W 1970 roku Floydzi wydali swój pierwszy naprawdę dobry album, ale nadal nie widzieli jaką właściwie muzykę grają ani nawet kto floydowym statkiem dowodzi. Jednak to szybko, bo zaledwie w trzy lata, miało się zmienić, a zespół Pink Floyd z miejsca miał stać się kultowy. Ale zanim to się stało Floydzi zrobili jeszcze kilka rzeczy, a co, gdzie i z kim – o tym w trzeciej części historii Pink Floyd!
Rok 1970 był dla Floydów naprawdę niezły. Nagrali Atom Heart Mother, która okazała się sporym sukcesem, a artystycznie stała na takim poziomie, że Stanley Kubrick chciał wykorzystać tytułową suitę w swoim filmie Mechaniczna pomarańcza. Choć zespół mu odmówił(co miało się potem zemścić na Watersie), to Floydzi daleko byli od miernego poziomu lat 67-69. Jednak najbardziej palące problemy – czyli brak określonego stylu i lidera – nadal nie były rozwiązane. Zespół jednak musiał wejść do studia i nagrać coś nowego. Płyta nosiła tytuł Meddle i z jednej strony była dość podobna do AHM, a z drugiej wyraźnie się różniła. Wchodząc do studia w 1971 Floydzi wiedzieli, że Atom Heart Mother ludziom przypadła do gustu, więc najlepiej by było, jeśli podążyliby tym śladem, jednak problemem tytułowej suity był fakt, że do jej nagrania i wykonywania trzeba było zatrudnić chór i orkiestrę, co było dość kłopotliwe. Rozwiązanie tego problemu jednak się znalazło, dzięki czemu słuchacze mogli cieszyć się kolejnym dobrym albumem spod znaku Pink Floyd.
Płytę Meddle otwiera otwór One of These Days i charakteryzuje się mocno wyeksponowaną linią basu i gitary elektrycznej Gilmoura oraz świetnymi klawiszami Wrighta. Już ten jeden kawałek pokazywał jaki duży progres nastąpił od wydania Ummagummy, a nagraniem Meddle. Piosenka ta, choć nie jest specjalnie łatwa do przyswojenia, jest naprawdę bardzo dobra i człowiek wraca do niej chętnie wiele razy. Następny utwór, A Pillow of Winds, jest rzeczą dużo spokojniejszą, a główną rolę gra tutaj stonowany głos Gilmoura oraz gitara akustyczna. Następna kompozycja, Fearless, również nie należy do najszybszych, przez co człowiek może mieć wrażenie znużenia. Jednak piosence nie można odmówić klimatu i przyjemnej melodii, a pod koniec utworu usłyszeć możemy kibiców klubu Liverpool, którzy śpiewają hymn tego klubu, czyli You’ll never walk alone, co stanowi niemałe, lecz jakże fajne, zaskoczenie. Kolejny utwór, San Tropez, również stoi na niezłym poziomie, melodia jest wesoła i dość niefrasobliwa, a utwór jest dość krótki jak na floydowe standardy, bo trwa niecałe 4 minuty. Jeszcze krótszym utworem jest Seamus, który trwa nieco ponad 2 minuty i stanowi preludium do najdłuższego utworu na płycie, epickiej suity Echoes. Seamus to utwór o charakterystyce bluesowej, a przez cały czas trwania utworu rolę wokalisty przyjmuje pies, który szczeka i wyje.
Ostatnim utworem na Meddle jest wyżej wspomniana suita. Jest ona równie długa jak suita Atom Heart Mother, dzieje się w niej równie dużo, ale na tym kończą się podobieństwa. Echoes jest skrojone na znacznie mniejszą miarę – nie uświadczymy tu chóru i rozbudowanej orkiestry, dzięki czemu Floydzi mogli spokojnie grać ten utwór na koncertach. Po drugie – Echoes jest moim zdaniem trudniejsza w odbiorze. Pierwsza część utworu to instrumentalne granie, z króciutkim występem wokalnym Watersa i Gilmoura. Druga, środkowa część, jest jednak zupełnie czymś innym. Wesołe dźwięki i melodie z początku Echoes zostają zastąpione dźwiękami niepokojącymi i „kosmicznymi”. Jak trafnie ujął to mój kolega – gdyby ktoś był na haju podczas słuchania tego, to mógłby się naprawdę porządnie tej części przestraszyć. Nic jednak nie trwa wiecznie i niepokojąca część stopniowo i powoli(a dzięki świetnym klawiszom robi to w mistrzowskim stylu) przechodzi w trzeci fragment suity, tym razem śpiewany. Meddle jako całość jest płytą bardzo dobrą, choć moim zdaniem nie tak dobrą jak znakomita poprzedniczka, a suita Echoes jasno pokazała, że nagranie Atom Heart Mother nie jest niczym przypadkowym, a Floydzi mają w sobie zadatki na geniuszy muzycznych, co już szybko miało się potwierdzić.
Płyta Meddle wyszła we wrześniu 1971 roku, a miesiąc później Floydzi dali zapewne najbardziej nietypowy koncert w całej swojej karierze, gdyż nie było na nim żadnej publiczności. Koncert ten został nagrany w ruinach rzymskiego miasta, czyli w Pompejach, przez francuskiego reżysera i miał być puszczony we francuskiej telewizji, co potem zamieniono na puszczenie tego dzieła w kinie oraz wydanie go w wersji wideo(jako Live at Pompeii). Koncert ten jest również ciekawy z innego względu – podczas tego występu Floydzi wykonali fragmenty kilku utworów, które potem miały znaleźć się na przełomowym dla nich i świata rocka albumie Dark Side of the Moon. Bo choć płyta ta wyszła dopiero w 1973 roku, to Floydzi pracowali nad nią dość długo. De facto mogli ukończyć tę pracę już w 72’, ale dostali propozycję ponownej współpracy z panem Schroederem, z którym pracowali już przy muzyce do filmu More, tym razem przy filmie La Vallee.
W odróżnieniu jednak od poprzedniej płyty nagranej na potrzeby filmu ten krążek był już znacznie lepszy. Nosił on tytuł Obscured by Clouds i wyszedł w połowie 1972 roku. Jak na płytę Floydów zaskakująco dużo było tu „normalnych” i nieudziwnionych kompozycji, z których na pewno wybijają się Free Four Watersa czy The Gold It’s In The… duetu Gilmour-Waters. Płyta ta okazała się znacznie większym sukcesem artystycznym i komercyjnym od More, a Floydzi mogli wrócić do przerwanego projektu, który powoli krystalizował się i tworzył w głowie Watersa. Bo choć Floydzi od Atom Heart Mother nagrali w dwa lata dwa dobre albumy, to dokonali czegoś znacznie ważniejszego – wreszcie znaleźli sobie lidera. A o tym, o legendarnej płycie Dark Side of the Moon i Wish You Were Here już za tydzień.
Poprzednie części historii Floydów:
Część 1: https://gameplay.pl/news.asp?ID=81121
Część 2: https://gameplay.pl/news.asp?ID=81399