Jak wielu z Was, lubię seriale, choć zdecydowanie nie należę do obsesyjnych telewizyjnych obżartuchów, jakich można spotkać na forum GOL. Staram się wybierać propozycje uznane za najlepsze, lub takie które mnie rzeczywiście zainteresują czy to tematyką, czy klimatem i w danym "sezonie" nie pochłaniam więcej niż 4-5 propozycji. W 2013 roku, w moim grafiku widza wygodnie rozsiadł się serial Hannibal, o którym teraz chętnie napiszę małe co nieco (mlask!).
Pierwsza i dosyć ważna rzecz to fakt, że Hannibal jest pokazywany w polskiej telewizji bez specjalnych opóźnień (początkowo był to zaledwie tydzień od premiery w USA, ale w związku z usunięciem jednego z odcinków z ramówki stacji NBC, przesunięcie zwiększyło się do 2 tygodni) i do tego na kanale zdecydowanie nie należącym do segmentu premium (AXN - oznacza to reklamy, ale do tego wielu się chyba już przyzwyczaiło). Miła odmiana od korzystania z różnego rodzaju metod "alternatywnych", szczególnie że Hannibal konsekwentnie prezentuje całkiem wysoki poziom.
PRZYSTAWKA
Jeśli chodzi o fabułę, to serial jest prequelem dla książek Thomasa Harrisa i dużych filmowych adaptacji tychże - można więc śmiało atakować bez znajomości oryginałów/poprzedników. Postacie, które oglądamy na ekranie, zostały wzięte z Czerwonego smoka, w którym rzeczy dzieją się w jakiś czas po nieprzyjemnym punkcie kulminacyjnym, jaki osiągnęła znajomość Hannibala Lectera i Willa Grahama. To są też protagoniści w tej telewizyjnej opowieści. Graham to wyjątkowo utalentowany specjalny współpracownik FBI, empatyczny facet potrafiący wczuć się w rolę seryjnego zabójcy i odtworzyć zbrodnie z przerażających detalach. Jego dawny kolega, szycha z FBI imieniem Jack Crawford, prosi go o pomoc w rozwikłaniu sprawy zaginionych dziewcząt. Jako że Graham to facet mający problemy z normalnymi ludzkimi interakcjami, to ekipy zostaje ściągnięty również wybitny psychiatra i koneser wykwintnej kuchni, doktor Hannibal Lecter. Już sama interakcja między dwoma głównymi bohaterami jest elektryzująca, a jak dołożymy do tego innych psychopatów, zbrodnie, ciekawy wachlarz dodatkowych postaci i odpowiednią atmosferę, dostaniemy naprawdę solidny "crime drama-thriller".
Twórcą Hannibala jest Bryan Fuller, doświadczony "kreator" odpowiedzialny za scenariusz i produkcję Herosów, a także stworzenie bardzo sympatycznego i dopieszczonego wizualnie serialu Gdzie pachną stokrotki. Jego wizja tak się spodobała włodarzom stacji NBC, że zatwierdzili cały 13-odcinkowy sezon bez nakręconego uprzednio odcinka pilotażowego, co się nie zdarza często. Jeśli chodzi o personel warto też wspomnieć Davida Slade'a, producenta wykonawczego i reżysera kilku odcinków - ten pan jest odpowiedzialny za zacne przeniesienie na kinowy ekran komiksu 30 dni nocy i za stworzenie solidnego thrillera Hard Candy (Pułapka). Szkoda, że w międzyczasie pobrudził się Zmierzchem, ale teraz, dzięki Hannibalowi, jego reputacja wróciła na właściwe miejsce. Po drugiej stronie kamery daje radę Hugh Dancy (ostatnio widziany w Histerii) jako Will Graham - moja żona stwierdziła, że jest "biedniutki" i to widać. Nękany przez wewnętrzne demony facet o niezwykłej zdolności jest zmuszony przez życie do taplania się w ludzkim bagnie, przez co wcale mu się nie poprawia - świetny bohater z dobrym rysem psychologicznym (i zagrany jest tak, że mu wierzę). Druga strona barykady to oczywiście ekstremalnie elegancki, nienagannie uczesany Mads Mikkelsen jako Hannibal - ekipa od castingu się spisała, bowiem Duńczyk pasuje jak ulał do grania tej postaci. Ledwo zaznaczone brwi, martwe oczy i odtwarzane z matematyczną precyzją dobre maniery tworzą obraz psychopaty doskonałego. Słyszałem narzekania na Laurence'a Fishburne'a, który podobno w swoim Jacku Crawfordzie za bardzo leci swoją kreacją z CSI, ale ja tego serialu nie oglądam, więc mi to nie przeszkadza. Istotną rolę odgrywa też względnie nieznana (dużo serialowych epizodów) Kacey Rohl jako Abigail, córka pierwszego pana psychopatycznego mordercy, która nawiązuje wyjątkową więź z ukochanym przez wszystkim doktorem Lecterem.
