Downgrade w grach to stale powracający temat przy okazji każdej premiery współczesnej gry wideo. Po ukazaniu się Watch_Dogs oraz Wiedźmina 3 jako konsumenci, nabraliśmy trochę większej podejrzliwości wobec przedpremierowych zapowiedzi czy pokazów, które mają wzbudzić nasz głód na dany produkt. Downgrade nie wziął się jednak znikąd i "Patrzące Psy" nie były pierwszym tytułem, nie dorastającym jakością do materiałów ukazywanych w trakcie procesu tworzenia. Również jego geneza nie wiąże się jedynie z nieskończoną chciwością wielkich korporacji, którą gracze od razu podejrzewają, gdy mowa jest o takim zjawisku. Przyjrzyjmy się zatem temu procesowi nieco bliżej i to nie tylko pod kątem grafiki.
Jakiś czas temu, jeszcze przed premierą trzeciego Wiedźmina, udało mi się skończyć najnowszą odsłonę serii Dragon Age – Inkwizycję i przyznam szczerze, że dziwią mnie wszelkie dane jej tytuły gry roku czy inne wyróżnienia. Nie zrozumcie mnie źle, nie chcę na nowym dziele BioWare wieszać psów, ale czegoś mi w nim zabrakło.
Zawsze w zapasie mam jakieś gry stawiające tylko na multiplayer. Stanowią one dla mnie odskocznię od eksploracji wielkich, wirtualnych światów pełnych magicznych smoków. Też często zdarza się, że nie mam czasu na dłuższe posiedzenia z RPG typu Dark Souls czy innym Wiedźminem. Ostatnio jednak zabrakło mi takich tytułów, od kiedy skończyłem maniakalnie rozgrywać kolejne mecze w League of Legends. Zachęcony przez kolegów, sięgnąłem po nowego Counter-Strike’a o podtytule Global Offensive. I to było to, czego szukałem. Odpaliłem i… teraz ciężko mi się od niego odessać, by znaleźć czas na cokolwiek innego. Ale wpierw wytłumaczę Wam w pięciu punktach, co tak bardzo przyciągnęło mnie do grania w te diabelstwo.
Przeglądając ostatnio pewną stronę z ROMami, natknąłem się na grę Duel Masters: Shadow of the Code i z miejsca dopadła mnie nostalgia. Przypomniałem sobie, jak będąc jeszcze małym Rasgulem, spędzałem wiele czasu w uniwersum tej karcianki. Chłonąłem wszystko, co Wizards of the Coast podrzucili mi pod nos. Na DM w Polsce był swojego czasu mały bum, co zresztą skrzętnie wykorzystali wówczas producenci chrupek i chipsów. Nie pamiętam wszystkiego super dokładnie, ale wiem jedno – przy Mistrzach Pojedynków bawiłem się świetnie.
Rodacy! Obywatele! Bracia i siostry walczący o ojczyznę! Hitler rozpętał wojnę, my będziemy walczyć aż do zwycięstwa! Nie boimy się niemieckiego ścierwa! Mamy swoją tajną broń w bitwie o wolność! Zapewni nam ją kapitan William Joseph "B.J." Blazkowicz, którego nazistowskie kule się nie imają! To istna reinkarnacja Zawiszy Czarnego, prawdziwy wojownik nie do zabicia!
Jakiś czas temu myślałem, że nowe gry nie są łatwe, tylko mają bardzo przystępne mechaniki, co sprawia wrażenie jakby były łatwiejsze. Nie rzucają gracza od razu na głęboką wodę, a pozwalają mu przystosować się do nowych zasad, by później rzucić mu jakieś wyzwanie. Zwykle takie produkcje kończę jednym tchem i czuję przez to sporą satysfakcję. Dopiero po kontakcie z Divnity: Original Sin (czy tam Grzech Pierworodny jak to nazwane jest w Polsce) zauważyłem, że nowsze tytuły przez swoją przystępność bardzo rozleniwiają.
