Po skończeniu siódmego tomu i całej sagi o przygodach Wiedźmina Geralta z Rivii, która pomimo rozmachu i fantastycznej opowieści, niestety nie porwała mnie tak bardzo, jakbym tego chciał, Andrzej Sapkowski zapowiedział, że nie ma zamiaru wracać do świata, który stworzył. Pisarz stwierdził, że nie napisze kolejnej książki o białowłosym pogromcy potworów. Życie jednak weryfikuje wszystko i na horyzoncie pojawiła się książka pt. Sezon Burz. Właśnie skończyłem ją czytać i muszę przyznać na początku, że podszedłem do niej bardzo sceptycznie i z dystansem. Wszystko spowodowane jest tym, że wolę bardziej opowiadania o Wiedźminie (dwa pierwsze tomy) niż pięciotomową sagę. A tutaj miałem dostać jedną długą opowieść składającą się na jedną spójną książkę. Zapowiadała się tragedia. Zapraszam na Inny Regał, gdzie opowiem o najnowszej przygodzie Geralta z Rivii.
Zacznę od wyglądu. Super Nova wydaje fantastyczne książki, w dodatku w swój charakterystyczny sposób. Wydanie 7 tomów z postaciami z gry Wiedźmina 2, które posiadam w swojej kolekcji, wygląda ekstra na półce. Z Sezonem Burz wydawnictwo postanowiło pójść w inna stronę. Okładka nie jest błyszcząca, jak to bywa w innych książkach, a bardziej matowa, przypominająca starożytny papirus. Do tego napisy są lekko wytłoczone, co za bardzo nie jest widoczne. Nie zmienia to faktu, że grafik wykonał naprawdę solidna robotę. Na okładce znalazły się skradzione miecze Geralta, a także scena z patrzenia w magiczną fontannę. Na tylnej okładce znalazł się tekst z licytacji oraz kocie oczy. Wszystko to zostało pomalowane ciemnymi mrocznymi kolorami, co mi osobiście odpowiada. W porównaniu do dwóch wydań wstecz to ogromny postęp. Minusem jest szybko wycierający się róg brzegu (farba schodzi). Na całej długości po przeczytaniu mam teraz biały pasek. Tak więc, okładka fajna, mało trwała, ale pasująca świetnie do nowego wznowienia. Środek to już solidna robota. Czcionka od lat nie zmienia się i jest to plus wydawnictwa. Jest ona bardzo czytelna i niemęcząca oczu.
Przejdźmy do fabuły. Sezon Burz to opowieść o Wiedźminie Geralcie z Rivii, który za sprawą wyobraźni autora Andrzeja Sapkowskiego przeżywa masę przygód. Książka jest oddzielną historią, która nie łączy się z główną historią o przeznaczeniu oraz Cirii, z głównych pięciu tomów. Wszystko, co wydarzyło się w tej książce, miało miejsce przed pierwszym krótkim opowiadaniem Wiedźmina z tomu pierwszego. Mówiąc prościej, Sapkowski nie stara się tworzyć nowych przygód o Geralcie, lecz po prostu uzupełnił kilka braków z całej sagowej historii. Widać to od razu. Geralt pomimo uczuć darzących Jaskra oraz Yennefer jest innym mutantem niż z sagi. Jest zimny, cichy i bardziej sarkastyczny, a przy uciesze czytelnika, bardziej brutalny i bezwzględny. Jest wiedźminem-zabójcą, a nie wiedźminem-przeznaczeniem jakieś dziewczynki. W tym miejscu wyrażę swój postulat — chcę więcej takiego wiedźmina! Taka kreacja Geralta stanowi ukłon w stronę opowiadań (dwóch pierwszych tomów). Dla mnie osobiście to bomba.
Andrzej Sapkowski odpowiedział na listy oraz prośby fanów wiedźmina i napisał nową książkę. Niestety według mnie, czyli zwykłego prostego czytelnika, autor trochę za bardzo się wyżył na Geralcie, a przy tym na czytelnikach. Sapkowski wziął sobie za punkt honoru, by bohatera zmieszać z błotem. Dosłownie. Od samego początku wrzuca go w masę walki, pozbawiając go broni. Dwa wiedźmińskie miecze szybko zostają skradzione. I choć ten wątek zaczyna masę nieprzyjemnych sytuacji, to później jakby schodzi na drugi plan. Geralt trafia jak zwykle w knowania królów i ich synów oraz nieczyste eksperymenty magów. Ratuje przy tym masę ludzi i zabija jeszcze więcej. Co kilkanaście chwil unika śmierci i spada na cztery łapy. Czytelnik lubiący wątek przeplatany wątkiem, zamoczony w garnku z gorącym wątkiem, ma tutaj jak u Pana Boga za piecem. Jeśli chodzi o prostych czytelników, za dużo tutaj według mnie obcego języka. Sapkowski od zawsze jest znany z łaciny czy innych języków. Nie przeszkadzało to w poprzednich książkach, lecz według mnie w Sezonie Burz jest tego trochę zbyt dużo. Co rozdział dostajemy masę zagranicznej wiedzy, która nie musi zmuszać nas do skorzystania z translatora w Internecie. Autor ma taki styl i tyle. Ja to szanuję, ale jako niewykształcony czytelnik jestem deczko zdołowany.
Podsumowując, Sezon Burz zdążył się trochę już zestarzeć. Wydana w listopadzie 2013 roku książka nadal trzyma poziom, tym bardziej w dobie świetnej gry. Must have dla fanów. To, co autor przedstawia w pięciotomowej sadze, tutaj dostajemy na 402 stronach. Cała kwintesencja prozy Sapkowskiego w jednej książce. Pomimo kilku nudnawych momentów, gdzie autor daje odpocząć czytelnikowi, to rewelacyjna książka. Tak więc, nadszedł czas zażyć eliksiry i bij, zabij potwora.
Inne komiksy z wiedźminem w roli gównej: