O mieście jako symbolu na podstawie Uniwersum Metro 2033. - Qualltin - 26 kwietnia 2014

O mieście jako symbolu na podstawie Uniwersum Metro 2033.

„Temat Tygodnia” jest nową formą realizacji treści, która swoje początki wzięła z backstage’u serwisu, w którym autorzy, którzy zwykle nie mogą dojść do porozumienia, opracowali wizję cyklu, gdzie z tygodnia na tydzień Wy, drodzy czytelnicy, raczeni będziecie realizacjami tego tematu przez autorów. W ramach obecnego tygodnia chętni do udziału w projekcie skupiają się na temacie „Miasta i architektury”. Poznajcie moją wizję artykułu wpisującego się w tematykę.

Nie o architekturze będzie ta krótka rozprawka, gdyż nie mam w tej materii żadnego pojęcia. Aktualny temat, traktujący o „Mieście i architekturze” , daje jednak autorom znaczną dowolność pozwalając puścić wodze fantazji i zrealizować własną wizję wpisującą się w „miejski” kanon. Wstyd się przyznać, ale dopiero niedawno udało mi się ukończyć książkę Metro 2034. Wprawdzie jej lwią część przeczytałem już dawno, jednak samo zakończenie grzecznie oczekiwało na moją uwagę, której nie mogłem znaleźć przez dobre parę miesięcy. A powodu do wstydu mam trochę, bowiem siebie samego tytułuję fanem literatury post apokaliptycznej, toteż to popularne, świetnie wpisujące się w  moje gusta dzieło wydaje się być obowiązkową pozycją. I z racji faktu, że jest to jedna z najświeższych książek, jakie ostatnio ukończyłem, do głowy przyszedł mi pomysł, który poruszy kwestię samego miasta w obu dziełach Dymitra Głuchowskiego.

Jeśli są osoby, które nie zetknęły się z Uniwersum Metro 2033 wykreowanym przez rosyjskiego dziennikarza, to śpieszę z wyjaśnieniami. Akcja toczy się w podziemiach moskiewskiego metra, które stało się prawdopodobnie ostatnim bastionem ludzkości, która z dnia na dzień zbliża się na kraniec swojej epoki, a wszystko za sprawą wojny, której skutki nie pozwalają już odbudować potęgi ludzkiego panowania. Jestem jednak przekonany, że to, o czym chcę napisać, niejako wymaga zapoznania się choćby z podstawą całej historii, czyli z książką Metro 2033.

Ludzie przedstawieni zostają tam jako ułamek tego, czym kiedyś byli. Utracili przewodnictwo naturalne na świecie na rzecz zmutowanych potworów, które zawładnęły powierzchnią stając się końcowym elementem łańcucha pokarmowego, w którym człowiek zajmuje już tylko pozycję jednego z ogniw pomiędzy niczym a wszystkim. Sprowadzona do podziemia ludzka rasa utraciła wszystko to, co udało im się zrealizować na przestrzeni setek lat jej istnienia. Pozostają im tylko wspomnienia i zarysowane w głowie wizje świetności sprzed konfliktu nuklearnego, a i te mogą nie przetrwać zbyt długo, bowiem z godziny na godzinę zmniejsza się też ilość osób, które na własnej skórze doświadczyły uroków normalnego, miejskiego życia. Narodzeni w moskiewskim metrze nie wiedzą już czym tak naprawdę miasto jest. 

Moskwa, a w sumie cała miejska idea, stały się obiektem westchnień dla pamiętających oraz obiektem marzeń dla tych, których wyobrażenie wykreowały opowieści starszych. W dążeniu do zaspokojenia ciekawości niektórzy udają się na niebezpieczną powierzchnię tylko po to, by zasmakować w ruinach miasta i spróbować wyobrazić sobie jak wyglądać mogły ulice pełne samochodów, pieszych, zwierząt – życia. Gdzieś na horyzoncie majaczą charakterystyczne dla rosyjskiej stolicy budowle. Jeśli przebrnęliście przez część drugą, Metro 2034, powinniście skojarzyć marzenia Saszy, która pierwszy raz wybrała się na „górę”, a której jedynym celem, ostatnim przed śmiercią, na którą liczyła, miała być tajemnicza wieża, co do której mam przekonanie, że był to element samego Kremla. Dziewczyna ta bowiem marzyła o tym, aby móc wylądować znów w czasach, w których kolory powróciły by do miasta pozwalając jej przy tym wybrać się do miejsca, które widniało na opakowaniu po herbacie, które stało się nierozłącznym elementem jej westchnień, marzeń, dążeń.

W samym metrze ludzie, którym nie dane było wybrać się na powierzchnię z racji jej dość negatywnego nastawienia do obcych, tworzono ośrodki, które zastępować miały cywilizację i jej podstawowy środek realizacyjny – miasto. Polis stało się celem samym w sobie dla ludzi wędrujących po kanałach byłego moskiewskiego środka komunikacyjnego. Zajmowane przez wojskowych i naukowców, którym dane było przetrwać kataklizm (choć mówi się, że wojskowi ukrywają się tam przed prawdą, której nie potrafią stawić czoła, bowiem to oni odpowiedzialni są za całą zagładę), stało się jedynym ośrodkiem godnym nazwy „miasto”.

Miasto, w dziełach Głuchowskiego, stało się czymś w rodzaju symbolu. O Moskwie mówiono z lekką dozą podniecenia, odrobiną strachu, ale przede wszystkim z niesamowitym respektem. Kiedyś bowiem było to coś zupełnie normalnego, niezauważalnego jako wartość w codziennym życiu, teraz stało się celem nie do zdobycia. W murach miasta czaiły się nowego rodzaju istoty, silniejsze i sprytniejsze niż człowiek, które rozgościły się już w ruinach dzieła ludzkiej cywilizacji. Trochę jak wizja „szklanych domów”, do których człowiek chciałby powrócić. Miasto stało się synonimem domu dla człowieka, utraconego przez jego głupotę i zachłanność, domu, którego prawdopodobnie już nigdy się nie odzyska.

Przykłady te ukazują, że miasto może stać się marzeniem, dobrym wspomnieniem, synonimem domu. Mieszkając w mieście, można go nienawidzić, jego utrata jednak połączona z wiszącą w powietrzu pewnością co do braku możliwości powrotu do normalnego życia staje się na tyle ciężka, że ludzkość próbuje w nowym środowisku zorganizować namiastkę tego miasta, które pamięta z życia nie skażonego promieniowaniem, zniszczeniem, śmiercią. A najbardziej przytłaczający jest fakt, że dom ten jest na wyciągnięcie ręki, zaledwie paręnaście/parędziesiąt metrów w górę, jednak dom ten nie jest już tym, czym był dotychczas – uległ przeobrażeniu i dostosował się do swojego nowego właściciela.

Koniecznie zapoznaj się z wpisami innych autorów Gameplay.pl w ramach tematu "Miasto i architektura".

Qualltin
26 kwietnia 2014 - 10:05