Bates Motel zadebiutowało w zeszłym roku i zyskało sobie całkiem sporą popularność. Ciężko się temu dziwić, zważywszy na powiązania ze słynnym filmem Alfreda Hitchcocka o tytule Psychoza, choć uczciwie przyznam, że gdy zaczynałem go oglądać, klasyczny dreszczowiec nadal zalegał na mojej kupce wstydu, a mimo to perypetie mocno patologicznej rodzinki oglądałem z umiarkowanym zainteresowaniem. Zainteresowaniem, które znacznie wzrosło przy drugim sezonie. To jedna z ciekawszych mieszanek thrillera z filmem obyczajowym, jakie aktualnie możemy śledzić na małym ekranie.
Produkcja stacji A&E jest niby-prequelem Psychozy. Niby, gdyż choć opowiada o wydarzeniach poprzedzających te przedstawione w filmie Hitchcocka, to przenosi je do czasów współczesnych. Kłóci się też z pewnymi faktami przedstawionymi w oryginale – tam Batesowie sami wybudowali hotel, tutaj jedynie odkupili go od poprzednich właścicieli, akcja osadzona zostaje w zupełnie innym miasteczku, Norman zaś traci ojca w zupełnie innym wieku. Są to zmiany, które trzeba przyjąć i zaakceptować, jeśli nie chce się przez nadmierną ortodoksyjność zepsuć sobie przyjemności z obcowania z serialem.
A przyjemność jest całkiem spora. Akcja kręci się wokół zwichrowanej rodzinki Batesów – Normana, inteligentnego maminsynka, który pod wpływem złości wpada w morderczy trans, którego później nie pamięta, jego nadopiekuńczej i szalenie zaborczej matki Normy oraz brata Dylana, rodzinnej czarnej owcy, który wplątuje się w szemrane interesy. Kiedy Norma decyduje, że czas na zmiany w ich życiu i wykupuje motel w małym amerykańskim miasteczku White Pine Bay, ściąga na siebie i swoją rodzinę lawinę kłopotów – miasteczko rządzi się swoimi własnymi zasadami, które patologiczna rodzinka bardziej lub mniej świadomie regularnie burzy. Wojny gangów, morderstwa, gwałty – prowadzenie motelu jest tu pełne wrażeń.
Mimo licznych akcji rodem z dreszczowca, jest to jednak przede wszystkim dramat obyczajowy. Norma robi absolutnie wszystko, by chronić i trzymać blisko siebie Normana, ten stara się prowadzić normalny żywot, stopniowo zaczyna być jednak świadomy, że coś jest z nim nie tak, zaś jego brat z jednej strony stara się wyciągnąć chłopca z żelaznego uścisku matki, z drugiej stopniowo sam staje się po latach rozłąki coraz bardziej zżyty z najbliższymi. W mieszance są też kolejne miłości i sympatie Normana, trzymający w ryzach całe miasto szeryf oraz szereg gangsterów. Wszyscy brawurowo zagrani – większość pojawiających się na ekranie postaci to ludzie z krwi i kości, pełni przede wszystkim wad i mający nieliczne zalety. Doprowadziło to wręcz do niespotykanej u mnie sytuacji, że początkowo ciężko mi się Bates Motel oglądało z powodu braku jakiejkolwiek postaci, którą bym od razu polubił – sympatie zaczęły pojawiać się dopiero wraz z upływem czasu i lepszym poznawaniem, wręcz przyzwyczajaniem się do sposobu bycia bohaterów. Może właśnie dlatego sezon drugi oceniam wyżej od pierwszego – wiedząc doskonale, kto jest kim i jakich reakcji można się po nich spodziewać, łatwiej było mi przyjąć momentami dość skrajne zachowania takiej Normy. Bo choć skrajne, to jednak konsekwentne.
Co ciekawe, brak tu jakiegoś wątku przewodniego – niby wszystko najpewniej dąży do ostatecznego szaleństwa Normana, jakie widzieliśmy w Psychozie, ale jest to wątek prowadzony powoli i niejako przy okazji innych wydarzeń – wojen gangów, odkrywania kolejnych rodzinnych tajemnic czy kiepsko kończących się romansów. I stale rozwijających się relacji między bohaterami. Takie prowadzenie fabuły z pewnością nie trafia do każdego, ja jednak zdecydowanie jestem z niego zadowolony.
Serial okazyjnie miewa słabsze momenty, które najczęściej można zamknąć w klamrach „niby wielka szycha, a żadnej obstawy nie ma, więc załatwienie go jest banalnie łatwe”, czasem też odnosi się wrażenie, że jak na małe miasteczko, coś dużo w nim morderców i wariatów. No i dialogi brzmią momentami jak wyjęte z jakiegoś szekspirowskiego dramatu, ale to ostatnie jest raczej zamierzonym elementem konwencji niż nieudolnością scenarzystów. No i serial wyjątkowo rzadko wywołuje uczucie napięcia i niepokoju, co po tytule nawiązującym do dzieła Hitchcocka może rozczarowywać.
O ile po pierwszym sezonie byłem „raczej na tak” i po drugi sięgnąłem głównie z przyzwyczajenia, tak po zakończonej niedawno emisji na trzecią serię Bates Motel czekam już ze sporą niecierpliwością. Ciekawe postacie, spokojnie i konsekwentnie postępujące szaleństwo głównego bohatera, kilka zapowiadających się soczyście wątków – nie jest to może serialowy top-tier, ale jego oglądanie zapewnia sporo przyjemności. No chyba że ktoś liczy na dużą dawkę niepokojącego klimatu – akurat tego tu o dziwo jest malutko.
Źródło grafik użytych w tekście: oficjalny fanpage serialu na Facebooku.
Jeśli spodobał Ci się mój wpis, byłoby miło, gdybyś zalajkował/a moją stronę na FaceBooku. Pojawia się tam sporo zawartości, która Jaskinię omija. Za korektę odpowiada Polski Geek, zachęcam też do odwiedzenia jego serwisu.