O sutkach których nie ma. Absurd deseksualizacji - OsK - 24 listopada 2013

O sutkach, których nie ma. Absurd deseksualizacji

Tym razem wpis będzie krótki, nie będę się za bardzo rozwodził nad „problemem”, bo każdy widzi, co jest, czy też może: czego nie ma. Ale skoro nie ma, to dlaczego tak jest? W skrócie: co jest, że ich nie ma?

Cenzura – wspaniała rzecz, która od wieków chroni umysły dziatek przed zepsuciem, a ludzkość przed ostatecznym upadkiem w zezwierzęcenie. Każdy gracz, który grywa w różnorodne tytuły lub choć trochę czasu poświęca na poczytanie o grach, doskonale wie, jak obfite żniwo zbiera ona w naszej wirtualnej rozgrywce.

Różne ograniczenia (PEGI, ESRB), mówią dokładnie, co w danej grze jest, czego nie ma, w jakim wieku powinien być użytkownik, żeby obcować z tytułem. Dobrze, nie widzę problemu, przynajmniej teoretycznie rodzic może mieć łatwiejszą kontrolę nad rozrywkami swojej latorośli.

Tyle tylko, że co innego klasyfikacja, a co innego cenzura, bo ta druga potrafi czasem wybić się na wyżyny absurdu.

W skrócie, sądzę, że gry są niedorosłe. Ale nie przez samą treść większości, a właśnie przez ślepe poddawanie się dziesiątkom ograniczeń, a poddawać im się trzeba, żeby produkt mógł trafić do jak największej ilości państw i sprzedać się w jak największej liczbie egzemplarzy.

Dziwiłem się w niedawnym wpisie, że w CoD: Ghosts, nawet ciała żołnierzy „rozerwanych” granatem zachowują stuprocentową integralność. Użytkownik DM przypomniał mi, dlaczego - strzeliłem facepalma, ale zaakceptowałem. Jednak jest cała masa gier, które nie stronią od pokazywania elementów mniej lub bardziej podchodzących pod gore. Znacznie większym problemem jest nagość.

Jeżeli występuje w jakiejś grze, od razu pojawia się niezliczona ilość głosów krytykujących takie posunięcie lub chwalących odwagę. Są ambitne gry fabularne, które od nagości nie uciekają, to fakt, ale mimo tego golizna wciąż pozostaje w grach (tej „rozgrywce dla dzieci”, czy też może właśnie „nie dla dzieci”, jak chcą programy telewizyjne) czymś obcym, na tyle rzadko spotykanym, że wciąż budzi emocje.

Dziś jest nam łatwo się nad tym dziwić, bo przecież nawet niezliczone ilości klasycznych już obrazów przedstawiają nagie sceny, których cenzurowanie jest szczytem ignorancji i zaściankowości. Przeglądam podręczniki dla młodzieży w szkołach średnich i – w sumie bez większego zdziwienia – stwierdzam, że jest tam więcej golizny niż w grach wideo. O literaturze już w ogóle nie warto mówić, bo niektóre obowiązkowe lektury zawierają sceny, których do tej pory w większych grach (nie licząc japońskiej ekstremy) nie odważono się pokazywać. Pamiętajmy jednak, że i najbardziej klasyczne malarstwo borykało się z takimi problemami.

Kiedy Michelangelo Buonarroti usłyszał z ust Biagia da Cesena uwagę, że na jego sądzie ostatecznym jest tylu nagich ludzi, że dzieło bardziej pasuje do publicznej łaźni lub tawerny, niż do miejsca świętego, poczuł się dotknięty do takiego stopnia, że postanowił umieścić Biagia da Cesena na swoim malowidle w piekle... W roli Minosa, z oślimi uszami, jak się zdaje całkiem wymownym i pasującym do nachalnego cenzora atrybutem (choć dla sprawiedliwości trzeba dodać, że genitalia mu zasłonił).

Bywały okresy i miejsca, kiedy i gdzie malarstwo borykało się z podobnymi problemami, jakie teraz nękają gry – kogoś odzierają ze skóry, komuś ucinają głowę, ale całe szczęście akurat w najważniejszym momencie pojawił się tajemniczy listek figowy lub mistyczny podmuch tak ułożył skrawek szaty, żeby zakryła najbardziej gorszące elementy (nagość oczywiście, bo przecież nie wylewające się wnętrzności). Dziś się z tego śmiejemy, i – jak już wspomniałem wyżej – byle podręcznik do sztuki lub do polskiego nie musi ukrywać nagości na zamieszczanych zdjęciach słynnych malowideł.

Mówimy, że gry czerpią z filmów. I tutaj kolejna pułapka – co drugi film ma sceny rozbierane (czasem pojawiające się nawet wbrew niższej klasyfikacji wiekowej) lub mniej czy bardziej zamaskowane sceny o charakterze seksualnym. Tyle tylko, że i filmy musiały przezwyciężyć na swej drodze liczne ograniczenia, jak chociażby te, które nałożył Kodeks Haysa z 1930 roku (erotyka stanowiła tylko jedną z wielu rzeczy, których kodeks zabraniał pokazywać w filmach).

