marketingową, ale nie w tym rzecz. Historia pokazała, że da się stworzyć imponujące, nieduże produkcje z piękną oprawą i soczystym gameplayem. Jedną z nich jest chociażby Braid. Cudowna grafika niczym malowana na żywo pędzlem, kojąca ścieżka dźwiękowa i manipulacja czasem w prostej na pierwszy rzut oka platformówce sprawiły, że gra wciągnęła mnie jak wir wodny. W Braid jest też ukryty przekaz, który pozwolę sobie ominąć, by nie psuć zabawy potencjalnym zainteresowanym (choć pewnie do tej pory większość z nich już weń zagrała). Trudno mi nawet wytknąć jakieś wady naśladowcy kultowego Mario. To gra z rodzaju tych, w które należałoby zagrać. I już.
Czasami wspomniany wyżej minimalizm sprawia, że bardziej koncentrujemy się na samej rozgrywce, a nie podziwiamy kunszt grafików. Mam w tej sferze dwa chlubne wyjątki. Pierwszy z nich to gra o jakże imponującej nazwie VVVVVV. W wielkim skrócie: sterujemy kapitanem statku kosmicznego, który w wyniku bliżej niesprecyzowanych okoliczności wypadkowych musi odnaleźć całą załogę. Brzmi jak mroczny thriller akcji, a może nawet bohaterska space-opera, prawda? Nic z tych rzeczy. Ta banalna z pozoru platformówka szybko zamienia się w istne piekło dla mniej doświadczonych graczy. Ba, jestem przekonany, że większość z Was będzie miała poważne problemy z jej ukończeniem. Gra jest tak trudna, że nie zdołałem jej ukończyć, choć przyznaję, że mnie urzekła. Oprawa audio-wideo to obok poziomu trudności coś, co znamy z 8-bitowców.
Bardziej znaną i ciekawszą produkcją jest za to kontrowersyjne Limbo. Kontrowersyjne dlatego, że jedni się nad nią rozpływali, inni narzekali na frustrujące momenty i kiepską końcówkę. Z mojej strony mogę napisać tak: grze sporo brakuje do ideału, chociaż nie mam pojęcia jak mogłaby wyglądać, gdyby naprawiono to i owo. Spodobała mi się oprawa audiowizualna, wcześniej praktycznie niespotykana w takiej postaci. Trudno było mi uwierzyć w to, że monochromatyczne plansze i minimum dźwięku sprawiać będą tak intrygujące wrażenie. Myślę, że dzięki temu o Limbo jeszcze nie zapomniałem, a o to chyba twórcom chodziło. Nawet te denerwujące momenty, kiedy nie wiesz, że za moment wpadniesz w pułapkę, dawały mi sporą satysfakcję. Gra, która autentycznie poruszała, a po zakończeniu dawała sporo do myślenia. Nie było to bynajmniej arcydzieło, ale tytuł o którym warto pamiętać.
Super Meat Boy...
...czyli bardzo, ale to bardzo trudno gra (i chyba nie tylko dla mnie). Ten tytuł nie daje fory. Jest niezwykle dynamiczny i bardzo płynny, zaś design plansz zasługuje na pochwałę.. Gra dla prawdziwych hardkorów – ja jej nie podołałem, ale mimo to polecam. Zrobić grę o... (żywej!) kostce mięsa lecącej na ratunek swojej dziewczynie to naprawdę wyczyn – szacun dla twórców za tak odważne podejście! Tylko taka mała prośba – bierzcie połowę, bo coś się obawiam, że w następnym tytule Team Meat być może wcielimy się w... zaraz, czy jest coś bardziej absurdalnego od kostki mięsa w roli głównego bohatera?
Trine
Doskonały dowód na to, że można jeszcze robić świeże i wciągające platformówki. Wszystko opiera się o grę w kooperacji (albo jako jeden grać mający do dyspozycji czterech trzech bohaterów) a przede wszystkim rozbudowany system fizyki. Z jego pomocą utorujemy sobie długą i bolesną drogę po ssssskaaarrrb! Sławę. Zwycięstwo. Honor. I takie tam. Twórcy nie ukrywają sztampowości fabuły i chyba tylko dzięki temu skutecznie się wybronili. I o to w tej grze chodzi: o absurd i sztampę, ale jednocześnie w nowej koncepcji.
I to tyle, jeśli chodzi o mój prywatny ranking najbardziej interesujących platformówek niezależnych. Mógłbym tu wyróżnić jeszcze Shanka (którego trudno uznać za grę niezależną [wydawca to EA], a na dłuższą metę staje się monotonny). To aż tyle, a jednocześnie tylko tyle. Skąd pomysł na zestawienie samych platformówek? Jest to gatunek najbardziej uniwersalny i daje nadzieję, że można pokazać go na nowo. Z drugiej strony nawiązuje do pięknych czasów NESa.
----------------------------------------------------
Polub Dinosferę na Facebooku, jeśli chcesz mieć szybki i wygodny dostęp do prezentowanych przeze mnie publikacji. Poza tym czeka na Was moc innych atrakcji i okazjonalne konkursy (najbliższy już za około tydzień). Serdeczne dzięki za wszelkie uwagi i spostrzeżenia!