Lubimy easter-eggi. Odkrywanie każdego kolejnego przymrużenia oka twórców, czy to w GTA, Falloutach, czy zwiedzając Azeroth, to przyjemny smaczek. I nagle, w jednej chwili dostaję po głowie taką ilością wszelkich parodii, jakiej nigdy się nie spodziewałem. W moje ręce trafiła bowiem… Retro City Rampage, czyli głośno wyśmiewająca się z popkultury mieszanka współczesnych mechanik z 8-bitowym stylem, utrzymana w konwencji pierwszych odsłon Grand Theft Auto. Zapraszam do kolejnej videorecenzji.
Dalsza część tekstu to recenzja, niemal dokładnie taka sama jak komentarz recenzji video, specjalnie dla tych, którzy wolą słowo pisane od mojego gderania.
Wcielamy się w Gracza, antybohatera zamieszkałego we wdzięcznie brzmiącym Theftropolis, który w pewnych okolicznościach udaje się w podróż w przyszłość, a naszym zadaniem jest, jak zapewne się domyśliliście, powrót do przeszłości. Po drodze do celu Retro City Rampage nabija się niemalże z wszystkiego, co kiedykolwiek powstało. Tak więc już na samym starcie w grze witają nas karykatury znanych postaci, chociażby Jockera czy wynalazcy maszyny czasu Doc’a Brown. A to zaledwie początek.
Przed naszym chcącym wrócić do domu Graczem stoi całkiem sporo zadań, wszystkie przyprawione odpowiednią ilością humoru. W trakcie przygody poznajemy kolejne, pchające nas przez fabułę postacie, z czego nawet u jednej nie udało mi się stwierdzić powagi jej istnienia. Zarówno osobistości ważne dla historii jak i te, które spotkamy tylko poprzez eksplorację są chociaż w maleńkim stopniu czyjąś karykaturą lub easter-eggiem. To samo tyczy się zresztą odwiedzanych lokacji. Nie, czekajcie, inaczej. To samo tyczy się całej gry.
Jako wcześniej już wspomniane zadania otrzymujemy zatem szkolenie u lubującego kryć się w kartonach pana w opasce, zniszczenie kompleksu przywołującego wspomnienia, podkładamy bomby w podwodnych lokacjach dla nienawidzącego żółwi faceta w masce, pracujemy dla Go-go Busters czy w odpowiednim stylu gonimy porywaczy, oczywiście nic za darmo. Tak, Retro City Rampage śmieje się z innych tytułów i robi to głośno i wyraźnie. Korzystając z sytuacji bycia jedną wielką komedią udanie komentuje również postrzeganie gier przez media oraz politykę wielkich złych wydawców i - żeby nie było – w całym tym zamieszaniu potrafi śmiać się nawet sama z siebie. Warto zapisać, że gra jest kolejnym przedstawicielem piaskownic, więc pomiędzy misjami wolno nam dowolnie poruszać się po świecie gry. A co takiego może robić złoczyńca w wolnym czasie?
No cóż, możemy przystosować się do zasad i jeździć zgodnie z przepisami, chodzić grzecznie po chodnikach, szukać poukrywanych znajdziek... Nie! Po co, jak możemy rozjeżdżać Bogu ducha winnych przechodniów, uciekać przed policją i taranować wszystko, co staje nam na drodze? Brać udział w arcade’owych wyzwaniach. Rozjeżdżać ludzi walcem, wcielać się w Śmierć, a nawet grać w odpowiednio dobrane odmiany golfa czy baseball’u. I to w świetnej, 8-bitowej oprawie wizualnej, przy akompaniamencie równie 8-bitowej muzyki. Wydawać ciężko ukradzione pieniądze na broń palną, od pistoletu, przez uzi po miotacz ognia. Zmieniać wizerunek antybohatera dobierając mu fryzury, nakrycia głowy i tatuaże i kupować grzybki od podejrzanego doktora. Możemy skakać ludziom po głowach, ale czemu nie pójść o poziom wyżej i zostać ugryzionym przez radioaktywnego hydraulika? Możemy uzbroić i przemalować dowolny pojazd. A może chcecie pobawić się wyrzutnią rakiet? Skoro już, to czemu nie czołg? Albo goryl? Ku uciesze zła wywołacie małą wojnę, a i tak wszyscy będziecie biegać w superbutach i eskplodować od nadmiaru potu.
Retro City Rampage jest dla mnie totalnym zaskoczeniem. Nigdy bym się nie spodziewał, że ten tytuł przyniesie mi aż tyle radości z grania. Totalna rozpierducha, przyjemna oprawa i świetna, przywołująca wspomnienia, pomysłowa rozgrywka, humor, tony easter-eggów, niemalże wylewające się z ekranu w każdej minucie gry. Czuję, że będę do tej gry często wracał, ponieważ jest to jeden z lepszych środków odstresowujących.
Odwiedź również stronę mojego bloga i polub mnie na fejsbuku, żeby być na bieżąco. Byłoby mi również miło, gdybyś zostawił po sobie ślad w komentarzu i dał znać, co sądzisz o moich wpisach.