RAGE, najnowszy produkt studia id Software, to nic innego jak doskonale wykonana, rzemieślnicza robota. Skoro za wszystkim (no prawie) stał John Carmack, pasjonat i spec od technologicznych nowinek, jasne stało się, że fabuła w nowej grze tego legendarnego dewelopera będzie gdzieś na szarym końcu. Oczekiwania spotkały się z rzeczywistością, gdzie na pierwszy plan wysunęła się klasyczna jak herbata mechanika, schematyczne zadania oraz pierdyliard mięsa armatniego do wytłuczenia, zaś odstawiając na drugi plan angażującą historię i zawiłe wątki miłosne.
RAGE od początku reklamowane było jako pewnego rodzaju novum techniki, przy którym szperał John Carmack – człowiek od Quake’a i Dooma. Otoczenie jako jedna wielka tekstura z ultra wyraźnymi konturami, doskonałą jakością i bogata w ogrom detali – tak zapowiadano oprawę graficzną produkcji. Teoretycznie mieliśmy otrzymać spełnienie naszych marzeń. Premiera pokazała zupełnie coś innego, przez co tytuł był mało grywalny (doczytywanie się środowiska przy każdym obrocie kamery dawało w kość) i relatywnie kiepski w odbiorze. Patche naprawiły większość bolączek trapiących dzieło i po kilku tygodniach od dnia debiutu mogliśmy się cieszyć grą taką, jaką miała być we wrześniu 2011 roku.
Pustkowia, czyli teren działania bezimiennego mieszkańca Arki – kapsuły ratunkowej dla reproduktorów gatunku homo sapiens –, podczas ¾ czasu rozgrywki to dosyć nudna wariacja Fallouta. Standardowo puste jeśli idzie o infrastrukturę (albo o to, co po niej pozostało), standardowo wypełnione bandytami w swoich wyścigowych autach, standardowo stanowiące pomost dla poszczególnych lokacji – jednym słowem nic nowego. Jednak właśnie to miejsca odwiedzane na potrzeby kolejnych zadań potrafią przykuć uwagę gracza na dłużej, zaś majstersztykiem jest sama końcówka rozgrywana w Podziemnym mieście oraz Capital Prime – siedzicie Władzy, złego korporacyjnego rządu, który inwigiluje i terroryzuje mieszkańców wszystkich ludzkich ośrodków na wyniszczonej Ziemi.
Także i inne elementy nie odbiegają od tego, co id Software już zdążyło zaprezentować graczom na całym globie. Jest system craftingu, który pozwala na zabawę w domorosłego kowala-drwala-i-Bóg-wie-jeszcze-kogo, potrafiącego złożyć wszystko z niczego; mamy swobodną eksplorację, mnóstwo rodzajów pukawek oraz amunicji. Tak czy owak, aby przeżyć i zobaczyć dosyć pospolity finał tylko lekko nakreślonej historii ruchu oporu, zbieramy coraz to lepsze giwery, dokupujemy do nich pestki i – jak powiedziałby to nasz ulubiony YouTuber – siejemy rozpierdol. Wszystko sprowadza się tutaj do strzelania, strzelania i jeszcze raz strzelania, bez zaprzątania sobie głowy jakimiś zwrotami akcji czy niepotrzebnymi postaciami niezależnymi. Jeśli z kimś naprawdę musimy porozmawiać, rzuci on swoją formułkę i zleci questa, po drodze opowiadając co nieco więcej na jego temat. Jednocześnie nie zwracamy szczególnej uwagi na przelatujące gdzieś w tle postacie drugoplanowe. Kompletnie wyblakłe charaktery może i nie przeważają szali negatywnych odczuć na swoją stronę, ale jest to jeden z tych „ficzerów”, który chętnie zobaczyłbym udoskonalony w drugiej części. O ile w ogóle ktoś ma ją w planach. Wiemy jak na razie wygląda sytuacja czwartego Dooma.
Ciekawą sprawą są natomiast wyścigi. W grze FPS nieczęsto zdarza się takim miszmasz gatunkowy, ale RAGE jest pod tym względem wyjątkowe. Trzy lokacje – baza Hagara, Wellspring oraz Podziemne miasto – tworzą swoiste huby, w których pomiędzy kolejnymi misjami możemy uzupełnić zapasy, wybierać sobie bonusową robótkę z tablicy ogłoszeń, czy też właśnie wziąć udział w wyścigu. O ile na początku dysponujemy tylko lichym motorkiem, o tyle na dalszym etapie naszej kariery najemnika zdobywamy lepsze cztery koła. Za zwycięstwa we wszelkich typach rajdów (z możliwością korzystania z broni palnej, bez, na czas etc.) otrzymujemy specjalne certyfikaty, zaś później możemy je wymienić na ulepszenia do naszego uzbrojonego po zęby demona prędkości. Od pancerza, po kolce na kołach, przez wydajniejszy silnik, kończąc na dłuższym czasie korzystania z dopalacza – wariantów jest całkiem sporo, toteż fakt ten skutecznie urozmaica gameplay. Jednak mimo wszystko pewien utarty schemat jest nadto dostrzegalny i niekiedy przeszkadza. Jest z nim trochę, jak z takim kamieniem w bucie – niby nic wielkiego, zdajesz sobie z niego sprawę, ale momentami potrafi dopiec.
Nie nastawiałem się na rewelacje w fabule, niesamowite wyczyny projektantów pod względem mechaniki czy konstrukcji zadań – tym samym nie spotkałem się z zawodem. RAGE stanowi doskonałe rozwinięcie poprzednich gier studia id Software, gdzie siłą było nieskrępowane strzelanie, siekanie zastępów w miarę różnorodnych oponentów i „staroszkolne” czerpanie zabawy. Bo przecież kiedyś nikt nie słyszał o bogatej historii, która kipi wręcz od twistów fabularnych, systemie checkpointów oraz całkowicie kompletnej regeneracji zdrowia bohatera.