Obecnie nastały takie czasy, że fani nie chcą już słyszeć o tym, że jakaś gra może nie mieć sequela i skończyć się na pierwszej części, choć bywają i tacy, którzy myślą dokładnie odwrotnie. To, co dawniej było na porządku dziennym, jakiś czas temu wywróciliśmy do góry nogami. W branży na przestrzeni czasu nieco się zmieniło i gry są już ni mniej, ni więcej, ale towarem i marką. Często niebywale zyskowną, a skoro tak, to znaczy, że można ją handlować jak wszystkim innym. Co powiecie na odsprzedawanie praw do serii (ewentualnie "wypożyczanie") innym studiom? Przyglądam się kilku moim zdaniem ważnym przykładom.
Na przestrzeni lat nietrudno było zauważyć transfery znanych i lubianych serii do innych studiów. Z różnych powodów: czasem studio zostawało zamknięte i tym samym wydawca przekierował prace nad serią innemu zespołowi developerskiemu; innym razem twórcy chcieli odsapnąć i zająć się czymś innym, a w tym czasie kolejna odsłona serii powstawała już w innych rękach. Lepszych, a może gorszych? Znana gra od innego studia wcale nie musi oznaczać, że będzie słabsza, ba, w wielu przypadkach nowy zespół jest w stanie tchnąć życie w spróchniałą serię wprowadzając doń świeżość, a jednocześnie trzymających się sztandarowych dla serii ram.
W tym przypadku ciekawym przykładem jest znana wszystkim (nawet nie-graczom) seria Tomb Raider, pierwotnie stworzona i kontynuowana przez studio Core Design, a potem przejęta przez Crystal Denamics. Chociaż wielkim fanem serii nigdy nie byłem, udało mi się uważnie zaobserwować na przestrzeni lat, jak seria o prawdopodobnie najsłynniejszej kobiecie-archeolog się zmieniała. W przypadku Core Design wystąpiło chyba wypalenie, bowiem marka na przestrzeni lat sprzedawała się coraz słabiej, by przy części Angel of Darkness osiągnąć dno krytyczne. Crystal Dynamics wyciągnął markę z tego dna, ale nie poszybował za wysoko. Wszystko wskazuje na to, że to z powodu niedostatecznie małych zmian. Tomb Raider stawał się grą wyłącznie dla fanatyków serii, a mniej wprawni gracze nie stroniący od akcji nie mieli tu czego szukać. Dopiero niedawno byliśmy świadkami prawdziwego odrodzenia Tomb Raidera, a to wszystko za sprawą rebootu serii. Uważam, że była to ostatnia szansa dla Crystal Dynamims – całe szczęście, test zdali pomyślnie, a wielu nawet bardzo pozytywnie zaskoczyli swoim wynikiem. Wniosek dla innych? Zmiany są niezaprzeczalnie potrzebne. Nie chodzi tylko o powtarzanie schematów, ale również o dostosowanie się do rynku. Obecnie prym wiedzie niezbyt skomplikowana rozgrywka „kanapowa” tudzież konsolowa i developerzy muszą zdawać sobie z tego sprawę projektując multiplatformowe gry z górnej półki.
W ostatnich latach podobnych, choć jednocześnie zgoła innych sytuacji było więcej. Na przykład Need for Speed był przekazywany z rąk do rąk i seria w ostatnich latach nie radzi sobie wcale najlepiej. Problemy zaczęły się już od niebywale krótkiego Carbona, a drastycznie powiększyły się z premierą najeżonego bugami Undercovera, który miał powtórzyć sukces Most Wanteda, ale okazał się totalną klapą. W ostatnich latach nad Need for Speedem pracowało też Slighty Mad Studios czy Criterion, znane chociażby z Bournouta, ale i doskonałego FPSa Black. Serii nie wyżyny bynajmniej nie wznieśli, choć trzeba przyznać, że samochodówki rządzą się nieco innymi prawami i w ich przypadku produkcja przez inne studio nich dotychczas jest w pełni uzasadniona.
