Wolfenstein: The New Order – król powrócił w nowych szatach - Antares - 6 lipca 2014

Wolfenstein: The New Order – król powrócił w nowych szatach

Antares ocenia: Wolfenstein: The New Order
92

Nowa odsłona kultowej serii traktującej o masakrowaniu nazistów od początku zapowiadała się interesująco, ale nikt nie spodziewał się, że okaże się tak dobra. Twórcy ze szwedzkiego studia MachineGames połączyli stare, dobre rozwiązania ze współczesnymi mechanizmami rozgrywki, całość podlewając niezwykle smacznym sosem klimatu, balansującego na granicy pomiędzy mroczną wizją totalitarnego reżimu, z nutką komedii w stylu Iron Sky. Nowy Wolfensteinto jeden z najciekawszych przedstawicieli swojego gatunku, jakie pojawiły się ostatnimi czasy na rynku.

Kosmiczni naziści - dieselpunk pełną gębą - czego chcieć więcej?

Immersyjne FPS-y – taką nazwę wymyśliłem sam, dla swojego ulubionego gatunku gier wideo. Bioshock, Half Life, Metro – jeśli znacie i lubicie te serie gier, to wiecie co mam na myśli. Strzelanie, połączone z chłonięciem ciekawej fabuły i klimatu, które dużo łatwiej przyswaja się, gdy to my stajemy się głównym bohaterem i zwiedzamy świat gry z jego perspektywy. Tytuły te różnią się znacznie, od swoich wojennych kuzynów w stylu Call of Duty, gdzie identyfikowanie się z postaciami stanowi nie lada wyzwanie. Wolfenstein: The New Order również zalicza się do tego gatunku, jednocześnie dodając do niego fajne, oldschoolowe mechanizmy rozgrywki. Tym samym, stał się dla mnie jak na razie najlepszą pozycją, dostępną na konsolach nowej generacji.

Nowy Wolf pokazuje świat podbity przez nazistowskie Niemcy. Jest początek lat 60, a Europa zalana została betonowymi molochami i wszechobecnymi flagami ze swastyką. USA poddało się po zrzuceniu na Nowy Jork bomby atomowej. Centrum Londynu zburzono, a na jego miejscu wzniesiono gmach ku pamięci lądowania nazistów na Księżycu. Tymczasem, w polskim szpitalu psychiatrycznym ze śpiączki (a właściwie ze stanu otępienia) wybudza się największy wróg hitlerowców – William „B.J” Blazkowicz. Gdy wszyscy inni poddali się, ten zamierza kontynuować walkę, wyruszając do Berlina na poszukiwanie dawnych towarzyszy broni, więzionych w nazistowskich obozach.

Totalitaryzm

Dlaczego warto zagrać w nowego Wolfa?

  • Przede wszystkim dla fantastycznego klimatu. Jeśli kojarzycie i lubicie film Iron Sky, od razu poczujecie się jak w domu. Lekki kicz miesza tu się genialnie z wizją tego, jak faktycznie wyglądałby świat pod rządami nazistów. Mamy tu więc do czynienia z umundurowaniem, uzbrojeniem, symboliką i architekturą, które jednoznacznie kojarzą się z Hitlerem, będąc jednocześnie utrzymanymi w bardziej nowoczesnym stylu. Oczywiście nie zabrakło tu elementów charakterystycznych dla tzw. Dieselpunka, czyli wielkich nazistowskich robotów, cyborgów i fantazyjnej broni. Całość cały czas sugeruje nam jasno – jesteśmy na terytorium Rzeszy. To świetne, że twórcy nie boją się używać takiej symoboliki w czasach chorej poprawności politycznej.
  • Warto zagrać także dla ciekawej mechaniki rozgrywki. Wolfenstein: The New Order pozwala nam samodzielnie wybrać czy chcemy się przekradać, walczyć zza osłon precyzyjnie rozdając headshoty, czy też wolimy masakrować nazistów z dwóch broni jednocześnie. Za wszystkie akcje możemy odblokować nowe perki, które zachęcają do kombinowania ze stylami rozgrywki, jednak robią to bardzo naturalnie i nie nachalnie.
  • Warto również zagrać dla świetnej (jak na strzelankę) fabuły, z bardzo barwnymi postaciami, zarówno po stronie ruchu oporu, jak i nazistowskiego reżimu. Poza głównym bohaterem błyszczy zwłaszcza postać Anny Oliwy, zagrana przez Alicję Bachledę-Curuś. Na tej roli nie kończą się z resztą polskie akcenty w grze, co również należy postrzegać jako pewien atut. Mi bardzo spodobało się, że twórcy gry przedstawili Polaków jako dzielny, bitny naród, w którym nie zgasł do końca duch walki pomimo, że naziści wygrali wojnę.
  • Zaletą nowego Wolfa jest także różnorodność – mamy tu do czynienia zarówno z prostymi zagadkami w których wykorzystujemy laserowy przecinak, jak i skradaniem się, otwartą walką, ucieczkami i wybuchami. Nie zabrakło tony przedmiotów do znalezienia, których naprawdę warto szukać, bo możemy dzięki nim odblokować różne fajne, klimatyczne ciekawostki, takie jak piosenki Beatlesów po niemiecku – popularny zespół z Liverpoolu postanowił bowiem dostosować się do wymogów reżimu, by zrobić karierę. Ich hit „Die blaue U-Boot” podbija hitlerowskie dyskoteki.
Walka jest bardzo satysfakcjonująca

To wszystko, w połączeniu z bardzo solidną oprawą graficzną, opartą na silniku Rage, oraz świetną ścieżką dźwiękową daje w efekcie bardzo dobrą produkcję dla pojedynczego gracza. Bez trybu wieloosobowego, jednak z dwiema, alternatywnymi ścieżkami fabularnymi, które wprawdzie nie zmieniają zbyt wiele, lecz dla każdego kto pokochał Wolfenstein: The New Order stanowić będą świetny pretekst, by przejść grę dwa razy. A zajmuje to około 8-10 godzin, co jest wynikiem przyzwoitym. Mnie to przekonało i chociaż do zdobycia ostatnich dwóch trofeów potrzebnych do platyny nie muszę przechodzić całej gry od zera, spodobała mi się ona tak bardzo, że robię to z przyjemnością. Szczerze polecam.

Antares
6 lipca 2014 - 17:52