Niech mi ktoś powie, że czas wcale nie gna na złamanie karku. Nie tak dawno minęły cztery lata odkąd zacząłem zabawę z Fuel od Codemasters. W kwietniu 2011 roku w artykule dałem wyraz swojej frustracji z kiepskiego wyważenia poziomu trudności i denerwujących wyzwań, by gdzieś w okolicach maja zupełnie grę porzucić. W grudniu przyznałem się do tego w innym tekście, stwierdzając, że miłość do Fuel była jednak tylko przelotnym romansem. Zastanawiałem się wtedy, kiedy wrócę do zmagań po postapokaliptycznych bezdrożach? Okazuje się, że potrzebowałem na to właśnie czterech lat.
Nie ma to jak odpalić tytuł pozostawiony gdzieś w sześćdziesięciu procentach zabawy po kilkudziesięciu miesiącach przerwy. Pierwszy kwadrans mija na przeglądaniu dawnych osiągnięć, orientowaniu się w sytuacji, analizowaniu kolejnych wyzwań i przypominaniu sobie modelu jazdy oraz ogólnych założeń gry. Na liczniku widnieją trzydzieści trzy godziny, a z legendy na mapie mogę wyczytać, że przede mną jeszcze pięć nowych sektorów z wyścigami, wyzwaniami, malowaniami do odkrycia i punktami Vista do znalezienia.
Fuel śmiało można nazwać growym Dakarem. To moloch, który potrafi sprawić, że za kierownicą wirtualnych maszyn spędzimy kilkadziesiąt godzin życia. Ogrom możliwości, a przede wszystkim wielkość przygotowanego przez autorów obszaru, po prostu muszą w pierwszych chwilach robić wrażenie. Dopiero po czasie wychodzi na jaw, że świat ten jest pusty i niespecjalnie ciekawy. Zdecydowanie brakuje tutaj większej różnorodności terenu, przynajmniej kilku opustoszałych miast, jakiś większych kompleksów i zakładów. To sprawia, że odwiedzanie Vista Points z czasem przestaje się podobać, bo piękne widoki z reguły prezentują to samo – wszechogarniającą pustkę.
Fuel potrafi szybko i sprawnie gracza znużyć, więc tym razem postanowiłem sprawnie zabrać się za pokonywania kolejnych etapów kariery. Zwiedzanie i odkrywanie „uroków” zniszczonego świata zrzucam na dalszy plan, skupiając się na wyścigach i wyzwaniach. To jednak na pewno nie będzie czas spędzony bardzo miło. Poziom trudności w tej grze potrafi wykończyć nawet co bardziej cierpliwych, a wygląda na to, że będę musiał się z nim zmierzyć, by uzbierać gwiazdki potrzebne do otwarcia dostępu do ostatnich sektorów w grze. To może być ostatnia próba polubienia się z Fuel, następnego powrotu po rozstaniu już raczej nie będzie. Mam nadzieję, że wystarczy mi cierpliwości na kolejne powtórki tych samych zmagań. A te są nieuniknione, bo niektóre wyzwania i wyścigi w trybie kariery na legendarnym poziomie trudności wymagają perfekcyjnego, kilkuminutowego przejazdu wąskimi ścieżkami, poprzez lasy, kaniony i poprzecinane rzekami bezdroża.
Trzeba jednak nawet na początku 2015 roku oddać Fuel sprawiedliwość. To był w momencie premiery cholernie ambitny projekt, który i dzisiaj zadziwia rozmachem. Codemasters przygotowali tytuł wyjątkowy, który nawet obecnie nie ma specjalnie wielu konkurentów. Ściganie się w jednym tytule aż tyloma rodzajami pojazdów, po aż tylu różnych trasach to znakomita opcja. Trzeba ją jednak sobie tylko właściwie dawkować, by nie zacząć zwracać uwagi na powtarzające się tereny, denerwujące pułapki, złośliwie poukrywane Vista Points czy malowania. Fuel sprawia frajdę tylko, gdy chce się przy nim bawić. Jeśli zamierza się „zaliczać” kolejne wyzwania i pokonywać przeszkody, wtedy potrafi wyłącznie drażnić. Nauczony doświadczeniem, zamierzam o tym pamiętać.