MIĘCHO
A zatem: ekipa realizacyjna i aktorska jest z całkiem wysokiej półki, ale czy ich wysiłek składa się w coś (ekhem) strawnego? Po obejrzeniu 5 wyemitowanych w telewizji odcinków, mogę z całą mocą stwierdzić - ano! Jasne, że nie ma tu mowy o jakimś objawieniu czy realizacyjnym majstersztyku, ale do mnie Hannibal trafia. Bierze mnie wykreowany przez twórców klimat - powolny, nastrojowy, przetykany albo obrazami zbrodni z pogranicza gore (dla jednych tania sztuczka, dla mnie nie chowanie się za sztuczną ścianką politycznej poprawności) albo dobrze zrobionymi wizualizacjami czy to koszmarów Willa czy odtwarzanych przez jego chory/genialny umysł przebiegów morderstw. Zaskakiwać (a niektórym nie podobać się) może fakt, że Hannibal nie jest tu tak naprawdę główną postacią - prawie nigdy nie widzimy go "w akcji", najczęściej po prostu rozmawia z ludźmi lub odprawia jakieś kulinarne czary. To każe zastanawiać się, co ta robi, gdy go nie widzimy i kim* teraz częstuje swoich gości. Niezły zabieg, bo dzięki temu moje zainteresowanie postacią i dalszym ciągiem wzrasta.
Po tych 5 odcinkach trochę za słabo jest zarysowana główna oś fabuły - opieka Willa i Hannibala nad córką pana Hobbsa, mordercy z odcinka numer 1. Dziewczyna przejawia skłonności do zabijania, ale jednocześnie nie chce być taka jak tatuś. Serial jest bardziej proceduralny, niż się spodziewałem - każdy odcinek to inny psychol, którego trzeba schwytać, a gdzieś z doskoku dostajemy wgląd w dalszy ciąg wątku Abigail. Najgorszy pod tym względem był ostatni odcinek (z bardzo wyraźnym ukłonem w kierunku Milczenia Owiec i "krwawego orła" ), bowiem tam główna oś nie została poruszona w ogóle i na dodatek - mimo miejscowego efekciarstwa - był to najsłabszy epizod z trochę nielogiczną** końcówką. Na szczęście ogólne pozytywne wrażenie pozostaje. Najbardziej rajcuje mnie fakt, że w zasadzie nikt nie ma pojęcia, kim tak naprawdę jest doktor Lecter (a jeśli przed telewizorem zasiądzie widz bez jakiejkolwiek wiedzy na temat tej postaci, będzie solidnie zaskoczony za jakiś czas), więc wyobrażam sobie, że finał tej serii będzie naprawdę ekscytujący. A przecież cały sezon to tylko 13 odcinków, więc nie zdążę się znudzić oczekując prawdziwej petardy, która przecież musi nastąpić. Bo jak nie nastąpi, wówczas that will make me a saaaad paaaanda.
Na koniec mała uwaga dla potencjalnych zainteresowanych: Hannibal podoba mi się także z tego względu, że rzadko oglądam seriale o mordercach i goniących ich stróżach prawa (ostatni wyjątek to bardzo zacny Luther), więc ta propozycja wydaje mi się dosyć świeża i ciekawa, choć bez wątpienia główna w tym zasługa (u)znanej tytułowej postaci. Jeśli zaś jesteś, drogi czytelniku, serialowym pożeraczem, to na pewno Hannibala oglądasz i masz wyrobione swoje zdanie, więc moje paplanie nie jest Ci do niczego potrzebne. I najpewniej jest to opinia nieco mniej przychylna od mojej…
DESER
Załóżmy jednak, że zupełnie się nie znam i Hannibal to nudna, starająca się na siłę szokować, opowiastka bez pomysłu. Nie zmienia to na szczęście faktu, że serial ten jest bardzo pieczołowicie przygotowany od strony wizualnej. Kompozycja kadrów, ubiór Hannibala (i jego biuro!), powracający w snach Willa motyw z pierzastym jeleniem czy makabryczne pomysły scenarzystów na pokazywanie zbrodni - wszystko to jest potwornie estetyczne i estetycznie potworne (uznamy, że można tak napisać :P). Plakat reklamujący serial zresztą też jest cacy. A to już coś :) Zapraszam przed telewizory w każdą środę o 22, a póki co - dla niezdecydowanych - zwiastun. Smacznego!
* Przy serialu pracuje José Andrés, hiszpański kucharz pełniący funkcję kanibalistycznego konsultanta, który dba o to, by potrawy przygotowywane przez Lectera były realistyczne i mogły zaistnieć na stole jakiegoś miłośnika czerwonego mięsa. Niezła fucha :)
** SPOILER! Kto mi wyjaśni, jak pan morderca sam się przerobił na aniołka i zawiesił kilka metrów nad ziemią, temu gwarantuję brofist over the internet (pod warunkiem, że to wyjaśnienie będzie inne, niż "ktoś/Hannibal mu w tym pomógł").