Pamięć Absolutna - Bez Marsa i Schwarzeneggera - RazielGP - 24 lutego 2013

Pamięć Absolutna - Bez Marsa i Schwarzeneggera

Do restartu kultowej Pamięci Absolutnej podchodziłem sceptycznie. Przede wszystkim dlatego, że w stosunku do swego poprzednika, nowa wersja w znacznym stopniu miała od niego odbiegać. Nie wspominając już o ogromnych różnicach w stosunku do opowiadania Philipa K. Dicka. Po takich informacjach w moich myślach zaczęły się kłębić zdania typu skok na kasę i profanacja. Czy po obejrzeniu filmu tok mojego myślenia uległ zmianie? Przekonacie się o tym, czytając niniejszą recenzję.

Nie będę ukrywał, że mimo wszystko wolę starszą wersję z Arnoldem Schwarzeneggerem. Tamten film obfitował nie tylko w poważne, ale i zabawne sceny, umilając nam cały seans. Akcja toczyła się szybko i sprawnie, a scenariusz tam przedstawiony okazał się interesujący już od pierwszych minut. Nowy zaś wypada na tym tle typowo. Owszem motyw odzyskania przez głównego bohatera wspomnień nadal jest ciekawy, ale w moim odczuciu karty zostały tutaj odkryte zbyt szybko. Jakby cały wątek przewodni został ograniczony i zepchnięty na dalszy plan.

Nasz bohater jest znudzony swoim schematycznym i monotonnym życiem do tego stopnia, że postanawia udać się do firmy specjalizującej się w zmienianiu wspomnień, by przeżyć niesamowitą, szpiegowską przygodę. W ten sposób trafia on w sam wir walki pomiędzy złą korporacją, a ruchem oporu.

Co tyczy się Colina Farrella. Moim zdaniem dobrze odegrał powierzoną mu rolę, ale mimo wszystko wolałem w ciele Quaida - Arniego. Według mnie zdecydowanie lepiej spisały się za to dziewczyny. Szczególnie mam tu na myśłi ostrą i niezwykle seksowną Kate Beckinsale, która wspaniale odnalazła się jako Lori. I choć preferuję delikatniejszą urodę Jessicy Biel, to Kate zdecydowanie lepiej wypadła jako aktorka. Do całej reszty też nie mam większych zastrzeżeń.

Mimo wielu zmian, entuzjaści oryginału ucieszą się na widok kilku nawiązań, takich jak potrójne piersi, czy przechodzenie przez bramkę przy zmienionym wyglądzie głównego bohatera. Nie kryję jednak, że ubolewam w znacznym stopniu nad brakiem planety Mars jako miejsca akcji, ale świat przyszłości wykreowany przez Lena Wisemana zdołał przypaść mi do gustu. Wgłębiłem się w przedstawioną tu rzeczywistość jak i problemy Douglasa Quaida. W dużej mierze pomogły mi w tym swojskie, że tak powiem sceny oraz sensowne przedstawienie zniszczonej, ale nowoczesnej i bogatej w technologii Ziemi.

Na plus wypadają bardzo dobre efekty specjalne. Robią niemałe wrażenie na widzu, a co ważniejsze, prezentują się całkiem przekonująco. Dlatego też nie mogę się do nich przyczepić. Byłem, jestem i przez długi czas pozostanę pod wrażeniem. Jeśli chodzi o sam film, to mimo zmian, podobał mi się. Jako film akcji spisuje się bardzo dobrze. Jest ciekawy, treściwy i oprawiony w wiele dynamicznych scen. Niestety w porównaniu do oryginału, wypada słabiej. Brakuje tu przede wszystkim humoru, Marsa oraz równie ciekawej fabuły.

No i najważniejsza kwestia. Która aktorka bardziej wam się spodobała z wyglądu? Kate, czy Jessica? Mnie ta druga, ale jak już wcześniej wspomniałem, Kate odegrała lepiej swoją rolę. ;)

7/10 = Dobry

Polub, zaćwierkaj lub wykop Raziela oraz jego wpisy, jeśli przypadły ci do gustu. Z góry dziękuję za klik.

RazielGP
24 lutego 2013 - 14:18