Square Enix, właściciel takich marek jak Tomb Raider czy Hitman, wie jak z szacunkiem i godnością odnieść się do swoich kultowych serii. Na zlecenie japońskiego molocha pracowało Crystal Dynamics przy najnowszej odsłonie przygód Lary Croft, a także Eidos z odświeżonymi sztuczkami Agenta 47. Obie produkcji wyszły wyśmienicie i są godnymi spadkobiercami klasycznych cykli!
Rozgrzeszenie – bo taki podtytuł nosi najnowsza część przygód łysego zabójcy – to świetny powrót do korzeni i jednocześnie świeża bryza nowoczesności. Wszechstronność, z jaką możemy działać, dowolny wręcz wybór egzekucji celów, a także szeroki wachlarz poziomów trudności sprawiają, że grę doskonale przyswoją zarówno laicy, jak i weterani Hitmana.
Nadal przemierzamy świat w butach tego bohatera. Tym razem jednak w trybie kampanii została nakreślona prawdziwa historia z krwi i kości. Diana, dotychczasowa łączniczka 47 z Agencją, zostaje naszym kolejnym celem. Bez zbędnych pytań zmierzamy do realizacji celu. Jak to zwykle bywa, coś się kaszani i teraz nie tylko musimy znaleźć winnych całego zamieszania, ale także opiekować się córką Diany. Niełatwe zadanie dla kogoś, kto przez całe swoje życie zabija ludzi.
Drugim wariantem zabawy są Kontrakty. Bardzo ciekawa i przyjemna odmiana po fabularnych zawirowaniach. Trafiamy do tych samych miejsc, które mieliśmy zwiedzić przy okazji poprzednio. Jeśli chcemy stworzyć tytułowy kontrakt, zaznaczamy dowolny cel (a maksymalnie 3) i likwidujemy go w jak najbardziej finezyjny sposób. Tak, by ktoś starający się wykonać to zlecenie z nim sobie nie poradził. Analogicznie działa to też w drugą stronę, gdy my chcemy zakończyć cudzy kontrakt.
Tytuł studia Eidos oferuje całą gamę stopni trudności, dzięki czemu – jak zdążyłem napisać – każda grupa znajdzie tu coś dla siebie. Od kompletnie początkującego, gdzie tryb nazwany Instynktem pozwala na dostrzeganie przeciwników przez ściany, pokazywanie ścieżek patroli etc., przez średniozaawansowanych z czasowym ograniczeniem wyżej wspomnianego ułatwienia, kończąc na kompletnych freakach serii, gdzie dadzą sobie radę bez jakiegokolwiek interfejsu i wyłączonym Instynktem.
Nowy Hitman działa na silniku Glacier 2 – autorskiej technologii studia Eidos. Engine powstał z myślą o sprawnym generowaniu tabunów ludzi, by Agent 47 lepiej wtapiał się w otoczenie i pozostawał niewidoczny (i faktycznie to działa vide akcja w metrze). Aspekt ten, owszem, dopracowano – działa jak należy – ale powtarzające się gęby i sylwetki mogą przysłonić radość z przebywania podczas ataku klonów. Mam nadzieję, że kolejna wersja Glaciera pozwoli na generowanie bardziej różnorodnego otoczenia. Niemniej jednak złego słowa nie mogę powiedzieć o oprawie graficznej. Odwiedzane przez łysola miejsca wyglądają fantastycznie, są klimatyczne i czasami absorbują za dużo uwagi. Hitman: Rozgrzeszenie prezentuje się z podniesionym czołem nawet dziś, rok i kilka miesięcy po swojej premierze. Na pochwałę zasługuje również muzyka – choć komponowana bez udziału Jaspera Kyda, nadal prezentuje wysoki poziom.
Tutaj od samego początku intryguje scenariusz, a wiadomo, że korzenie tej serii nie stawiały na rozbudowaną fabułę. Historia wciągnęła mnie bez reszty, niemniej jednak była dosyć przewidywalna, zaś końcowy twist i kilka pomniejszych zwrotów akcji możemy zaliczyć na plus scenarzystom z Eidosu, choć daleko było im do klasy światowej. Fabuła być może nie należy do najbardziej zwartych, a sam 47 zwiedza niemal cały świat zabijając poszczególne szychy, aczkolwiek nie odczuwałem przedłużającego się czasu rozgrywki.
Wszystkie wymienione przeze mnie elementy – czy to skonstruowane na nowo, czy też przerobione od czasów Blood Money – sprawdzają się wyśmienicie i czynią Hitmana: Rozgrzeszenie najlepszą odsłoną serii! Moim skromnym zdaniem, naturalnie. I choć dane było mi zagrać we wszystkie dotychczasowe części, to żadna nie przyciągnęła mojej uwagi (no, może Cichy Zabójca, który także był mistrzostwem świata!) na tyle, by pozostać z nią do samego końca. To wynik wielu czynników, o których nie ma miejsca tutaj roztrząsać – Square Enix wie, komu dać zielone światło do restartu marki!