Nowa odsłona kultowej serii traktującej o masakrowaniu nazistów od początku zapowiadała się interesująco, ale nikt nie spodziewał się, że okaże się tak dobra. Twórcy ze szwedzkiego studia MachineGames połączyli stare, dobre rozwiązania ze współczesnymi mechanizmami rozgrywki, całość podlewając niezwykle smacznym sosem klimatu, balansującego na granicy pomiędzy mroczną wizją totalitarnego reżimu, z nutką komedii w stylu Iron Sky. Nowy Wolfensteinto jeden z najciekawszych przedstawicieli swojego gatunku, jakie pojawiły się ostatnimi czasy na rynku.
Immersyjne FPS-y – taką nazwę wymyśliłem sam, dla swojego ulubionego gatunku gier wideo. Bioshock, Half Life, Metro – jeśli znacie i lubicie te serie gier, to wiecie co mam na myśli. Strzelanie, połączone z chłonięciem ciekawej fabuły i klimatu, które dużo łatwiej przyswaja się, gdy to my stajemy się głównym bohaterem i zwiedzamy świat gry z jego perspektywy. Tytuły te różnią się znacznie, od swoich wojennych kuzynów w stylu Call of Duty, gdzie identyfikowanie się z postaciami stanowi nie lada wyzwanie. Wolfenstein: The New Order również zalicza się do tego gatunku, jednocześnie dodając do niego fajne, oldschoolowe mechanizmy rozgrywki. Tym samym, stał się dla mnie jak na razie najlepszą pozycją, dostępną na konsolach nowej generacji.
Nowy Wolf pokazuje świat podbity przez nazistowskie Niemcy. Jest początek lat 60, a Europa zalana została betonowymi molochami i wszechobecnymi flagami ze swastyką. USA poddało się po zrzuceniu na Nowy Jork bomby atomowej. Centrum Londynu zburzono, a na jego miejscu wzniesiono gmach ku pamięci lądowania nazistów na Księżycu. Tymczasem, w polskim szpitalu psychiatrycznym ze śpiączki (a właściwie ze stanu otępienia) wybudza się największy wróg hitlerowców – William „B.J” Blazkowicz. Gdy wszyscy inni poddali się, ten zamierza kontynuować walkę, wyruszając do Berlina na poszukiwanie dawnych towarzyszy broni, więzionych w nazistowskich obozach.
Dlaczego warto zagrać w nowego Wolfa?
To wszystko, w połączeniu z bardzo solidną oprawą graficzną, opartą na silniku Rage, oraz świetną ścieżką dźwiękową daje w efekcie bardzo dobrą produkcję dla pojedynczego gracza. Bez trybu wieloosobowego, jednak z dwiema, alternatywnymi ścieżkami fabularnymi, które wprawdzie nie zmieniają zbyt wiele, lecz dla każdego kto pokochał Wolfenstein: The New Order stanowić będą świetny pretekst, by przejść grę dwa razy. A zajmuje to około 8-10 godzin, co jest wynikiem przyzwoitym. Mnie to przekonało i chociaż do zdobycia ostatnich dwóch trofeów potrzebnych do platyny nie muszę przechodzić całej gry od zera, spodobała mi się ona tak bardzo, że robię to z przyjemnością. Szczerze polecam.