Recenzja filmu 'Snajper' - Bradley Cooper rozdarty pomiędzy ojczyzną a rodziną - DM - 18 lutego 2015

Recenzja filmu "Snajper" - Bradley Cooper rozdarty pomiędzy ojczyzną, a rodziną

Komandos Navy Seals obserwuje w lunecie swojego karabinu dość niezwykłą scenę. Kobieta wyjmuje zza ubrania granat i przekazuje dziecku, które zaczyna iść w stronę oddziału amerykańskich żołnierzy. Głos w radiu strzelca nakazuje mu samodzielnie podjąć decyzję - strzelać, czy nie…
Zarówno książka - biografia najbardziej skutecznego amerykańskiego snajpera Chrisa Kyle’a, oraz oparty na niej najnowszy film Clinta Eastwooda zaczynają się tak samo. Słynny reżyser miał jednak dużo trudniejsze zadanie niż autor książki - musiał nie tylko zmieścić bogate w wydarzenia życie Chrisa w dwugodzinnym filmie, ale także zmierzyć się z ciągle kontrowersyjnym tematem wojny z terrorem oraz właściwie przedstawić postać Kyle’a - tragicznie zmarłego męża i ojca, oraz bohatera narodowego dla wielu Amerykanów. Czy Eastwood podołał temu wyzwaniu?

Bradley Cooper i Sienna Miller jako Chris i Taya

W pewnych aspektach na pewno tak. Środowiska weteranów wojennych chwalą film za bardzo realistyczne pokazanie okrucieństw wojny, wdowa Taya pozytywnie wyraża się o tym, jak jej męża sportretował Bradley Cooper, obraz pobił parę rekordów otwarcia, zarobił już prawie 400 milionów dolarów i jest nominowany do Oscarów w sześciu kategoriach, w tym dla najlepszego aktora pierwszoplanowego, najlepszego filmu i za najlepszy scenariusz adaptowany.
„Snajper” to życiorys Chrisa Kyla - amerykańskiego żołnierza formacji Navy Seals, który odsłużył cztery zmiany w Iraku, a z około 160 potwierdzonymi trafieniami (nieoficjalnie było ich ponad 250) - uznawany jest za najskuteczniejszego snajpera w armii USA. Rodowity Teksańczyk najpierw próbował swoich sił jak jeździec rodeo, by w końcu wylądować na BUD/S - wyczerpującym szkoleniu komandosów marynarki wojennej. Jego skuteczność w Iraku stała się tak legendarna, że za jego głowę wyznaczono 80 tysięcy dolarów nagrody (w filmie jest to fikcyjne 180 tyś.), wróg nazywał go „Diabłem z Ramadi”. Jak wielu innych Sealsów - Chris Kyle był rozdarty pomiędzy swoją rodziną w domu - żoną Tayą i dwójką dzieci, a tą drugą rodziną - kolegami z drużyny. Ze względu na wspólne przeżycia i charakter wykonywanych misji - to właśnie oni często stają się bardziej ważni niż bliscy w domu, a Kyle kierował się w życiu zasadą: „Bóg, Ojczyzna, Rodzina” - w tej kolejności.

Maroko dość dobrze udaje targany wojną Irak

Obraz Clinta Eastwooda to zdecydowanie film wojenny - sceny w ogarniętym walkami Iraku dominują przez większość seansu, by czasem przez chwilę pokazać kluczowe momenty z życia Kyle’a w Stanach - poznanie żony, ślub, narodziny dzieci, trudy przestawienia się na bezpieczne życie poza linią frontu w przerwach między zmianami. Pomimo tego - nie da się  odeprzeć wrażenia, że jest to jednak bardziej film o powrocie do domu z wojny, o problemach jakie mają rodziny żołnierzy, dystansie jaki narasta między małżonkami przez długą rozłąkę i rozdarciu pomiędzy oddaniem swojemu krajowi i rodzinie. Pełen efektów specjalnych, dynamicznych strzelanin i wybuchów „Snajper” jawi się bardziej jako spektakl dwóch aktorów - Bradleya Coopera jako Kayle’a i Sienny Miller, grającej żonę Chrisa - Tayę. Wszyscy inni, czyli głównie żołnierze, koledzy towarzyszący snajperowi są gdzieś daleko w tle, mało istotni. Rozmowy, spięcia, dyskusje pomiędzy małżonkami - choć krótkie, wydają się być osią i kwintesencją filmu. Dopiero obok nich są sceny batalistyczne, które koncentrują się głównie na pokazaniu okrucieństw wojny.

