Na początku stycznia opublikowałem pierwszą część mojego artykułu, poświęconego najlepszym filmom minionego roku. Po opisaniu tytułów z miejsc 15.-6, czas na pierwszą piątkę.
Miejsce 5: Nietykalni / Intouchables
Jestem pełen podziwu dla twórców, ponieważ udało im się mnie przekonać, że nawet obyczajówka potrafi zrobić wrażenie. I co z tego, że w prawdziwej historii jeden z bohaterów był biały, a nie czarny, jak to pokazuje film. Ważny jest efekt końcowy. A ten, mimo naprawdę prostej fabuły, przekroczył moje oczekiwania. W zasadzie daleki jestem od optymizmu co poniektórych ludzi, stawiających Nietykalnych na piedestale, jako produkcję idealną. Z drugiej strony, muszę przyznać, iż historię przyjaźni czarnoskórego chłopaka z niepełnosprawnym mężczyzną zrealizowano naprawdę ciekawie.
Nietykalni to po prostu życiowy film, w którym trudno doszukać się dynamicznej akcji i rozbudowanych, patetycznych dialogów (choć te zapadają w pamięć, m.in. tekst o sztywniejących uszach bardzo mi się spodobał ;). Widać w nim francuską rękę, za co należy się pochwała, bowiem hollywoodzki styl mógłby zniweczyć cały efekt. Co więcej mogę na ten temat napisać? Właściwie tylko jedno: było warto!
Miejsce 4: Gangster / Lawless
Jakiś czas temu podjąłem się napisania recenzji tego tytułu. Jeśli ją czytaliście, wiecie, iż byłem zachwycony grą aktorską Guya Pearce’a oraz Toma Hardy’ego. Zdania oczywiście nie zmieniam, a Charlie Rakes został dla mnie najlepszym filmowym antagonistą roku. Żałuję, że na ekranie tak rzadko gościł Gary Oldman, natomiast do roli najmłodszego z braci Bondurant wybrano zaledwie średniego gwiazdora serii Transformers (Shia LaBeouf).
Być może zarzuciłbym reżyserowi stworzenie barwnej, aczkolwiek mocno naciąganej historyjki, gdyby nie fakt, że kilkadziesiąt lat temu naprawdę miała miejsce. Gangster zachwycił mnie klimatem prohibicji – prowizoryczne bimbrownie, łapówki, porachunki między przestępcami – właśnie tak przedstawiono amerykańskie realia. Przyjemne w odbiorze kino akcji z dobrą obsadą i klimatem.
Miejsce 3: Bogowie ulicy / End of Watch
Jeśli Nietykalnych uznałem za pewne zaskoczenie, to Bogowie ulicy są dla mnie sporą niespodzianką. Bo na papierze dzieło Davida Ayera nie prezentuje się tak genialnie, jak w rzeczywistości. Przede wszystkim: całość jest realistyczna. W czasie dwugodzinnego seansu ciężko było mi doszukać się rażących nieścisłości, bądź idiotycznych zachowań ze strony dwójki głównych bohaterów. Duet Gyllenhaal – Pena spisał się wyśmienicie, a ich rozmowy, pełne „codziennych” tekstów dobrze komponują się z rutyną policyjnego życia.
Część filmu została nakręcona klasycznie, natomiast reszta to widok „z ręki”. Jest więc dużo zamieszania, czasami nie wiadomo, co się dzieje na ekranie, ale generalnie taki myk okazał się udany. Widz może utożsamić się z głównymi bohaterami, dlatego niejednokrotnie im kibicowałem. Kilka razy się zaśmiałem, czasami byłem świadkiem bijatyk i strzelanin, a to wszystko wyglądało na prawdziwe. Właśnie dlatego Bogowie ulicy trafili do mojego TOPu.
Miejsce 2: Mroczny Rycerz powstaje / The Dark Knight Rises
Przyznam bez bicia, że Mroczny Rycerz z 2008 roku spodobał mi się bardziej. Głównie dzięki świetnej roli Heatha Ledgera, który wcielił się w Jokera – facet zagrał genialnie i co by nie mówić, był bardzo mocnym punktem całego filmu. Nowa część przygód Batmana, w moim odczuciu, przegrywa z poprzednikiem właśnie przez gorzej wykreowanego antagonistę. Bane chyba po prostu nie miał takiego potencjału, na szczęście w jego skórę wszedł Tom Hardy i spisał się nieźle. Dzieło Nolana po raz kolejny zachwyca obsadą. W czołówce przewija się cała plejada zarówno młodszego jak i starszego pokolenia: Bale, Cotillard, Freeman, Gordon-Levitt, Hathaway czy Oldman.
Mroczny Rycerz Powstaje to momentami ckliwa bajeczka o poświęceniu i o tym, że każdy może być bohaterem. I wiecie co? Mnie to przekonało. Kilka razy, m.in. podczas odśpiewywania amerykańskiego hymnu przez małego chłopca, nie mogłem powstrzymać uśmiechu – bo na Batmana nie idzie się dla łez, lecz dla akcji. Poziomem ustępuje "dwójce", lecz to wciąż świetna produkcja. Dziękuję reżyserowi za stworzenie nowej trylogii, gdyż przez te parę lat wykonał kawał dobrej roboty.
Miejsce 1: Hobbit: Niezwykła Podróż / The Hobbit: An Unexpected Journey
Każdy, kto mnie zna, wiedział, że na Hobbita czekałem z wypiekami na twarzy. Peter Jackson nie zawiódł, a ja mogłem napawać się przepięknymi widokami i baśniowym klimatem Śródziemia. W dodatku Bilba Bagginsa zagrał Martin Freeman, który do tej roli prawdopodobnie przygotowywał się już od urodzenia. Z całej obsady wypadł najlepiej, co wcale nie było łatwym zadaniem, bowiem reszta pod tym względem cały czas deptała mu po piętach. Nareszcie można było się dowiedzieć czegoś o krasnoludach i Smaugu, a w tle przewijało się wiele wątków poświęconych Goblinom, Smaugowi czy Wargom.
No i rozmowa głównego bohatera ze Smigolem, wykonana pod względem technicznym perfekcyjnie. Cały film z resztą jest rewelacyjny. Każda budowla, każdy detal wygląda tak, jak się tego oczekuje. Największe wątpliwości miałem co do podzielenia książki na trzy części. Twórcom udało się dodać kilka wątków nieobecnych w książce oraz rozszerzyć te, które się w niej znajdowały. Tym sposobem prawie trzygodzinny seans ani przez chwilę się nie dłuży.
To już koniec mojego filmowego podsumowania ubiegłego roku. Już nie mogę się doczekać tegorocznych produkcji, które zapowiadają się równie ciekawie. Będzie klasyczny horror Evil Dead, transformersopodobne roboty w Pacific Rim, druga część Igrzysk Śmierci, nowe przygody Riddicka, walka z zombie w World War Z, historia złodziei-iluzjonistów w Now You See Me, czy też Bruce Willis w najnowszej Szklanej Pułapce. A to nie wszystkie ciekawe tytuły, ponieważ zawsze pojawia się coś niespodziewanego.