Geneza szaleństwa – recenzja serialu Bates Motel - Czarny Wilk - 17 maja 2014

Geneza szaleństwa – recenzja serialu Bates Motel

Bates Motel zadebiutowało w zeszłym roku i zyskało sobie całkiem sporą popularność. Ciężko się temu dziwić, zważywszy na powiązania ze słynnym filmem Alfreda Hitchcocka o tytule Psychoza, choć uczciwie przyznam, że gdy zaczynałem go oglądać, klasyczny dreszczowiec nadal zalegał na mojej kupce wstydu, a mimo to perypetie mocno patologicznej rodzinki oglądałem z umiarkowanym zainteresowaniem. Zainteresowaniem, które znacznie wzrosło przy drugim sezonie. To jedna z ciekawszych mieszanek thrillera z filmem obyczajowym, jakie aktualnie możemy śledzić na małym ekranie.

Produkcja stacji A&E jest niby-prequelem Psychozy. Niby, gdyż choć opowiada o wydarzeniach poprzedzających te przedstawione w filmie Hitchcocka, to przenosi je do czasów współczesnych. Kłóci się też z pewnymi faktami przedstawionymi w oryginale – tam Batesowie sami wybudowali hotel, tutaj jedynie odkupili go od poprzednich właścicieli, akcja osadzona zostaje w zupełnie innym miasteczku, Norman zaś traci ojca w zupełnie innym wieku. Są to zmiany, które trzeba przyjąć i zaakceptować, jeśli nie chce się przez nadmierną ortodoksyjność zepsuć sobie przyjemności z obcowania z serialem.

A przyjemność jest całkiem spora. Akcja kręci się wokół zwichrowanej rodzinki Batesów – Normana, inteligentnego maminsynka, który pod wpływem złości wpada w morderczy trans, którego później nie pamięta, jego nadopiekuńczej i szalenie zaborczej matki Normy oraz brata Dylana, rodzinnej czarnej owcy, który wplątuje się w szemrane interesy. Kiedy Norma decyduje, że czas na zmiany w ich życiu i wykupuje motel w małym amerykańskim miasteczku White Pine Bay, ściąga na siebie i swoją rodzinę lawinę kłopotów – miasteczko rządzi się swoimi własnymi zasadami, które patologiczna rodzinka bardziej lub mniej świadomie regularnie burzy. Wojny gangów, morderstwa, gwałty – prowadzenie motelu jest tu pełne wrażeń.

Czy te oczy mogą kłamać?

Mimo licznych akcji rodem z dreszczowca, jest to jednak przede wszystkim dramat obyczajowy. Norma robi absolutnie wszystko, by chronić i trzymać blisko siebie Normana, ten stara się prowadzić normalny żywot, stopniowo zaczyna być jednak świadomy, że coś jest z nim nie tak, zaś jego brat z jednej strony stara się wyciągnąć chłopca z żelaznego uścisku matki, z drugiej stopniowo sam staje się po latach rozłąki coraz bardziej zżyty z najbliższymi. W mieszance są też kolejne miłości i sympatie Normana, trzymający w ryzach całe miasto szeryf oraz szereg gangsterów. Wszyscy brawurowo zagrani – większość pojawiających się na ekranie postaci to ludzie z krwi i kości, pełni przede wszystkim wad i mający nieliczne zalety. Doprowadziło to wręcz do niespotykanej u mnie sytuacji, że początkowo ciężko mi się Bates Motel oglądało z powodu braku jakiejkolwiek postaci, którą bym od razu polubił – sympatie zaczęły pojawiać się dopiero wraz z upływem czasu i lepszym poznawaniem, wręcz przyzwyczajaniem się do sposobu bycia bohaterów. Może właśnie dlatego sezon drugi oceniam wyżej od pierwszego – wiedząc doskonale, kto jest kim i jakich reakcji można się po nich spodziewać, łatwiej było mi przyjąć momentami dość skrajne zachowania takiej Normy. Bo choć skrajne, to jednak konsekwentne.

Chyba tak.

Co ciekawe, brak tu jakiegoś wątku przewodniego – niby wszystko najpewniej dąży do ostatecznego szaleństwa Normana, jakie widzieliśmy w Psychozie, ale jest to wątek prowadzony powoli i niejako przy okazji innych wydarzeń – wojen gangów, odkrywania kolejnych rodzinnych tajemnic czy kiepsko kończących się romansów. I stale rozwijających się relacji między bohaterami. Takie prowadzenie fabuły z pewnością nie trafia do każdego, ja jednak zdecydowanie jestem z niego zadowolony.

Serial okazyjnie miewa słabsze momenty, które najczęściej można zamknąć w klamrach „niby wielka szycha, a żadnej obstawy nie ma, więc załatwienie go jest banalnie łatwe”, czasem też odnosi się wrażenie, że jak na małe miasteczko, coś dużo w nim morderców i wariatów. No i dialogi brzmią momentami jak wyjęte z jakiegoś szekspirowskiego dramatu, ale to ostatnie jest raczej zamierzonym elementem konwencji niż nieudolnością scenarzystów. No i serial wyjątkowo rzadko wywołuje uczucie napięcia i niepokoju, co po tytule nawiązującym do dzieła Hitchcocka może rozczarowywać.

Bradley to jedna z ciekawszych postaci pobocznych, która sympatię zdobywała sobie powoli.

O ile po pierwszym sezonie byłem „raczej na tak” i po drugi sięgnąłem głównie z przyzwyczajenia, tak po zakończonej niedawno emisji na trzecią serię Bates Motel czekam już ze sporą niecierpliwością. Ciekawe postacie, spokojnie i konsekwentnie postępujące szaleństwo głównego bohatera, kilka zapowiadających się soczyście wątków – nie jest to może serialowy top-tier, ale jego oglądanie zapewnia sporo przyjemności. No chyba że ktoś liczy na dużą dawkę niepokojącego klimatu – akurat tego tu o dziwo jest malutko.

Źródło grafik użytych w tekście: oficjalny fanpage serialu na Facebooku.

Jeśli spodobał Ci się mój wpis, byłoby miło, gdybyś zalajkował/a moją stronę na FaceBooku. Pojawia się tam sporo zawartości, która Jaskinię omija. Za korektę odpowiada Polski Geek, zachęcam też do odwiedzenia jego serwisu.

Czarny Wilk
17 maja 2014 - 12:05