Nie czekam na Watch_Dogs jak na grę bardziej jak na coś co udowodni mi że mogłem się mylić - Qualltin - 22 maja 2014

Nie czekam na Watch_Dogs jak na grę, bardziej jak na coś, co udowodni mi, że mogłem się mylić

Można marudzić, narzekać, psioczyć na wiele różnych aspektów tak, jak zrobiłem to tutaj. Trzeba być jednak w pewnym sensie realistą, a to w obecnym czasie staje się coraz bardziej wymagane i potrzebne. Wszyscy bowiem wiedzą, że w okresie wakacyjnym na premiery nowych gier nie ma co liczyć. Podobnej tendencji można się przyglądać od wielu lat także w odniesieniu do okresu przedwakacyjnego. Ratunkiem więc może być tylko Watch_Dogs, którego premierę mamy w Polsce w tym samym terminie co reszta świata (a z tym bywało przecież różnie), czyli we wtorek, 27 maja.

Ubisoft nad swoim produktem pracował ładnych parę lat. Pamiętamy przecież, jak informacje o planowanej dacie premiery przewidzianej na bodaj luty 2014 roku wywołały burzę. No bo kto by nie czekał na tytuł, który miał tak wyglądać? Jeszcze większym bólem, z którym przyszło się zmierzyć każdemu, kto w dziełach Ubisoftu, chodź o bardzo zbliżonej, wręcz bliźniaczej bądź nawet skopiowanej mechanice z innych ich gier, widzi towar, który trzeba nabyć, z furią i radością w oczach wypakować, a następnie od ekranu powitalnego do napisów końcowych przejść.

Mówię o mechanice, bowiem mam nieodparte wrażenie, że Watch_Dogs to taki Assassin’s Creed czasów współczesnych. Ktoś, po prostu, siedząc za biurkiem prezesa odpowiedzialnego za kreowanie produktu, stwierdzić musiał, że nie mogą w serię o Asasynach wepchnąć tego pomysłu, toteż stworzono dla niego zupełnie nowy poziom. Przy okazji Watch_Dogs wykonał jeszcze jedną, bardzo ważną rzecz z biznesowego punktu widzenia, mianowicie wytworzył u ludzi potrzebę, której zdecydowana większość zapewne nawet nie odczuwała, oraz wykreował niszę, której dotychczas nikt nie rozważał. Nie przypominam sobie bowiem gier tego typu., nie pamiętam też jednak żeby ludzie narzekali na taki brak. Sandbox tego typu, którego wzorem jest od lat nieprzerwanie Grand Theft Auto i zgaduję, że nie jest to tylko moja odosobniona opinia, jest oczywiście złotym środkiem dla dużych firm, które są w stanie wydać masę gotówki na opracowanie gier, które wpiszą się w ten kanon. Nie jest przecież łatwo stworzyć coś, co musi uwzględniać największe nawet growe „zboczenia” grających w nie ludzi – ot, ktoś może sobie postawić za cel dostać się do miejsca, którego nie zaplanowano otwierać, a które nie zostało odpowiednio zamodelowane. Twórcy muszą stworzyć otwarty świat w taki sposób, aby dokładnie zamknąć go, co jest paradoksem, przed technicznymi wpadkami. Brzmi jak filozofia i na swój sposób jest filozofią tworzenia gier o otwartym charakterze. A że sandbox tego typu potrafi się dobrze sprzedać... wie już każdy.

Marudząc w tym wpisie narzekałem na powszechność tej gry. Uznaję taki element produkcji za jej wadę. Lubię po prostu grać w coś, co nosi miano czegoś w małym ułamku unikalnego, z jakiegoś względu nie cierpię natomiast zdecydowanej większości gier „popularnych”. Ot, dziwna przypadłość, z której cieszyć mogą się producenci niezależnych gier, ku którym swego czasu bardzo się skłaniałem. Nie odmawiam sobie wprawdzie przyjemności zagrania w typowe „must have”, jak na przykład nowy Wolfenstein, o którym zapewne napiszę coś dłuższego jak tylko przejdę grę (bądź o ile ją przejdę), stronię jednak o różnego typu "masówek" choćby dlatego, że taką mam chorą filozofię na granie. 

Ubisoft ma nie łatwy orzech do zgryzienia. Wykreowało takie zainteresowanie, któremu ciężko może być sprostać. Przypomnijcie sobie, jakie zamieszanie wywołały rozbieżności w jakości grafiki pomiędzy pierwszymi zwiastunami a masowo opuszczającymi studio materiałami z gameplay. A im większe grono odbiorców, tym większa szansa na to, że ktoś będzie niezadowolony. I choć znajdą się tacy, którzy wynajdą nawet na siłę wady w tej grze, jak zapewne ja to zrobię bądź już tego dokonałem, nie wątpię w to, że gra sprzeda się wyśmienicie i zwróci się Ubisoftowi po stokroć. Mam też nadzieję, że moje obawy, które przedstawiłem teraz i we wpisach poprzednich zostaną całkowicie rozwiane, a moje malkontenctwo zostanie wyśmiane z braku poparcia dla przedstawianych wówczas argumentów. Oby! A teraz czekamy do wtorku, bowiem:

Nie czekam na Watch_Dogs jak na grę, bardziej jak na coś, co udowodni mi, że mogłem się mylić.

Qualltin
22 maja 2014 - 19:42