Kevin "Dauber" Lacz - to prawdziwy żołnierz Navy Seals i przyjaciel Chrisa Kyle'a z drużyny ST3. Przy filmie był doradcą, ale Bradley Cooper zaproponował mu również rolę fabularną. Uważny widz zobaczy go na końcu filmu, na autentycznych zdjęciach.

Nominowany do Oscara Cooper rzeczywiście spisał się bardzo dobrze. Ludzie, którzy znali Chrisa podkreślają, jak bardzo wiarygodny jest aktor w odtwarzanej przez siebie roli, podobny do Kyle’a nie tylko fizycznie, ale i w zachowaniu, sposobie chodzenia, charakterystycznym teksańskim akcencie, którego pochodzący z Pensylwanii Cooper musiał się nauczyć. My na ekranie zaobserwujemy twardziela, który staje się jednak trochę zakłopotany, gdy inni gratulują mu dobrego „wyniku”, nazywają „legendą”, dziękują za służbę. Widzimy jak niekoniecznie jest z dumny z czegoś, co jest sprzeczne z duchem jego religii, ale też jak bardzo oddany jest temu, by służyć i walczyć za swój kraj, jak bardzo pragnie pomagać i chronić innych.
Służba w Iraku żołnierza Navy Seals to szereg krótkich, czasem dłuższych - parodniowych misji, zwykle nie powiązanych ze sobą. Taki zlepek przypadkowych akcji nie byłby zbyt atrakcyjny czy zrozumiały dla widza, bardziej pasowałby do filmu dokumentalnego - dlatego Eastwood zdecydował się na wprowadzenie pewnej fabuły do scen kręconych w (udającym Irak) Maroku. Fikcyjna, oparta tylko na szczątkach faktów historia wojenna wypada jednak dość słabo. Oglądając film - możemy pomyśleć, że głównym powodem wyjazdów Chrisa do Iraku była osoba Mustafy, tajemniczego snajpera z Syrii, byłego mistrza olimpijskiego, który siał spustoszenie wśród amerykańskich żołnierzy, a Kyle postawił sobie za punkt honoru pokonanie go w osobistym pojedynku. Tymczasem książka wspomina jedynie w jednym zdaniu, iż rzeczywiście w Iraku działał wtedy iracki snajper - były olimpijczyk. W rzeczywistości Chris nigdy go nie spotkał.

Wrogi snajper Mustafa zdecydowanie ma zbyt dużą rolę w filmie

Filmowi można zarzucić jeszcze jedną dużą wadę - skoncentrowanie się tylko na największych skrajnościach, ekstremach. Głównie w scenach wojennych (ale też i niektórych w Stanach) widzimy same skrajne, najdziwniejsze i najokrutniejsze sytuacje. Są kobiety sięgające za broń, mordowane w bestialski sposób dzieci, poćwiartowane ciała, ginący koledzy, okaleczeni weterani, pogrzeb, ofiary wśród cywilów.  Tak - to wszystko jest prawda, fakty, taka jest wojna - ale z pewnością nie jest tak cały czas. W filmie Eastwooda brakuje tego czegoś po środku, „normalności”, jakieś „nudnej”, udanej misji, zwykłego dnia w domu. Widzimy tylko to co najgorsze, skrajne - choć niewątpliwie jest to celowy zabieg.

