Wtosięgrało # zachód słońca w GTA: Vice City - barth89 - 20 maja 2014

Wtosięgrało # zachód słońca w GTA: Vice City

Każdy z nas ma jakieś swoje wspomnienia związane z grami. Przeważnie dotyczą one starszych gier, w które graliśmy ładnych kilka(naście) lat temu. W większości przypadków z tymi grami wiążemy miłe dla nas chwile i wspomnienia. Wtosięgrało to cykl felietonów, który przywodzi starsze produkcje, pojedyncze misje czy momenty, które przeszły do historii elektronicznej rozrywki. Wtosięgrało to sentymentalny powrót do przeszłości i gier, które lata świetności mają już za sobą, ale o których wciąż pamiętamy. Tym razem przeniesiemy się do słoneczno-różowego Vice City, by powspominać jak to podczas zachodu słońca wkurzało się przechodniów i policję. Jeśli słuchać Haddaway - What Is Love i Toto - Africa, to tylko w GTA: Vice City!

Vice City ukazało się niecałe dwa lata po premierze przełomowego GTA III (o którym to na łamach Wtosięgrało już zresztą wspominałem) i w mechanice gry nie zmieniło absolutnie nic. Rockstar przeniósł po prostu GTA III do słonecznego Miami lat '80, popracował nad klimatem, dodał kilka ficzerów i... stworzył najlepszą odsłonę Grand Theft Auto, w jaką grałem!

Całe piękno GTA: Vice City na jednym screenie...

Pamiętam, że pierwszą rzeczą, jaką zrobiłem w GTA: Vice City była przejażdżka skuterem. W "trójce" mieliśmy do dyspozycji jedynie dwuślady, po Miami mogliśmy już wozić wirtualne cztery litery wszelkiej maści motocyklami. Dziś obecność motocykli w sandboxie jest obowiązkowa, ale w 2003 roku to wciąż była nowość - do tego stopnia, że przed premierą Vice City zastanawiałem się, jak to właściwie będzie 'jeździć motocyklem w trójwymiarowym sandboxie'. I wreszcie: czym byłoby Miami lat '80 bez biało-różowych skuterów?

Kolejną nowością, która pojawiła się w tym GTA są latadła: przede wszystkim śmigłowce, jednak największą atrakcją dla wielu graczy z pewnością był mały hydroplan. Że niby awionetka już była w GTA III? A pamiętacie jak długo dało się nią polatać? Vice City mogliśmy już spokojnie oglądać z lotu ptaka.

Skoro mowa o przestworzach, to czym byłoby GTA bez możliwości siania zamętu? Najgroźniejszym bonusem w III był czołg. W Vice City Rockstar poszedł o krok dalej i udostępnił graczom śmigłowiec bojowy. Rzecz jasna wyposażony był w pociski, ale największą frajdę sprawiało... 'zahaczanie' przechodniów śmigłem.

GTA: Vice City to także pierwsza część serii, w której mogliśmy pozwiedzać wnętrza budynków. Ba, mogliśmy kupować własne nieruchomości. Czy wy również nie mogliście doczekać się momentu, kiedy staniecie się właścicielami klubu? Pamiętam, że strasznie lubiłem się wczuwać i wystroić Tommy'ego w eleganckie wdzianko (bo przecież pojawiła się możliwość zmiany garderoby głównego bohatera!), pozbawić jednego z bogatszych mieszkańców Vice City szybkiego samochodu i...

Klimat, klimat, klimat!

... majestatycznie, bez kolizji z innymi pojazdami, przemierzać przepiękne Vice City: biedniejsze Little Haiti i Little Havana, śródmieście, oraz, przede wszystkim, najeżone różowymi neonami rejony Vice City Beach, a to wszystko przy akompaniamencie Toto - Africa i podczas zachodu słońca... Tak, GTA: Vice City to najlepsza część serii Grand Theft Auto, a ujrzeć Vice City w oprawie z GTA V to moje marzenie.

A czy wam podobał się klimat GTA: Vice City? Za co najbardziej lubicie tę część serii?

<Spodobał ci się tekst? Wpisy i felietony przypadły ci do gustu? Polub growo&owo na Facebooku ^^ Znajdź mnie też na Google+>

barth89
20 maja 2014 - 17:18