Downgrade w grach wideo - o cięciach graficznych i nie tylko
Klasyczne CRPG i ich droga ku zapomnieniu
Cztery gry, które zjadły kawał mojego życia
Raport po 20 godzinach grania w Final Fantasy XIII
Nieco subiektywne podsumowanie gier i branży w roku 2015
Kilka grzechów głównych gry Dragon Age: Inkwizycja
Recenzent, to brzmi dumnie. Prawie jak pan dziennikarz, albo pan profesor. Słuchamy się nich, bowiem to oni wskazują nam czy dana produkcja jest godna naszej uwagi czy też nie. Takie wyrocznie. Gamingowe omnibusy. I chcecie czy nie, ale cała branża musi się z nimi liczyć. Media to ważna sprawa w dzisiejszej gospodarce, gdzie rzeczy dookoła nas jest mnóstwo, tylko czasu nam na nie brakuje. Dlatego lepiej posłuchać człowieka, który sprawdził dany tytuł za nas. To takie piękne i proste. Recenzent musi jednak spełnić pewne kryteria, żeby wykonywać swój zawód idealnie. Osiągnąć duchową równowagę, balans, Yin i Yang. Pozwólcie, że obiektywnie wymienię cechy takiego, idealnego twórcy materiałów tego pokroju.
Pewnego wieczora usiadłem przed komputerem i mój wzrok przykuł artykuł Brucevskiego. Wymieniał tam kilka sensownych argumentów, dlaczego warto posiadać w zanadrzu „grę drugoplanową”. Skłonił mnie do małej refleksji. Autentycznie po przeczytaniu, pomyślałem sobie: „Hej! Chłopak ma sporo racji! Przecież ja sam…” i myśl urwała mi się w momencie, gdy zajrzałem do folderu na pulpicie, gdzie chowam skróty do wszystkich zainstalowanych na dysku produkcji. Zdecydowanie mam tu za dużo tego „drugiego planu” i przeszkadza mi to, ale jednocześnie nie mogę się tego pozbyć. Prawie jak namolnej ex. Albo rodzynków z sernika. Serio – czemu wszyscy kładą do sernika rodzynki? Ich wydłubywanie to potem katorga, prawie jak walka z wiatrakami… wielkości Jowisza. Ok, drugie porównanie nie jest trafne, ale musiałem wspomnieć o moim nemezis. Wracając do tematu to szkoda, że Brucevsky nie wspomniał o „przeplanowaniu” oraz o konsekwencjach, jakie to ze sobą niesie.
Witam w nowym roku po raz drugi! Z racji, że podsumowania 2013 dokonałem, pora na przedstawienie produkcji na jakie czekam w 2014. Gdybym miał zmieścić wszystkie te tytuły w jednym artykule, to prawdopodobnie lista zajęłaby mi tak dużo miejsca, że nikomu nie chciałoby się nawet na to patrzeć. Postanowiłem rozłożyć je na poszczególne miesiące, jak to stale robię od niedawna na swoim blogu. W końcu w ciągu roku zawsze może mi wyskoczyć jakaś niespodzianka, a nie wspomnienie o niej mogłoby być dla mnie grzechem. W przyszłości będę tu również przedstawiał choćby filmy czy płyty na jakie czekam, stąd też mała zmiana tytułu. To tak słowem wstępu. A raczej formalność, którą musiałem wypowiedzieć, żeby czuć się wobec Was fair.
Jak to zwykł mawiać każdy najedzony Polak, idący do pracy po Bożym Narodzeniu – „Święta, święta i po świętach”. Ciężej przychodzi mu już wypowiedzenie podobnej sekwencji, kiedy budzi się na kacu w Nowy Rok. I jak tu mu się nie dziwić? Rasgul również balował przez cały tydzień, traktując tegoroczny, świąteczny brak śniegu klimat jako pretekst do spotkania się z przyjaciółmi, rodziną. A co za tym idzie wypoczynku, orzeźwienia i chłodnego spojrzenia na to, co najbardziej zapamiętał z Anno Domini 2013. Takie podsumowanie. Wiadomo, fajnie się je czyta (a w szczególności pisze) przed i po pierwszym dniu z 365 kolejnych.