Sailor Moon SuperS jest przedostatnią, czwartą częścią cyklu poświęconemu Czarodziejce z Księżyca. Przy okazji cechuje się największą dawką humoru oraz wieloma baśniowymi elementami związanymi z Pegazem. W telewizji zaś ukazała się na przełomie lat 1995-1996, czyli standardowo w rok po poprzedniej serii.
Tym razem nasze bohaterki zmagać się będą z Cyrkiem Martwego Księżyca, którego przewodnikiem jest zła (jakżeby inaczej) Królowa Nehellenia. Wysługując się Cyrkonią oraz jej podwładnymi ma na celu odnalezienie Pegaza, skrywającego się przed nią w ludzkich snach i marzeniach. Historia ta jest prosta jak budowa cepa i prawdę mówiąc średnio zachęca do oglądania.
Ponadto jak na mój gust za dużo tu wszechobecnej słodyczy oraz różowych barw. Nic więc dziwnego, że ze wszystkich części, to właśnie ta uważana jest za najsłabszą. Mnie może mała Chibiusa nie irytowała tak jak wielu innych widzów, ale osobiście wolałem innych bohaterów. Jak nietrudno się domyślić, mała czarodziejka często lubiła sprawiać psikusy starszej Bunny Tsukino, co potrafiło wywołać u niektórych osób niemałą frustrację.
Mnie zaś denerwowało co innego. Mianowicie poświęcono tutaj zbyt wiele czasu Chibiusie jak i samemu Pegazowi, pozostawiając pozostałych bohaterów w ich cieniu. Bardzo brakowało mi chociażby scen ukazujących przygody pozostałych sailorek wraz z dalszoplanowymi postaciami. Nawet same zmagania, tudzież potyczki nie wprawiały mnie w jakiekolwiek emocje.
Jeśli zaś chodzi o sam cyrk, to warto zaznaczyć, iż podzielono go na dwie drużyny: zwierzęce trio oraz amazoński kwartet. Z obu ekip zdecydowanie bardziej wolę tę pierwszą. Pewnie dlatego, że ich metody poszukiwawcze zwierciadeł dusz u swych ofiar oraz dialogi wynikające z wielu innych sytuacji naprawdę mnie intrygowały. Przynajmniej w pewnym stopniu, rzecz jasna.
W ten oto sposób doszliśmy do małego podsumowania. Jak wiadomo, każda seria Czarodziejki z Księżyca oferowała schematyczność, prosty humor jak i wiele innych głupot, oferując niezły klimat. Jednak tutejsza atmosfera nie spotkała się z moją aprobatą. Zresztą jak niemal całe SuperS. Szkoda, bo początek zwiastował coś ciekawego, w praktyce zaś zaoferował nudę oraz nadmierną cukierkowość.
Polub, zaćwierkaj lub wykop Raziela oraz jego wpisy, jeśli przypadły ci do gustu. Z góry dziękuję za klik.