Przygody słynnej pani archeolog to była jedna z kilku pierwszych gier jakie miałem zainstalowane na PC. Wersja demonstracyjna bardzo mnie zaciekawiła, ale szybko zrozumiałem, że to gra nie dla mnie, tym bardziej, że za młodu niezbyt sobie w grach radziłem. Kolejne części serii wychodziły jak grzyby po deszczu i chociaż nigdy nie ukończyłem ani jednej z nich, to bardzo tą serię szanuję. Za wkład w branżę i rozgłos, jaki swego czasu dokonała Lara Croft. Filmy z Angeliną Jolie, książki, gadżety, a nawet ulica w Derby. Niestety Craftówna miała swoje gorsze dni, co zdają się potwierdzać ostatnie odsłony serii. Wierne dawnym ideałom, ale mało przyjazne współczesnemu graczowi. Chociaż nie obserwowałem całego tego zgiełku o nowym Tomb Raiderze, nie mogłem nie ulec i gra wylądowała na mojej półce. Jedno jest pewne: Square Enix może odznaczyć w swoim kajeciku kolejny już sukces!
Nie będzie niespodzianką, jeśli napiszę, że Tomb Raider to taki Uncharted z kobietą w roli głównej, a określenie to w branży przewijało się nader często. Z jednej strony nie sposób uniknąć takich porównań, z drugiej – była to prawdopodobnie najlepsza decyzja na wskrzeszenie zbutwiałej już nieco marki. Recenzenci są zgodni: fenomenalna konstrukcja techniczna gry, żywa, przekonująca bohaterka i tony grywalności. O nowym Tomb Raiderze można by pisać w samych superlatywach, ale szybko doszlibyśmy do słownej monotonii, dlatego obiorę sobie nieco inną drogę. Dlaczego restart serii przyniósł jej tak niebywały sukces? Na to pytanie i wiele innych ciekawostek odpowiem już za moment.
''Ta gra nie spodoba się starym, konserwatywnym graczom, a fanom oryginału w
szczególności. Ale jako stary, nie całkiem konserwatywny gracz rzeczę: jest rewelacja!
Tymczasem cofnijmy się na chwilę do złotych czasów dla Tomb Raidera. Gry dla fanów przygód, główkowania, platformówek w trójwymiarowym świecie i niekoniecznie realizmu. W istocie, seria w zamierzeniu miała być czymś absolutnie nierealistycznym i znanym raczej z filmów i książek niż z życia. Już sama bohaterka, archeolożka z nienaturalną, przesadzoną wręcz figurą robiąca akrobacje i wyczyny, które zawstydziłyby niejeden zespół cyrkowy. Do tego koniecznie dwa pistolety i strzelanie do wszystkiego, co próbuje rzucić się nam do gardła, czyli: dzika zwierzyna, tajni agenci i inne czarne charaktery. Jednocześnie do dyspozycji mamy Croft Manor: posiadłość Lary ukazująca nieskończony luksus. Wszystko to tak przesadzone, że aż ociekające sztucznością. Nie, wcale nie byłem zniesmaczony – w końcu seria była wielka i znana, ale problem pojawił się gdzie indziej. Otóż twórcy wprowadzili do serii trochę kontrowersyjnych zmian, czego efektem był mocno nieudany The Angel of Darkness. Z drugiej strony wszystkie dziewięć części prezentuje ten sam gameplay: skakanie po platformach, strzelanie z pistoletów podczas robienia salta w tył i tak dalej. Wszystko to stawało się powoli monotonne, serii brakowało krztyny świeżości i pomysłu na siebie. Czasy się zmieniały, a Tomb Raider nie i boleśnie przekonali się o tym sami developerzy.
Po zapowiedzi nowej gry z Larą Croft w roli głównej miałem mieszane uczucia, mam je zresztą niemal zawsze, gdy twórcy chcą zresetować serię i wprowadzić doń poważne zmiany, zaburzając jednocześnie legendę protoplasty. Jednak w tym przypadku Square Enix konsekwentnie idzie dobrą drogą: mimo kolejnych wielu restartów czy nowych pomysłów na rozgrywkę, pod ich logiem wychodzą niesamowicie grywalne tytuły (z ostatnich warto wspomnieć o Sleeping Dogs, Deus Ex: Human Revolution, Hitman: Rozgrzeszenie, a teraz Tomb Raider). Amatorzy starszych części twierdzą, że „to nie to samo” - być może, w moim przypadku w znacznej mierze były to pierwsze (i bardzo udane) spotkania z seriami.
I w przypadku omawianego tytułu wszystkie te drastyczne zmiany wyszły marce na dobre. Kawał dobrej historii, wyspa pełna niebezpieczeństw i iście survivalowy klimat. Coś, czego za często obecnie nie spotykamy. Oczywiście owoc pracy Crystal Dynamims i Eidos Montreal nie jest niczym nowym – to wszystko już gdzieś widzieliśmy (a konkretniej chociażby we wspomnianym na początku Uncharted), ale jako, że w drugą część serii gry z Natchanem Drakiem grałem (i byłem grą zachwycony!, to wbrew pozorom mogę śmiało powiedzieć: nie mamy do czynienia z klonem. Nawet mimo tego, że całą filmowość rozgrywki i rozmach rozgrywki przeniesiono do świata Lary Croft. Wszystko i wszyscy przeciw głównej bohaterce, otwarty świat, ciekawe osobowości po drodze, świetnie zrealizowane elementy survivalowe. Wreszcie nietypowy arsenał: łuk (taki tradycyjny, bez żadnych bajerów!) z alternatywnymi możliwościami, drugo-wojenna broń palna i cała masa sprawdzonych pomysłów, które razem tworzą grę spójną, pełną treści i braku monotonii. Jak więc widać nowy Tomb to nie tylko Uncharted, ale i „Lost” w jednym. W jak najbardziej pozytywnym tego wyrażenia znaczeniu.
Wiele godzin spędzonych na tajemniczej wyspie u wybrzeży Japonii sprawiło mi ogromną frajdę. Jako gracz doświadczony, doskonale pamiętający czasy pierwszego Tomb Raidera śmiało stwierdzam: to jeden z najbardziej udanych restartów serii. Poniekąd szkoda mi „starej”, przesadzonej Lary, ale tego właśnie jedna z najbardziej rozpoznawalnych marek w branży potrzebowała.
------------------------------------------------
Zapraszam też na facebook.com/dinosfera- łatwy i szybki dostęp do wszystkich publikowanych przeze mnie materiałów i innych ciekawych rzeczy. Uwagi i konstruktywna krytyka mile widziana!