Nigdy nie byłem fanem serii „Mortal Kombat”, po zapoznaniu się z najnowszą częścią dalej nie jestem i już raczej nie będę. Uważam jednak, że „MK9” jest grą udaną i nie żałuję, że pośród tego wysypu wysokobudżetowych bijatyk na PC – ekhm, ekhm... – to właśnie jej poświęciłem nieco czasu. Zamiast pisać kolejną recenzję gry sprzed ponad dwóch lat postanowiłem po prostu pomarudzić.
Podkreślam jeszcze raz, to nie jest recenzja. „Mortal Kombat” na PC jest tytułem niemal bezkonkurencyjnym, dynamicznym i technicznym jednocześnie, wymagającym wprawy i ćwiczeń, a z drugiej strony przystępnym dla początkujących. Widać, że grafika odstaje od współczesnych standardów gier na PC, ale ładne animacje teł i postaci potrafią odwrócić uwagę od wszelkich niedoróbek widocznych na zbliżeniach. „MK9” ma jednak pewne cechy charakterystyczne, które sprawiają, że emocje podczas gry niebezpiecznie często wahały się między zachwytem a zażenowaniem.
1. Opowiadanie historii
Nie mam na myśli głównego wątku fabularnego – turnieju na którym mają się rozstrzygnąć dalsze losy ziemi, bo krytykowanie mordobicia za słabą fabułę byłoby co najmniej głupie. Chodzi mi o tryb „Story”. Bardzo pozytywnie zaskoczył mnie tym, że po ukończeniu turnieju okazało się, że to dopiero połowa... Po czym po ukończeniu drugiej części, ponownie sprawiającej wrażenie jakby miała zakończyć ten tryb, mamy do przejścia jeszcze część trzecią. Ciekawym konceptem wydało mi się jeszcze, że przejście całości wymaga grania szesnastoma zawodnikami, dzięki czemu jest to idealny wstęp do rozgrywki, zwłaszcza dla osób, które już ledwo co serię pamiętają.
Niestety, tryb historii w moim odczuciu kuleje dlatego, że jest idiotycznie opowiedziany. Głównym celem było przedstawienie zawodników, dobrze, ale dlaczego nie można było połowie z nich po prostu kazać walczyć w ramach turnieju i między pojedynkami przedstawiać cut-scenkę charakteryzującą daną postać? Po co silić się na filmowość całego przedsięwzięcia, skoro doprowadza ona do tak skrajnej głupoty i niekonsekwencji jak to, że dwie postaci stojące po tej samej stronie barykady zaczynają walczyć o jakieś drobiazgi, łamią sobie kręgosłupy, wybijają oczy, a po walce klepią po ramieniu i dalej myślą jakby tu uratować świat?
Jeżeli całość miała naśladować najniższych lotów filmy akcji, udało się to idealnie, co nie oznacza, że takie rozwiązanie musi się podobać. Sądzę, że wypełniacze między walkami mogły być wykonane dużo ciekawiej. Wystarczyło rzucić garść informacji o każdym bohaterze i nie silić się na "logiczne" połączenie walk w tak absurdalny sposób.
2. Przemoc
„Mortal Kombat” zawsze słynął z brutalności. Gdy dawno temu ogrywałem pierwsze części, właśnie elementy gore najbardziej przyciągały do ekranu. Po prostu chciało się wygrywać dalsze walki i dochodzić do jak największej wprawy we wklepywaniu kombinacji po to, żeby zobaczyć co też twórcy wymyślili jako fatality. Niestety, ten system sporo się zestarzał. Albo inaczej – chyba ja się zestarzałem do tego systemu, bo dużo bardziej pod tym względem podobał mi się tryb „story”, gdzie zawodnikom nie odpadały kawałki skóry, a po walce nikt nikomu nie robił kuku. Nie mam nic przeciwko brutalności w grach, ale w „MK” sprawia ona wrażenie tak niedojrzałej i bezmyślnej, jak tylko może być. Przykładem jest choćby odblokowywanie „bonusów”, gdzie w sposób bezsensowny i jednocześnie absolutnie pozbawiony finezji niszczone są kolejne ciała. Całość przywodzi na myśl rysunki kilkunastoletniego dziecka, które wzięło kartkę i kredki, żeby wyżyć się po szkole. Przemoc w takiej ilości przestaje w jakikolwiek sposób robić wrażenie, wolałbym już, żeby walki były bardziej stonowane, a na zakończenie jako fatality byłoby można wykonać x-ray, który w moim odczuciu wygląda znacznie ciekawiej. Jaki to ma sens, że postać straciła właśnie kości w nogach, oczy, serce i do tego ma przerwany kręgosłup skoro walka toczy się dalej tak samo, jak przed „wypadkiem”?
3. Postacie
Wiem, że jestem w tej sprawie ignorantem, pewnie każdy fan „MK” ma swoje ulubione postacie i może nawet uważa, że ich historie są ciekawe. Osobiście jednak, poza napięciem między Scorpionem a Sub-Zero nie widzę między bohaterami nic interesującego. Jeszcze gorsze jest to, że większość bohaterów jest dziwnie nijaka. W czasie pojedynków jest OK – każdy ma indywidualne ruchy i swój własny sposób styl walki, ale jednocześnie ma się wrażenie (towarzyszyło mi już przy pierwszych częściach), że na połowę postaci nie było pomysłu. Przecież niektórzy z nich nawet wyglądają prawie identycznie! Jedyną wyraźną różnicą jest kolor ubrania, zwłaszcza, kiedy przejdziemy do postaci w cyber kostiumach. Osobliwe, że niektórych można pod względem ubrania łączyć w bliźniacze dwójki. Niby drobne detale są inne, ale czy aż tak trudno było nadać tym bohaterom trochę charakteru? Pod względem designe’u „MK” jest bardzo, bardzo daleko za klasykami takimi jak „Tekken”, „Soul Calibur” lub „Street Figter”. O postaciach kobiecych chyba nawet nie warto wspominać, każdy kto widział, wie jak się to prezentuje w grze.
Czepiam się? Opowieść ma być skrajnie kiczowata, brutalność przerysowana, postaci płytkie i nieraz tak groteskowe, że same się z siebie śmieją? Zgoda. „Mortal Kombat” jest bardzo udaną bijatyką (zwłaszcza na PC, gdzie poza "SF" praktycznie nie ma konkurencji), jest idealną kontynuacją serii, która nie próbuje nagle stać się czymś innym niż była. No i wreszcie jest tytułem dopracowanym pod względem technicznym. Za to na pewno grę szanuję i doceniam. Cieszę się, że wierni fani otrzymali dokładnie to, czego mogli oczekiwać zamiast wersji na siłę ugrzecznionej. Po prostu nie przemawia do mnie konwencja. To, co kiedyś budziło w serii fascynację, dzisiaj wywołuje co najwyżej uśmiech politowania. Pozostaje tylko czekać aż ukaże się na PC jakieś inne, równie dopracowane technicznie mordobicie, którego warstwa narracyjna i decyzje "estetyczne" nie będą budziły zażenowania.
Oj... Coś czuję, że długo przyjdzie mi poczekać.