Premiera Rome II czyli rzymscy legioniści na oddziale rehabilitacyjnym - Imperialista - 9 września 2013

Premiera Rome II, czyli rzymscy legioniści na oddziale rehabilitacyjnym

Legiony rzymskie wkroczyły na dyski twarde konsumentów z bojowym okrzykiem na ustach, ale w wyjątkowo kiepskiej kondycji fizycznej. Recenzje gry nie są jednoznaczne i wahają się pomiędzy przychylnymi, i wyjątkowo krytycznymi – nie bez przyczyny, gra zmaga się z poważnymi problemami, nie tylko natury technicznej. Bez wątpienia całość zostanie spatchowana setkami megabajtów dodatkowych danych, ale czy usprawiedliwianie wpadki sformułowaniami w stylu „Empire był jeszcze gorszy!” czy „te gry w chwili premiery zawsze wymagały poprawek!” nie jest sporym nadużyciem?

Pierwsza sprawa, którą można przy sporej dawce dobrej woli potraktować łagodnie jest skopana optymalizacja. Wymagania nowych gier serii nigdy nie były niskie, jeśli jednak twórcy zapewniają, że nie będą one znacznie wyższe od tych które znamy z Shoguna 2 i znajduje się całkiem pokaźna liczba graczy, którzy nie mogą gry uruchomić w ustawieniach low, podczas gdy poprzedniczka hulała na high – coś musiało pójść nie tak. FPSy na mapie kampanii mają tendencję do niespodziewanych skoków, skaczą również pojedyncze jednostki na polu walki, w dodatku momentami pojawiają się problemy z teksturami. Zastrzegam od razu – wiem, że większość graczy może problemu nie dostrzegać, dlatego staram się nie wyolbrzymiać go w kontekście wady gry, ale nie uwierzę że sztuczna inteligencja zachowuje się różnie na różnych konfiguracjach komputera. I właśnie w niej tkwi diabeł.

Przypomnijmy – druga część Shoguna już w pierwszym tygodniu po premierze była grą jak najbardziej grywalną i zaskakująco dopracowaną. Cieszyły przede wszystkim usprawnienia AI, której zdarzały się manewry wyjątkowo przemyślane. Budowanie znanych z Empire kolosalnych imperiów na glinianych nogach nie było już standardem, podobnie jak opuszczanie stolic miast bez żadnej obrony. Dyplomacja wciąż miała słabe punkty, ale całość pozwalała grać bez zgrzytania zębami. Grając w Rome II nie sposób nie odnieść wrażenia, że twórcy zapomnieli o dokonaniach poprzedniczki.

Jeśli uważacie, że określenie „chaos bitewny” ma wydźwięk pozytywny, zagrajcie w Rome. Rozgardiasz, któremu ulega większość legionów na mapie jest nie do przyjęcia, zwłaszcza gdy kontrolujemy zdyscyplinowane wojska greckie czy rzymskie. O ile rozumiem, że trzymanie formacji mogło nie leżeć w naturze oddziałów barbarzyńskich, tak radosne hasanie po mapie z radosnym okrzykiem na ustach bez ładu i składu topowych legionów ówczesnych czasów jest absolutnie nie do przyjęcia. Wojska wroga tradycyjnie zmieniają decyzję znienacka zawracając swój atak tuż przed skrzyżowaniem mieczy, ani myślą też opuszczać strefy, w których są pod ostrzałem (oblężenie małych miast da się wygrać kilkoma garnizonami wypoczętych łuczników). Doświadczyłem też szarży wrogiej kawalerii generalskiej wprost na moją falangę – wtedy po raz pierwszy opadły mi ręce ze zwątpienia.

Rozgrywka na mapie kampanii przypomina próbę zagrania w szachy z kimś, kto nie zna ich zasad.. Kuriozalne propozycje są na porządku dziennym, jedyną zaletą jest fakt że twórcy wyciągnęli lekcje z Shoguna i sojusznicy trzymają się jako tako traktatów. Mimo wszystko, przy tak dużej dozie losowości, dyplomatyczne zwycięstwo jest w zasadzie nie do zrealizowania. Zadziwia też pacyfizm AI, a już w szczególności nie możecie spodziewać się długich wędrówek wrogich garnizonów na drugi koniec Twych terytoriów, które zazwyczaj pozostają nie bronione. Wbrew tytułowi, nad mapą nie unosi się atmosfera Wielkiej Wojny, a raczej wzajemnego podszczypywania i droczenia – a to już ogromna wada biorąc pod uwagę rozmiary świata gry.

Twórcy co prawda przeprosili, jednocześnie informując że jedynie 2% społeczność doświadcza problemów technicznych (idę o zakład, że liczba jest zmanipulowana). Patche zawitają na dyskach graczy w tygodniowych odstępach, ale póki co rozwiązania problemów technicznych zgrupowane są w wątki kilkusetstronnicowe, w dodatku opracowane w modelu Do It Yourself.

Rome 2 potrafi w obecnym kształcie dać sporo satysfakcji, bo to mimo wszystko Total War. Te mechanizmy się sprawdzają i wielu to od długiego czasu. Jestem w stanie zrozumieć subiektywny aspekt każdej opinii, ale usprawiedliwianie gry słowami „przecież dopiero co ją wydali, ma prawo być niedorobiona” jest doprawdy absurdalne i stawia część graczy w pozycji fanatyków skrzyżowanych z rozpieszczonymi bachorami ślepo wierzącymi w zasadność swych wyborów. Z pewnością gra zostanie załatana, piątkowy patch pomógł również mi – ale czy rozpowszechnianie pozytywnych opinii na kredyt nie jest lekkim nadużyciem? Uważajmy, by nie wystawiać opinii na kredyt. 

Imperialista
9 września 2013 - 14:44