O tym jak Riot Games kupuje graczy - evilmg - 17 września 2013

O tym jak Riot Games kupuje graczy

Zastanawialiście się kiedyś dlaczego League of Legends jest takie popularne? Wiele innych darmowych gier z różnych gatunków miało swoje chwile i szybko zniknęły. Tymczasem LoL ma się całkiem dobrze i nic nie wskazuje by sytuacja ta miała się szybko zmienić. Nawet jeśli rynek zalewany jest podobnymi produkcjami. Co tu dużo mówić Riot Games bije konkurencję na łeb, ale nie robi tego serwując produkt doskonały...

Każdy gracz, który zaliczył dłuższy romans z LoLem jest w stanie powiedzieć, że tej grze wiele brakuje do doskonałości. Sporo upierdliwych błędów, problemy z serwerami, dzikie community, które jakoś nie chce się ucywilizować. Do tego kontrowersyjne decyzje związane z systemem rankingowym, wiecznie niedoskonały matchmaking i masa innych mankamentów, które tylko czekają by przeciętnego gracza zaatakować w najmniej oczekiwanym momencie, a mimo to w lola grają miliony ludzi na kilku serwerach. Dlaczego?

 

Zacznijmy od dość częstych aktualizacji, które w założeniu mają poprawić babole i wyrównywać balans między postaciami. Nie brzmi to groźnie prawda? Każda gra online ma co jakiś czas aktualizacje. Dowcip polega na tym, że kolejne patche w lolu potrafią zmienić zaskakująco wiele i jedna aktualizacja często wywraca do góry nogami to co się dzieje w grze. Nawet niewinnie wyglądające nerfy i buffy sprawiają, że rotacja popularnych bohaterów jest ogromna. Po części wynika to z głupkowatej mentalności części graczy, którzy widząc, że któryś bohater stracił ułomek wcześniejszej potęgi potrafią odłożyć go na półkę i chwycić za coś czym nigdy nie grali, bo dostało buffa. Trzeba też przyznać, że Riot dość umiejętnie manipuluje graczami rozdając upierdliwe nerfy championom, którzy na pierwszy rzut oka nie są zbyt potężni, ale z jakiegoś powodu stali się popularni. Całość ma też niestety drugą stronę, gdy riotersi nie potrafią sobie poradzić ze zbalansowaniem któregoś z championów to często zwyczajnie osłabiają go do poziomu ledwo lub kompletnie niegrywalnego tylko po to by w odległej przeszłości całkiem przerobić danego bohatera bez marudzenia ze strony graczy. Ten mroczny plan nie wypalił chyba tylko raz – Rengar obrywając nerfa za nerfem wypadł z użycia na dość długi czas jedynie po to by wrócić w pełni chwały tuż po ogłoszeniu prac nad reworkiem. Bez żadnej pomocy od „czerwonych”.

 

Nie samymi aktualizacjami człowiek jednak żyje. Samo mieszanie w tak zwanej „mecie” jest efektywne, ale nie sprawi, że gracze nie „uciekną” gdy na horyzoncie zjawią się konkurenci oferujący podobne zabawki. Ktoś pracujący w Riot Games okazał się jednak geniuszem (nie wierzę, że wszyscy tam pracujący za to odpowiadają) i... namówił kolegów by sięgnąć po starą dobrą propagandę. Tak! Pierwszym krokiem było przysłuchiwanie się marudzeniom graczy. Trzeba było jedynie znaleźć elementy gry, które nie mają żadnego technicznego znacznie i sprawić, że gracze odniosą wrażenie, że mają jakiś wpływ na to co się dzieje z ich grą. Co najbardziej mogło drażnić gracza? Inni gracze! Ci, którzy zamiast grać skupiali się na uprzykrzaniu życia innym. Zaczęło się standardowo – opcja raportowania toksycznych graczy, ale to było za mało. Szybko narodziła się idea Trybunału, narzędzia dzięki któremu gracze dostali możliwość osądzenia innych graczy, którzy byli często zgłaszani jako toksyczni. Pomysł doskonały, bo załatwiał dwie rzeczy naraz. Dawał użytkownikom poczucie pozytywnego wpływu na społeczność, a Riot uzyskał tarczę przed bluzgaczami. Z ich perspektywy przyznany im ban nie jest winą Riotu tylko bezcielesnego trybunału, który ich niesprawiedliwie ukarał. Nawet jeśli ostatecznie decyzję i tak podejmują pracownicy Riot Games...

 

Tak oto dostaliśmy do łap kij, którym możemy się teraz oganiać przed niechcianym elementem, ale ów tajemniczy geniusz pracujący nad lolem jeszcze nie powiedział ostatniego słowa! Do kija pasuje tylko jedno – marchewka. I ona w końcu trafiła w łapki graczy, którzy teraz mogą nagrodzić tych graczy, których postępowanie uznali za wzorowe punktami honoru. Punktami, które nie dają w praktyce nic poza fikuśną wstążką widoczną w dwóch miejscach, ale gracze dostali nową zabawkę, która daje im złudzenie bycia częścią czegoś większego. Dalej poszło już z górki. Wystarczy zmienić obrazek któregoś z bohaterów i powiedzieć, że to dlatego, że społeczności się nie spodobał poprzedni art. „Wywiesić” na stronie głównej grafikę, która uświadomi graczy jak wiele zrobili dla swojej gry, mimo że nie kiwnęli nawet palcem. Na dokładkę dodajemy film, który sugeruje, że lol to coś więcej niż inne gry i voila!

 

Ciekawym pomysłem był bardziej bezpośredni wpływ graczy na to co działo się w grze. Pamiętacie jeszcze mecz Ionia vs. Noxus? Nagrodą dla zwycięzców była możliwość wyboru jednego przedmiotu, który trafi do gry, pokierowania fabularną otoczką Ligi i tymczasowego obniżenia cen wszystkich championów zwycięskiej frakcji. Niestety wydaje się, że całkowicie zrezygnowano już z podobnych inicjatyw. Naprawdę podobał mi się ten pomysł, nawet jeśli w praktyce wszystko kręciło się woków 10 popularnych wówczas graczy...

evilmg
17 września 2013 - 15:01