Nie tylko zresztą tyczy się to samochodówek. Uważam, że ryzykownym jest tworzenie bezpośredniej kontynuacji przez innych twórców. Takim przykładem jest Bioshock 2, który w moim mniemaniu był po prostu Bioshockiem 1.5. To Irrational Games (przez jakiś czas znane jako 2k Boston) należą się wszelkie brawa i owacje na stojąco za pierwszego Bioshocka, który wprowadził świeżość i prawdziwie szokował. Nie twierdzę, że „dwójka” była kiepska, ale raczej „zbędna”.
Warto też wymienić grę, którą ja się zachwyciłem, choć w oryginał nie grałem, więc spojrzałem na nią nie przez pryzmat fana serii, a całkowicie nieobytego w temacie: Max Payne 3. Tacy gracze też często się zdarzają i trzeba im wybaczyć fakt, iż nie raz będą zaczynać serię „od środka”. Tak było z właścicielami PlayStation 3 w przypadku trylogii Mass Effecta (pierwsza część została wydana na PS3 dopiero niedawno, dobre pięć lat od premiery). O ile ja byłem z nowego „Maksa” całkiem zadowolony, o tyle jestem w stanie zrozumieć ból fanów (całkiem adekwatny do tytuły gry). Rockstar znany jest z dopieszczania swoich gier i najwyższej jakości, dzięki czemu serie Red Dead albo GTA dorobiły się miana najlepszych w swoim gatunku, ale to nie znaczy jeszcze, że ta sama firma jest w stanie zadowolić wszystkich i że gry spod sztandaru R* zawsze będą perfekcyjne (rzecz jasna biorę na poprawkę, że Rockstar ma kilka oddziałów i zespołów). Myślę, że w przypadku Maxa Payne'a 3 to właśnie poważna zmiana miejsca akcji i osadzenie tego samego, ale jednak innego bohatera zdecydowało o takim, a nie innym odzewie ze strony fanów. Na ich miejscu pewnie też nie byłbym zadowolony, ba, sam mam spore obawy o niektóre nadchodzące tytuły. Chociażby o nowego Mass Effecta, przy którym skrobie oddział Bioware z Montrealu. Szczęście w nieszczęściu jest takie, że nawet, jeśli nowy zespół coś popsuje, to bierze się za całkowicie nową część, nie mającą wiele wspólnego z poprzednią trylogią, chociaż na razie nie ma sensu spekulować na temat gry, o której nie wiemy w zasadzie nic. Również Batman: Arkham Origins w nowych rękach nie nastraja optymistycznie, ale kto wie, czy WB Games Montreal nie zaskoczy nas w pozytywnym tego słowa zaskoczenia.
W sumie warto sobie powiedzieć to wprost: przekazywanie serii innemu developerowi wcale nie musi oznaczać porażki, choć ja osobiście jestem zdecydowanie przeciwny, jeśli seria w połowie jest wykonywana przez jedno studio, a w połowie przez drugie. Na przykładzie serii F.E.A.R. widać to jak na dłoni: F.3.A.R. był w moim mniemaniu krokiem wstecz z uwagi na nieco brzydszą jakościowo oprawę (przestarzały silnik + ograniczenia sprzętu robią swoje), zupełne odejście od tytułowego strachu, a do tego dość przeciętną fabułę i kontrowersyjne zakończenie(a). F.E.A.R. 2 nie był w tym przypadku wzorowy, ale z pewnością lepszy. Z kolei Quake 4 autorstwa Raven Software też nie całkiem spodobał się graczom. Ale warto też dodać, że bywało wiele bardzo przyjemnych zaskoczeń. Poza wcześniej wymienionymi, duży sukces odniósł chociażby Deus Ex: Human Revolution, gra znakomita, a nawet jedna z najlepszych w jakie grałem, choć da się słyszeć głosy, że nie dorównująca oryginałowi. Cóż... to już kwestia dyskusyjna i na dłuższą pogadankę, ale tak czy inaczej wcale nie jest najgorzej.
------------------------------------------------
Zapraszam też na facebook.com/dinosfera- łatwy i szybki dostęp do wszystkich publikowanych przeze mnie materiałów i innych ciekawych rzeczy. Uwagi i konstruktywna krytyka mile widziana!