Kuloodporny #4 - Gothic - Robson - 6 lutego 2013

Kuloodporny #4 - Gothic

Brzydkie to. I z topornym sterowaniem. I kontynuacje też ma, ładniejsze, przystępniejsze w obsłudze. Po co więc w to grać? Podążając tokiem myślenia hardkorowych fanów serii, twierdzących iż Gothic skończył się na drugiej części i Nocy Kruka, godnych polecenia kontynuacji nie ma wcale tak dużo. Ok - „trójka” i Zmierzch Bogów obrosły już w tyle patchy i modów, że temat da się przemilczeć, a po drodze pojawił się jeszcze klimatycznie podobny Risen i Risen 2, oraz solidnie powiązana Arcania. Na co więc komu dzisiaj pierwszy Gothic?

Prawda jest taka, iż absolutnie każdy, kto doświadczył już przygody serwowanej przez ten tytuł, w życiu nie pomyśli o zadawaniu tak głupich pytań. Tłumaczenie zaś siły, ukrytego piękna i klimatu, jaki niosło ze sobą to wiekowe już dziecko niemieckiego studia Piranha Bytes osobie z tematem nie obeznanej, to w zasadzie to samo, co opowiadanie o smaku truskawek komuś, kto nigdy w życiu ich nie jadł. Innymi słowy, historię bezimiennego skazańca, zrzuconego do okrytej magiczną barierą górniczej kolonii, z której wydostać się (podobno…) nie sposób, trzeba po prostu przeżyć samemu.

If you know this place your childhood was awesome ;)

A przeżywać w dalszym ciągu jest co, bo sytuacja polityczna Myrtany (krainy, gdzie toczy się akcja serii) do najweselszych w pierwszej części nie należała. Skrótowo rzecz biorąc – był sobie król, który dokopał wszystkim i byli też sobie orkowie, którzy systematycznie trzepali skórę jemu. Wojaczka do tanich hobby nie należy, a że najcenniejszym surowcem w okolicy była niejaka magiczna ruda, do karnej kolonii wydobywającej takowy kruszec trafić można było już za krzywe spojrzenie. Co więcej, z racji tego, iż przy tworzeniu bariery okrywającej cały kompleks nie wszystko poszło zgodnie z planem, ta nie wykazywała ochoty na wypuszczanie ludzi na zewnątrz - łącznie z tymi, którzy ją stworzyli. Wykorzystujący zamieszanie wywołane tym drobnym nieporozumieniem więźniowie dokonali więc przy okazji małego przewrotu, zmuszając tym samym króla do pertraktacji i zabawy w wymianę dostaw rudy za wszystko, co sobie zażyczą.

Tak rozmawiają prawdziwi mężczyźni - jeden siedzi i udaje cwaniaka, drugi grozi mu pięścią.

Meandry fabularne produkcji rodem z „Dojczlandu” można by i tak ciągnąć jeszcze przez cały akapit. Nie bawiąc się jednak w streszczanie wątku fabularnego Gothica, dopowiem, iż jest to dopiero początek bajzlu, w jaki wplątał się nasz Bezi(mienny). Zanim w ogóle zaczniemy myśleć o czymś takim jak plan ucieczki, najpierw konieczne okaże się odnalezienie swojego miejsca w tym nieprzyjaznym środowisku. Gothic to nie nasz rodzimy Wiedźmin i zabawa w neutralność nie należała do najlepszych pomysłów - chyba że pozycja na samym końcu lokalnego łańcucha pokarmowego jak najbardziej komuś odpowiadała. Niezależnie czy punktem oparcia okazał się witający nas na wejściu Stary Obóz, jego Nowa wersja czy też przytulne gniazdko „świrów z Bagien”, takie postaci jak Diego, Milten, Lee, Lester czy Gorn na długo pozostaną w naszej pamięci – chociaż jako dowód, iż realistyczna animacja twarzy czy grafika nie z tej ziemi nie są niezbędnikiem w kreowaniu wiarygodnych i pełnokrwistych postaci drugoplanowych.

Na screenach nie sposób dostrzec piękna falującej wody. W samej grze w sumie też nie.

Już w dniu premiery trudno było przyjąć Gothica w poczet gier pięknych wizualnie – chociaż modele postaci, przypominające aparycją świeżo obciosane kołki, ze swoimi wiecznie zbitymi w pięści dłońmi do dziś dzień potrafią budzić szczerą sympatię. Zresztą, taki a nie inny wygląd gry sprawiał, iż jej ciężkiego, surowego i europejsko-mrocznego klimatu fantasy nie da się pomylić z niczym innym – jeśli Dark Souls mimo wszystko za bardzo zalatuje ci Japonią, pierwszy Gothic to miejsce zdecydowanie dla ciebie. Poziom trudności tego lekko podstarzałego już dzisiaj RPG'a nie próbuje oczywiście nawet zbliżyć się do tego znanego nam z kontynuacji Demon Souls, ale i tak będziesz tu uciekał więcej razy, niż naprawdę chciałbyś.

To nie Elder Scrolls - tu nie wchodzi się do lasu podziwiać widoki. Tutaj z lasu się ucieka. Jak najszybciej.

Świetna ścieżka dźwiękowa i stojąca na absolutnie mistrzowskim poziomie pełna polonizacja tytułu całkowicie osładzały chwile mozolnego nabijania xp na wszystkim, co byliśmy już wstanie ubić. Takie smaczki zaś, jak konieczność odnajdywania nauczycieli przy podnoszeniu  każdej obecnej statystyki czy nowy pancerz oznaczający tym samym wyższy status społeczny to już absolutna wisienka na szczycie gothicowego tortu. Tortu może i nie pierwszej świeżości, ale ciągle wybornego. To jak, kto chce kawałek?

Zapraszamy na oficjalny fan-page serwisu – z prędkością karabinu maszynowego wyrzucający najświeższe informacje o nowych recenzjach i felietonach!

Robson
6 lutego 2013 - 08:48