Kuloodporny #2 - Driver - Robson - 1 lutego 2013

Kuloodporny #2 - Driver

Kiedy światło na skrzyżowaniu leniwie zmienia swój kolor na czerwony, twój onyksowy Pontiac LeMans niechętnie wytraca posiadaną prędkość, demonstrując rodzące się niezadowolenie potężnym rykiem sześciocylindrowego silnika. Wpatrzony w bezkres lazurowego nieba z pokorą przyjmujesz żar atakujący cię ze strony zawieszonego na samym jego szczycie Słońca, myślami uciekając już do momentów, w których to pedał gazu na powrót przywita się z podłogą. Na ziemię szybko sprowadza cię echo żałośnie zaciągających gdzieś w oddali policyjnych syren, zagubionych w labiryncie ulic, desperacko uganiających się za swoim celem. Celem jesteś ty, lecz zdenerwowanie nie przychodzi. Bo jesteś też kierowcą. Cholernie dobrym kierowcą.

Dla niektórych, gra kończyła się na tym poziomie.

Na długo przed tym, nim Tanner rozpoczął swoją zabawę ze „skakaniem” po ciałach postronnych uczestników ruchu i prowadzeniem ich na czołowe zderzenia z rozpędzoną ciężarówką, zanim utonął w morzu wstydu i błędów w trzeciej odsłonie swoich przygód i nim pierwszy raz zdecydował się wygramolić z auta w ich drugiej części, jego świat był o wiele prostszy. Była tylko fura, skomplikowana niczym wypowiedzi Roberta Burneiki siatka ulic i czas. Wiecznie uciekający czas, trzeba dodać, i jakaś połowa dostępnych w mieście policyjnych radiowozów - bezosobowych bestii wprost marzących o tym, by wysłać prowadzony przez ciebie pojazd na samotną wyprawę do złomowiska. Albowiem nie ważne, czy nasze tajne zadanie infiltracji przestępczej siatki przeprowadzaliśmy na ulicach obecnego w grze Miami, San Francisco czy Los Angeles, bezwzględność stróżów prawa w tępieniu kryminalistów nie znała swoich granic. Przekroczyłeś prędkość, zahamowałeś przy pomocy ręcznego, zignorowałeś czerwone światło bądź ruszyłeś z piskiem opon? Wiedz, że coś się stało, a twoje auto przeznaczone jest do kasacji!

Driver w pigułce, czyli słońce, długa prosta i wiecznie uciekający czas.

Prócz pojedynczych wyzwań, takich jak najdłuższa ucieczka przed hordą benzynożernych radiowozów czy pościg i dewastacja uciekającego nam auta w jak najszybszym czasie, zabytkowy już dzisiaj Driver miał oczywiście i swój wątek fabularny. Podwieź tych, odwieź tamtych, śledź tamtego, ucieknij przed tymi – ot, standard w pracy byłego kierowcy rajdowego, który zmuszony został do zmiany swojej ukochanej profesji. I tu niestety może pojawić się problem, bo o ile twórcy postarali się jak mogli, by nasza droga do rozwikłania tajemnicy, kogo rozpracowywana przez nas szajka próbuje zamordować (całość kręci się wokół tajemniczego zamachu właśnie), o tyle szybko dało się połapać, że większość misji to nic innego jak podróż z punktu A do punktu B. Co prawda w innych warunkach pogodowych, większą bądź i mniejszą ilością dostępnego czasu, innej porze dnia czy różnym zainteresowaniu naszą osobą przez „pany policjanty”, ale nie dajmy się zwariować - to i tak wciąż ta sama bajka.

Reżyser powtórek pozwalał na stworzenie własnego, minaturowego filmu akcji.

W takich chwilach z pomocą przyjść mogła już tylko indywidualna umiejętność czerpania jak największej przyjemności z charakterystycznego, filmowego modelu jazdy, który daje radę nawet i do dziś dzień. Bo kiedy spod piszczących opon wyrastają obłoki siwego dymu, twój kołyszący się niczym osiemnastokołowa ciężarówka Mustang wchodzi wślizgiem w pobliski zakręt a pierwszy kołpak ogłasza kapitulację i żegna się z felgą tocząc się w znanym tylko jemu kierunku, jesteś wstanie uwierzyć, że jutro w drodze do pracy powtórzysz tą akcję swoim czekoladowym Daewoo Tico. Emancypacja amerykańskich muscle carów dopełniona została przez obłędną warstwę audio, od podkręcającej klimat filmów z pościgami lat 70. muzyki, po (nie)zwykłe dźwięki pracy artykułowane przez nasze dwuśladowe cudo – tutejszego bulgotania silnika na postoju nie da się pomylić z niczym innym. I chociaż z perspektywy czasu wydany w 1999 roku Driver wymagałby już dzisiaj solidnego przeglądu, jego wartość, przynajmniej ta sentymentalna, nie obniży się już nigdy. Tak to już po prostu bywa z zabytkowymi samochodami.

Zapraszamy na oficjalny fan-page serwisu – z prędkością karabinu maszynowego wyrzucający najświeższe informacje o nowych recenzjach i felietonach!

Robson
1 lutego 2013 - 08:26