Koniec z horrorem? Wszystko na to wskazuje - wrażenia z dema Dead Space 3 - Materdea - 25 stycznia 2013

Koniec z horrorem? Wszystko na to wskazuje - wrażenia z dema Dead Space 3

Isaac Clarke się zmienia. Czy ewoluuje? W pewnym sensie. Jako ortodoksyjny fan serii Dead Space muszę wylać trochę żółci na ostatnie dzieło Visceral Games (właściwie, to dopiero na wersję demonstracyjną – zaznaczam, że nie jest to moje stanowisko odnośnie finalnego produktu!). Co jest nie tak?

Zapewne wiecie/pamiętacie, z czego słynęła ta marka. Jeśli nie, to Wam powiem – z dużego nacisku na horror, bowiem pierwsze dwie odsłony cyklu sygnowały się gatunkiem „survival-horror”. Momentami jakość straszenia nie powalała na kolana, aczkolwiek stopniowo budowany klimat grozy i zaszczucia uskuteczniał działania deweloperów. Niestety, ten aspekt wygląda strasznie mizernie w pokazówce „trójki” – nie ma jakiejkolwiek sytuacji, gdzie autentycznie mógłbym się zesrać w gacie. Przepraszam za kolokwializm. Albo chociaż przynajmniej, by ciarki przeszły mnie po plecach. Odwiedzona lokacja – powierzchnia planety Tau Volantis, gdzie rozbił się pojazd kosmiczny Isaaca – nie obfituje również w klaustrofobiczne korytarze czy zamknięte przestrzeni. Ot, Dead Space 3 to już bardziej TPS, aniżeli horror w jakiejkolwiek postaci. Dobitnie świadczy o tym nacisk na elementy dodające filmowości, czyli fragmenty QTE, czy wspinanie po spadającym w przepaść pojeździe budowlanym a la Nathan Drake.

To co widziałem uświadomiło mi, że resztki survivalu, którym odznaczała się m.in. „dwójka”, zostały całkowicie usunięte. Amunicji mamy pod dostatkiem, brak jest aspektu oszczędzania każdego naboju. Po części jest to spowodowane faktem, iż nie tylko osławione nekromorfy są przeciwnikami znanego inżyniera. Menażeria oponentów została wzbogacona o ludzi niedotkniętych złośliwym wirusem. I w ten sposób klaruje się proste równanie: ludzie + coraz mocniejsze pukawki = nielimitowana amunicja i system chowania się za osłonami. Tak, lekko zmodyfikowany i okrojony (względem np. klasyka z Gears of War), ale się pojawił – model kitrania się za winklami. Wystarczy podejść do niskiej przeszkody, nacisnąć lewy trigger i bohater automatycznie przykucnie, zaś interfejs broni (jak i sama giwera) nieznacznie przechyli się w dowolną stronę symbolizując fakt bycia w bezpiecznej pozycji. Sprawdza się to całkiem fajnie, ale – przynajmniej u mnie – pozostawiło gigantyczny niesmak. Martwa Przestrzeni, jeśli tak masz wyglądać w przyszłości, to nie chcę Cię (mam respekt do poprzedniczek) na rynku.

Krzywdzące słowa, ale co ja mogę – coś nie zatrybiło i widzimy DS3 takim, jakim możemy ujrzeć dziś. Nadzieja w pełnej wersji gry i w lokacjach niewidzianych na żadnym trailerze. Być może chociaż one mają w sobie coś z oryginalnych Dead Space’ów.

Na szczęście było kilka elementów, które w demie mi się podobały. Jest to przede wszystkim crafting broni, dosyć hucznie zapowiadana nowość względem starszych odsłon. W grze porozmieszczane są specjalne stoły przeznaczone do wymyślania własnej spluwy, ulepszania już posiadanych czy korzystania z gotowych schematów. W trakcie zabawy znajdujemy poszczególne części składowe, potrzebne do zmontowania giwery, możemy też się natknąć na wspomniane gotowe schematy. Oprócz tego da się stworzyć również medykamenty czy pojemniki na amunicję. Interfejs tego mechanizmu jest nieco toporny i nieintuicyjny, co w pierwszych minutach grania może skutecznie zniechęcić, ale po kilku razach nabieramy wprawy i później leci już z górki.

Na pochwałę zasługują także graficy oraz dźwiękowcy. Ci pierwsi postarali się o piękne krajobrazy, a widok skąpanej w słońcu (mała litera, ponieważ podejrzewam, iż nie jest to gwiazda z naszej galaktyki) opustoszałej ludzkiej kolonii był po prostu mistrzostwem świata (jednak mimo to kłują w oczy niskiej jakości tekstury lub inne, mniejsze niedoróbki). Ci drudzy zaś postarali się o naprawdę charakterną ścieżkę dźwiękową, kiedy trzeba agresywną, kiedy nie trzeba – spokojną, budującą specyficzny nastrój.

Słowo na koniec? Proszę bardzo – jest obrażony na Visceral Games za to, iż w tak haniebny sposób zbezcześcili święte dobro Dead Space, czyli elementy horroru. Jednak jak napisałem na początku – to moje subiektywne wrażenie po ograniu wersji DEMO, także nie sugerujcie się tym faktem przy sprawdzaniu sklepowej edycji. Nie zmienia to faktu, że w ostatecznym rozrachunku nie było tak źle i piękne krajobrazy, stylistyka oraz soundtrack wynagrodziły mi pewne niedoskonałości. Fajnie wygląda tworzenie broni, nie najgorzej prezentuje się system chowania za osłonami. Jak na razie jestem rozdarty na pół – moja „dead space freakowa” strona podpowiada, by zbluzgać twórców od góry do dołu, zaś ta mniej ortodoksyjna mówi, żeby nie być takim surowym typem i przyjąć koncepcję taką, jaka jest. Zobaczymy jak to będzie 8 lutego, kiedy przyjdzie czas na ogranie pełnej wersji. 

Materdea
25 stycznia 2013 - 21:40