VHS suchary i lasery. Recenzja Far Cry 3: Blood Dragon - fsm - 3 sierpnia 2013

VHS, suchary i lasery. Recenzja Far Cry 3: Blood Dragon

fsm ocenia: Far Cry 3: Blood Dragon
75

Dobry żart to taki, którego się nie spodziewasz. Primaaprilisowe ogłoszenie szalonej wersji Far Cry 3 zostało przyjęte ciepło i z tzw. wyszczerzem, ale niewielu się spodziewało, że Ubisoft naprawdę tworzy Blood Dragona i że już miesiąc później będzie można wcielić się w Reksa "Power" Colta, którego zadaniem będzie uratować ludzkość przed niecnymi planami pułkownika Sloana. Deweloperzy jednak mieli na tyle dużo kasy/na tyle duże jaja, że postanowili zaryzykować i zacząć sprzedawać najbardziej absurdalne DLC (a tak naprawdę pełnoprawny samodzielny dodatek, jak za starych dobrych czasów) tego roku.

Jeden z lepszych celów misji.

For Humanity.

I był to dobry plan. Blood Dragon jest zabawny przez większość czasu i może być potraktowany jako growy odpowiednik zacnych starych filmowych parodii (w rodzaju Nagiej broni czy Bohatera ostatniej akcji). Gra śmieje się z durnych filmów o twardzielach sprzed trzech dekad, ze współczesnych strzelanin i z samej siebie. I robi to w całkiem wdzięczny sposób, który na dodatek nie wymaga nie-wiadomo-jakiej popkulturowej wiedzy - żarty są na niezłym poziomie i jest sporo okazji do rechotu (czy to z męskich, suchych tekstów naszego herosa, czy to z napotykanych sytuacji, czy też z informacji zawartych w podręcznej encyklopedii). Mam też wrażenie, że to obryzgane neonowymi barwami szaleństwo spokojnie może zostać docenione także przez bardziej łebskich nastolatków, choć produkcja jest skierowana ewidentnie do ludzi urodzonych najpóźniej pod koniec lat 80-tych.

Smażenie jajec.

I wanna be blinded with your cyber-love.

Ale o co chodzi? O pretekst do naparzania, ma się rozumieć, choć w tym wypadku ów pretekst jest lepszy, niż samo naparzanie. Jesteście cyber-komandosem z nieco przestarzałej klasy czwartej, który musi powstrzymać niegdysiejszego amerykańskiego herosa, pułkownika Solana, przed przejęciem władzy nad światem za pomocą głowic ze smoczą krwią. Wraz z najlepszym cyber-kumplem Spiderem, udajecie się na wyspę wypełnioną cyber-żołnierzami, cyber-smokami, cyber-dzikami, cyber-żmijami i laserowymi aligatorami (dla odmiany) i zaczynacie metodyczne likwidowanie sił zła. Wszystko dzieje się z perspektywy pierwszej osoby i jest zbudowane na bazie Far Cry 3, tyle że zmieniono całą garderobę, tapety i dochodzące zza okna odgłosy (ale zostawiono pojazdy).

Nieumarli, głos z Mortal Kombat i nielimitowana amunicja. Yeah.

Blood Dragon to 7 głównych misji i 3 rodzaje zadań pobocznych - w wolnych chwilach można wyzwolić każdy z kilkunastu garnizonów na wyspie, a potem otrzymujemy dostęp do misji pt. uratuj nerda oraz zapoluj na zwierzaka. Do tego można pobuszować po laserowym sklepie z amunicją i odnaleźć każdą z kilkudziesięciu znajdziek (tv, kasety vhs i notatki). Te bonusowe czynności jednak szybko stają się bardzo monotonne i jedynym, co gracza popycha naprzód, jest chęć usłyszenia kolejnej porcji tekstów wygłaszanych szorstkim głosem Michaela Biehna oraz wykonania nietuzinkowych celów misji w rodzaju "walnij reaktor z pięści".

All that power went to his head.

Niestety w ogólnym rozrachunku pomysł wyjściowy okazuje się być lepszy od gotowego produktu. Początek gry jest super, ale zabawa szybko robi się monotonna. Dosyć monotonne atakowanie garnizonów, identyczne misje poboczne, okazjonalne spotkania z krwawymi smokami i brak jakiejkolwiek prawdziwej walki z bossem to minusy, których nie można przemilczeć. Na dłuższą metę kolorystyka i vhs-owy przeplot też mogą być nieco męczące. Gdyby autorzy zdecydowali się urozmaicić otoczenie, wykreować ciekawsze wnętrza i więcej efektownych miejscówek, byłoby dużo milej i spokojnie można by wówczas wydłużyć czas przejścia gry, który na "normalu" zajmuje obecnie 4 godziny + cokolwiek poświęcicie na dodatkowe aktywności.

Zabawna, ale zmarnowana szansa na pojedynek z Człowiekiem Krakenem.

Na szczęście ostatnia godzina wynagradza ewentualne zgrzyty - jest treningowy montaż z piosenką, skąpana w błękitach scena erotyczna i totalnie wykręcone dwie sekwencje, które wręcz plują absurdem w oczy (ale tutaj znowu zabrakło kropki nad i - chciałbym dostać porządną walkę na koniec, a nie "tylko" laserowo-wybuchową szarżę). Far Cry 3: Blood Dragon wygląda w mym odczuciu tak: początek na siedem, potem jest średniak i najwyżej 5+, ale końcówka już atakuje rejony słabej dziewiątki, co w ogólnym rozrachunku daje ocenę widoczną na samej górze wpisu. Jeśli traficie na Blood Dragona w promocji, brać bez wahania.

fsm
3 sierpnia 2013 - 12:44