Pewne niedociągnięcia w filmie znajdą też ci bardziej wymagający fani filmów wojennych i militariów. Pokazane sceny ze szkolenia snajperów nie mają żadnego odniesienia do rzeczywistości i przypominają bardziej „strzelanie do puszek z wielkim krzykaczem za plecami” (jak zauważa były instruktor Brandon Webb), zachowanie żołnierzy Piechoty Morskiej jest dość swobodne i pozbawione dyscypliny, są błędy w noszeniu naszywek formacji itp. - rzeczy kompletnie nieistotne dla przeciętnego widza, ale trochę szkoda, że ekipa Eastwooda zawiodła w tych drobnych kwestiach, z którymi nie było problemów w takich obraz jak „Helikopter w ogniu”, „Szeregowiec Ryan” czy choćby „Ocalony”. Z drugiej strony mamy jednak całkiem realne przedstawienie używanego wtedy wyposażenia, broni, plenery wyglądają wiarygodnie, są czołgi, śmigłowce, ogłuszające wręcz (w dobrym kinie) dźwięki wystrzałów - sceny batalistyczne ogląda się naprawdę nieźle. Poważny, pełen okrutnych i dramatycznych scen film jest prawie pozbawiony muzyki - w kluczowych momentach odzywa się głównie dynamiczny, podkreślający tempo bas, na wzór motywu przewodniego z gry Battlefield 3.

Czytelnicy biografii Kyle’a z pewnością dostrzegą sporo zmian oraz pominiętych scen i wydarzeń. Scenarzysta musiał jakoś zmieścić się w ograniczeniach filmu - nie zobaczymy więc żadnych scen z Chrisem, gdy działał jako szturmowiec Seal Team 3 wraz z Polakami z GROMu, których bardzo cenił (w rzeczywistości Chris skończył szkołę snajperów dopiero po pierwszej zmianie, a nie od razu po zostaniu Sealsem, jak sugeruje film). Kyle zaciągnął się do wojska gdy miał 24 lata, a nie 30, powodem nie były też zamachy z 1998 roku, a po prostu dawne plany. Film pomija zupełnie życie Chrisa jako bohatera - celebryty, uczestnika reality show czy właściciela firmy z zakresu bezpieczeństwa Craft International.

W Stanach Zjednoczonych film podzielił społeczeństwo. Część uważa, że jest on antywojenny, pokazując wszystkie największe okropności wojny, inni twierdzą, że jest zdecydowanie prowojenny, gloryfikujący zabijanie, wojnę - bez żadnego historycznego kontekstu, wyjaśnień. W krytyce szczególnie popłynęli Seth Rogen - twierdząc, że film przypomina mu nazistowski film propagandowy z „Bękartów wojny” oraz Micheal Moore - nazywając snajperów tchórzami. Na szczęście co bardziej rozsądne głosy podkreślają, jak bardzo mały procent społeczeństwa w USA rzeczywiście widział i doświadczył wojny XXI wieku, i jak bardzo istotne jest jedynie zdanie żołnierzy, weteranów (którzy po prostu wypełniają tam swoją pracę), a nie opinia ludzi, dla których jedyna stoczona bitwa to wymiana zdań na Tweeterze. W obrazie Clinta Eastwooda z pewnością nie brakuje uderzania w patriotyczne tony, płonących wież WTC, uroczystego składania flagi USA, wychwalania żołnierzy i ich służby, ale idzie to jednocześnie w parze z pokazaniem wszelkich negatywnych aspektów zawodu żołnierza i ceny, jaką trzeba za to zapłacić. Jaki naprawdę jest „Amerykański snajper”? Anty? Prowojenny? Każdy sam musi sobie odpowiedzieć na to pytanie po obejrzeniu filmu - zdecydowanie nie będą to stracone dwie godziny. Być może film sprawi, że również w Polsce zaczniemy patrzeć na naszych weteranów z większym szacunkiem i bardziej dostrzegać ich problemy?   

Streszczenie życia Chrisa Kyle'a na podstawie książki "Cel snajpera"

DM
18 lutego 2015 - 18:59