Firewatch może być czymś więcej niż tylko „symulatorem strażaka”. Może być zagranicznym Ethanem Carterem albo młodszym bratem The Witness. We wszystkich przytoczonych produkcjach, naszym głównym zadaniem jest eksploracja i poznawanie historii „przez otoczenie” – jak ładnie dziś przyjęło się nazywać tego typu „chodzone” przygodówki.
Firewatch to dziewicze dzieło debiutującego studia Campo Santo. Choć będzie to ich pierwsza produkcja wydana pod własnym logiem, to ekipa składa się głównie z osób, które zdążyły już liznąć fachu – chodzi o prace przy takich tytułach jak m.in. The Walking Dead, Mark of the Ninja czy też BioShock 2.
Gra zadebiutuje na cyfrowych wodach już na dniach, bo 9 lutego. Mimo to od dłuższego czasu jest o tej propozycji na zimowe wieczory dość głośno – głównie za sprawą wspomnianego producenta, niemniej jednak nie tylko. Uwagę przyciąga przede wszystkim nietuzinkowa oprawa graficzna, która – choć powstająca na niezbyt zaawansowanym silniku Unity – prezentuje się efektownie i klimatycznie. Na pierwszy rzut oka rzuca się też głęboka i bardzo różnorodna paleta barw (dominująca rola pasteli), wyglądająca niezywkle okazale na grafikach oraz przedpremierowych gameplayach.
Historia, na pozór niezbyt rozbudowana i zagmatwana, przedstawi losy Henry’ego. Człowiek ten, chcąc uciec przed rzeczywistością, znalazł sobie wakacyjną pracę – został leśniczym w amerykańskim parku przyrody w Wyoming. Istotne jest to, że w Firewatch mamy do czynienia z jak najbardziej fizycznym, istniejącym światem.
Kluczową rolę podczas rozgrywki pełnić będą budka oraz krótkofalówka. Pierwszy element to nasze „oko na świat” – z jej okien wypatrywać będziemy zagrożenia dla lasu w stanie zagrożenia pożarowego. Z kolei drugi, a więc komunikator, posłuży do interakcji z jedynym żywym towarzyszem – Deliah. Kobieta jest jednocześnie przełożoną Henry’ego, lecz nie przeszkodzi to w nawiązaniu nieco bardziej złożonej relacji między nimi.
Przez większość zabawy Henry zmierzy się z typowymi dla tego zawodu zadaniami – przeganianiem gówniarzy z terenu parku, rekwirowaniu niebezpiecznych przedmiotów (fajerwerków, zapałek etc.) czy też prozaicznym patrolowaniu okolicy. Sednem mechaniki jest wspomniana wyżej historia „opowiadana przez otoczenie” oraz realny kontakt z Deliah. Główny bohater jest rozwodnikiem, co dodatkowo wzmaga rozmowy z szefową. Mimo wszystko nadal nie wiemy zbyt dużo na temat scenariusza i ewentualnych patentów na jego przedstawienie – zdaję sobie sprawę z unikatowości niektórych „ficzerów”, aczkolwiek jestem delikatnie zaniepokojony biernością twórców pod tym względem.
Jeśli macie w planach nabycie Firewatch, przygotujcie sobie coś ciepłego do picia i jakiś koc, ponieważ czuję w kościach, że zabawa płynąca z eksploracji rozgrzanego i wysuszonego do granic możliwości parku narodowego może być bardzo, bardzo czasochłonna! To oczywiście zaleta, o ile – zaznaczam – producenci ze studia Camo Santo nie zechcą sztucznie przedłużać rozgrywki. Pomijając moje drobne obawy o kondycję fabuły mogę stwierdzić, że tak samo jak tytuł ten niepokoi, budzi poczucie zaintrygowania. A to dość istotny aspekt dla gier z tego gatunku!
Pamiętajcie – premiera Firewatch odbędzie się 9 lutego na komputerach osobistych i konsoli PlayStation 4!