Czego Sony mogłoby się nauczyć od producentów pralek - dziki - 5 czerwca 2013

Czego Sony mogłoby się nauczyć od producentów pralek

Gdybym miał dziś wskazać główną siłę napędową branży gier, bez wahania powiedziałbym „chciwość”. Kiedy nagle zaczynasz zarabiać więcej niż Hollywood na gałęzi przemysłu rozrywkowego dotychczas uważanej za niszową, łatwo uzależnić się od zielonych numerków na miesięcznych zestawieniach.

W efekcie najwięksi gracze w branży cechują się chciwością, której nie powstydziłby się nawet przemysł tytoniowy. Dzisiejsi producenci sprzętu i oprogramowania, zapatrzeni w numerki i zestawienia, doją klienta na wszystkie możliwe sposoby, byle wyciągnąć jak najwięcej w jak najkrótszym czasie.

Żeby daleko nie szukać, spójrzmy na ostatnią konferencję Sony. Sam fakt, że zapowiedzieli nową konsolę, oczywiście wróży dobrze, bo poprzednia generacja jest już mocna nadgryziona zębem czasu. Ale chciałbym zwrócić uwagę coś innego – wsteczną kompatybilność, a właściwie jej brak. Sony co prawda dopuściło możliwość streamingu gier w jakiejś nieokreślonej przyszłości, ale to w sumie tyle – żadnych obietnic.

Błąd. Uznając wsteczną kompatybilność za nieznaczący ficzer, który może się pojawi, może nie, japoński gigant dowodzi swojej krótkowzroczności, prawdopodobnie spowodowanej niepohamowanym apetytem na zawartość naszych portfeli, który to przysłania mu dalszy plan.

Obecnie coraz więcej firm z innych branży pojmuje, że patrząc z perspektywy wielu lat, najbardziej opłacalne jest budowanie lojalności klienta. Budowanie lojalności, nie zaprzęganie do pługa i oranie nim pola aż padnie, co wśród producentów sprzętu do gier i wydawców tychże gier stało się swojego rodzaju sportem. Ale co to ma wspólnego ze wsteczną kompatybilnością? Bardzo dużo.

Sony nie przejmuje się wsteczną kompatybilnością, bo wychodzi z założenia, że lepiej żeby klient kupił dwie konsole, niż jedną. Jak już mówiłem, jest to zachowanie podyktowane chciwością i na dłuższą metę szkodliwe zarówno dla producenta jak i konsumenta. Bo nie chodzi o to, żeby klient w jednym momencie miał jak najwięcej produktów jednej firmy, tylko żeby dał się wciągnąć w biznesowy cykl śmierci i odrodzenia. Chodzi o to, żeby klient następnym produktem zastępował poprzedni, a nie budował kolekcję. Bo cierpliwość, zasoby finansowe i ilość miejsca za telewizorem u klienta też mają granice.

I nawet nie wspominajcie mi o wydaniach HD.

Wiele sklepów AGD ma promocje w stylu „przynieś nam swoją starą pralkę/lodówkę/kuchenkę, a nową dostaniesz taniej”. O tym właśnie mówię – cykl wymiany produktów na nowsze modele. Innym świetnym przykładem są sieci komórkowe. Wymiana telefonu co umowę dla większości stała się już niemalże tradycją. Chętnie zobaczę kogoś, kto nie zastanawia się dwa razy przed zmianą operatora. I nie chodzi o numer, bo ten można przenieść. Chodzi o siłę przyzwyczajenia.

Niestety wymyślna architektura poprzedniego Playstation bardzo utrudnia uruchamianie gier z niego na innych systemach. W porządku. Ale co z Playstation 2 i PSX? Gry z drugiego Playstation można bez problemu emulować na średniej klasy PC, a te z pierwszej konsoli Sony można odpalić nawet na smartfonie.

Sam posiadam sporą kolekcję gier na PS2, do której od czasu do czasu wracam. Ale jestem świadomy, że któregoś dnia kilkunastoletnia konsola po prostu wyzionie ducha, bo takie są prawa wszechświata. I byłoby to dobry pretekst do upgrade’a sprzętu, gdyby nie brak wstecznej kompatybilności w nowej konsoli. Kiedy stanę przed wyborem – kupić kolejny egzemplarz konsoli którą, znam, lubię i na dodatek kosztuje mniej, czy nową, drogą konsolę, która nawet nie pozwala na granie w gry które już mam, to nie będę się długo zastanawiał.

Reasumując: Sony powinno dołożyć wszelkich starań, by ten streaming działał, jeśli chcą wyciągnąć ode mnie jakąś kasę w najbliższym czasie.

Autor zdjęcia tytułowego: numbfromtheinside

dziki
5 czerwca 2013 - 17:35