Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie to cykl krótkich felietonów, w których poruszam tematykę popularnych kiedyś i obecnie tytułów i ich ewentualnych kontynuacji, o których nie wiemy absolutnie nic (być może nawet deweloperzy o nich też nic nie wiedzą) albo o których jakiś czas temu słuch zaginął. Nie wiemy czy powstaną, ale z całą pewnością wielu graczy czekałoby na te pozycje z zapartym tchem. Dziś na warsztat weźmiemy polskiego Bulletstorma.
Za Bulletstorma odpowiada polskie studio People Can Fly, wcześniej znane przede wszystkim dzięki świetnemu Painkillerowi (gra trochę niedoceniona, traktowana trochę jako "budżetówka z kiosku", a wszystko przez niską cenę w dniu premiery. Swoją drogą to ustalenie ceny na tym poziomie było celowym zabiegiem twórców...) oraz pecetowej konwersji Gears of War i (obecnie) współproducji Gears of War: Judgment. Studio dojrzewało do Bulletstorma ładnych kilka lat, ale ostatecznie, w lutym 2011 roku, w nasze ręce trafiła jedna z najlepszych wyprodukowanych w Polsce gier.
Jak można Bulletstorma zaszufladkować? Pamiętam, że przed jego premierą zastanawiałem się którego z 'luzackich' FPS-ów wybrać: Bulletstorma czy Duke Nukem Forever (o, jakiż człowiek był głupi i nieświadomy!). Postanowiłem jednak wesprzeć polskich deweloperów i pieniądze przeznaczyć właśnie na Bulletstorma, zwłaszcza że wypuszczone przed premierą demo bardzo przypadło mi do gustu. Bulletstorm to po prostu gra, którą należy się cieszyć. Nie chodzi o poznanie fabuły, nie chodzi o doznania natury estetycznej (choć gra jest naprawdę prześliczna, nie przeszkadza nawet wszechobecny pomarańczowy filtr): chodzi o czysty, niczym nie skrępowany fun. Bo czyż może być coś przyjemniejszego, niż potraktowanie wroga w taki sposób, by gra zaliczyła to jako "miłosierzie" (postrzelenie go w krocze, a potem skrócenie jego męk przez kopniaka lub strzał)? A może "kiep" (podpalenie przeciwnika)? "Polecony" (zrzucenie wroga ze skarpy)? Bulletstorm to tak naprawdę dobrze wykonana strzelanka z ładną grafiką, która kopniaka dostała dzięki systemowi "skillshotów" (punktacji za efektowne akcje), składającemu się z kilku ficzerów: nomen omen kopniaka (swoisty rodzaj walki wręcz), smyczy (umożliwiającej przyciąganie wrogów bądź wyrzucenie ich w powietrze) oraz bullet-time'a. Te trzy rzeczy w połączeniu z pomysłowymi rodzajami broni i poziomami zaprojektowanymi tak, by dało się skillshoty wykorzystać, a także charyzmatycznym, zapadającym w pamięć bohaterem, który co rusz sypie zabawnymi tekstami, składają się na obraz gry idealnej, doskonale spełniającej swoją funkcję, a więc będącej doskonałą rozrywką.
Cóż więc takiego się stało, że o Bulletstormie 2 wiemy tylko tyle, że raczej nie powstanie? Pieniądze, a dokładniej: wyniki sprzedaży pierwszej części. Czy naprawdę jest aż tak słabo? Odpowiedź jest, niestety, twierdząca: jest bardzo słabo. Epic Games, właściciel warszawskiego studia, poinformował o zawieszeniu prac nad sequelem Bulletstorma nieco ponad rok po premierze tegoż. W tej chwili gra Adriana Chmielarza (prawie 3 lata po premierze) znalazła nieco ponad 1,5 miliona nabywców... Dla Epic Games to za mało. Ciężko zrozumieć, dlaczego wysoko oceniana produkcja, będącym nowym na rynku IP, sprzedała się tak słabo, jednak nie jest ciężko zrozumieć, dlaczego Epic postanowił pożegnać się z Bulletstormem. Czy To właśnie dlatego Adrian Chmielarz postanowił opóścić korporacyjne strzechy? Z tego co wiadomo, Chmielarz nie przepada za korporacyjnym rygorem (co niewątpliwie odczuł podczas prac nad Bulletstormem), preferując wolność i niezależność, a więc pośrednio mogło to mieć związek z jego przejściem do The Astronauts.
Jak mógłby wyglądać Bulletstorm 2? Prawdopodobnie tak, jak każdy inny sequel: więcej i lepiej tego samego (nowe rodzaje broni, nowe lokacje, nowe skillshoty, smycz zastąpiona innym ficzerem). W tej sytuacji kontynuacja produkcji People Can Fly zostałaby zjedzona przez graczy i recenzentów, zarzucających jej wtórność. Problem w tym, że obecnie byłaby to jedna z niewielu gier stawiających na fun i humor, rodem z Serious Sama i Księcia, nie będąca starającym się odtworzyć rzeczywistość shooterem. Czy dziś naprawdę jesteśmy aż tak poważni?
A czy wy czekalibyście na Bulletstorma 2? Czy rozgrywka takiego rodzaju ma dziś w ogóle sens?
<Spodobał ci się tekst? Wpisy i felietony przypadły ci do gustu? Polub growo&owo na Facebooku ^^ Znajdź mnie też na Google+>