Zdaje się, że gry są właśnie na wczesnym etapie wchodzenia w dorosłość – nagość coraz śmielej się pojawia, ale jeszcze naprawdę sporo brakuje do pełnego zaakceptowania jej obecności w wirtualnej rozgrywce.

Nie rozwijam za bardzo powyższych punktów, nie wdaję się w zbędne szczegóły, tylko już zmierzam do pointy mojego wywodu.

Gry potrafią być nieraz absolutnie fascynujące, bo możemy w nich poszatkować wrogów, a np. bielizna w RPG jest częścią nagości bohatera (o ile mi wiadomo, w stu procentach przypadków, jeżeli się mylę, proszę o poprawienie). Akceptujemy mniej lub bardziej zgrabne pomysły na cenzurowanie, przymykając oczy nawet na najbardziej skrajne głupoty, jak choćby scena stosunku w Assassin’s Creed: Brotherhood, odbywana w pełnym ubraniu. Dobrze, rozumiemy dlaczego tak to zrobiono, akceptujemy i nie warto w ogóle roztrząsać problemu. Widać właśnie tak teraz być musi.

Ale problem seksualności postaci męskich wydaje mi się co najmniej interesujący. Wiecie, że często do firmy, a nie do osoby modelującej postać, należy podjęcie decyzji nawet w takich sprawach, jak: czy mężczyźni w grze powinni mieć sutki? Ich dodanie bywa zwykle odczytywane jako element silne seksualizujący (tak na przykład było w God of War). Tym samym służą one do podkreślenia męskości, jak często bywa interpretowany nietypowa anatomia Francisca Scaramangi, z „Człowieka ze złotym pistoletem” (o samym złotym pistolecie już nie wspominając...).

Pamiętacie pewną grę, która ostatnio była gotowa stoczyć batalię z Greenpeace o pokazanie polowania na wieloryby? Assassin’s Creed IV dostał w ESRB „M”, czyli „Mature”, ze względu na krew, motywy seksualne, mocny język, alkohol, przemoc. Pojawiają się prostytutki, tortury, morderstwa w ciasnych uliczkach... W jednej scenie nawet główny bohater poleca żonatemu mężczyźnie skorzystanie z usług prostytutek. Gra opowiada o osiemnastowiecznych piratach, więc tego typu rzeczy nie dało się uniknąć (technicznie to się właściwie dało, tylko że wersja Piratów z Karaibów w stylistyce Lego już była). Dokładnie ta sama gra uderzyła mnie na samym początku rozgrywki czymś całkiem zaskakującym. Proszę spojrzeć:

Grałem w pełnych ustawieniach graficznych, więc to nie jest kwestia tego. Para leży w łóżku – mężczyzna jest nagi, kobieta w bieliźnie. W porządku, rozumiemy dlaczego tak to zostało przedstawione i nie protestujemy. Ale błagam, o czym myślał autor, pozbawiając Edwarda sutek? Naprawdę, zrozumiałbym, gdyby leżał on w koszuli, ale dlaczego w tak dobrej grze, jednocześnie tak chwalącej się brutalnością i realizmem, zdecydowano się pokazać półnagiego mężczyznę o ciele lalki? Jak my to mamy interpretować? Przecież Edward jest postacią o podkreślanej seksualności (patrzcie choćby na pierwszy trailer). Edward został okaleczony, czy może już się taki urodził? Może to dolegliwość przechodząca wraz ze „wzrokiem orła”?

Czy seksualność męskich sutek jest aż tak kontrowersyjna? Kiedyś przymykało się oko na ich brak, bo modele były kanciaste, zamazane, nic nie widać wyraźnie... Nie chodzi mi tutaj o nachalny ekshibicjonizm, ale skoro postać już jest pokazana do połowy naga, to dlaczego nie ma elementu, który nie dość, że jest naturalny, to jeszcze zwykle nie podlega cenzurowaniu? Dlaczego w takiej grze zrobiono coś takiego? Tylko nie mówcie, że to z powodu mocy obliczeniowej, potrzebnej na wygenerowanie kawałka skóry, bo nie uwierzę, żeby współczesne konsole i zaawansowane komputery nie pozwalały zrobić fragmentu tekstury w innym kolorze. Wyżyną absurdu wydaje mi się, że grafika jest coraz realniejsza, widać dokładne tekstury ubrań, „traci” się moc obliczeniową na wygenerowanie realistycznych włosów, bohaterowie mają szczegółowe zarosty i drobne niedoskonałości na twarzach, są nawet przedstawiane włosy na klatka piersiowych... A modele postaci w wielu grach muszą psuć ten realizm swoją aseksualną lalkowatością.

OsK
24 listopada 2013 - 00:30