RPG nie należy do gatunków zapomnianych w grach wideo. Wręcz przeciwnie! Elementy charakterystyczne dla takich produkcji pchane są teraz w praktycznie każdy nowy tytuł. W każdej szanującej się premierze sortu AAA, możemy dostrzec jakieś elementy craftingu czy rozwoju postaci. Tego typu mechaniki stały się od niedawna dla graczy normą. A mówiąc od niedawna, mam tu na myśli od momentu, gdy gry z otwartą strukturą świata zawładnęły rynkiem. W gąszczu takich tworów zaginęły gdzieś prawdziwe RPG, wierne regułom panującym przy stołach, na których leżą podręczniki do systemu Dungeons & Dragons. Nostalgicznie spoglądam w przeszłość i widzę takie marki jak Baldur's Gate czy Icewind Dale, które zostały kompletnie zapomniane przez branżę.
Seria Call of Duty obchodzi dziś swoje dziesięciolecie! Pomyślcie tylko, że dokładnie dekadę temu na rynek wyszła pierwsza odsłona tejże marki. Wówczas była ona porządnym konkurentem Medal of Honor i stała nieco w jej cieniu. Dziś te role się odwróciły i to właśnie takie części jak Modern Warfare lub też Black Ops spokojnie biły kolejne rekordy sprzedaży. Jest to obecnie taka kura znosząca złote jaja dla Activision, przynosząca miliardowe przychody. Osobiście śledzę ten cykl strzelanek od jej zalążków i wszystko pozycje (oprócz „trójki”) wspominam bardzo gorąco. Przyszedł czas, żeby przypomnieć Wam o kilku kampaniach, które osobiście uważam za najlepsze. Wywarły bowiem one na mnie największe wrażenie, a zarazem wyznaczyły pewien standard dla konkurencji.
Calvin Cordozar Broadus Junior, czyli Snoop Doggy Dogg, Snoop Dogg, Snoopzilla, Snoop Lion. To raper o wielu imionach, którego osobistość powinni znać praktycznie wszyscy, nawet ci, którzy samego rapu słuchają mało. Jeden z najlepszych mc w historii, pomimo tego, że ostatnimi czasy nieco za mocno eksperymentuje ze swoją twórczością, co przynosi mu dużą falę krytyki. Moim zdaniem zrobił już wystarczająco dla tej muzyki i jakakolwiek następna próba przebicia swojego debiutu będzie z góry skazana na porażkę. Oto najlepsza i zarazem pierwsza płyta w dyskografii Snoopa. Panie i panowie, Doggystyle!
Pytanie na wstęp – czy jest jakaś dziedzina życia, która nie została jeszcze zasymulowana przez gry wideo? A przynajmniej jakiś zawód? Wątpię. Oprócz popularnego praktycznie wszędzie Symulatora Farmy, mamy w końcu też coś takiego jak: symulator pociągu, autobusu, policji, jazdy, misji ratunkowych czy czołgu. A to dopiero wierzchołek góry lodowej! Co powiecie na odwzorowanie: śmieciarki, demolki, koparki, prac leśnych, wędkarstwa, wózka widłowego, maszyn budowlanych, taksówki, lawety, usuwania skażeń, kopalni odkrywkowej, skoków bungee, platformy wiertniczej, albo transportu rzecznego. Na pewno jeszcze coś po drodze pominąłem. Może mi ktoś powiedzieć skąd się tyle tego bierze? I po co to na rynku?
Każda gra, każdy serwis internetowy ma swoją ciemną stronę, na którą zapuszczają się tylko najodważniejsi śmiałkowie. Podobno nikt stamtąd nie wrócił, co świadczy o niebezpieczeństwie TAMTEJ części. Riot Games zwykle bardzo sprytnie zakrywa nam oczy różnymi Summoner Showcase, czy innymi takimi artystycznymi bzdetami, żeby odwrócić uwagę od tego jak niesamowicie chamska i nerwowa jest społeczność jednej z najpopularniejszych gier sieciowych ostatnich lat. Mądrze panowie z Riotu… bardzo mądrze.
Ostatni epizod przygód Kratosa nareszcie dobiegł końca. Wraz z napisami końcowymi zmieniłem świat pełen ładu w bezład. To właśnie ten szalony, bezwzględny, mściwy Spartiata zniszczył całą olimpijską kadrę. Tak samo jak resztę świata. Zemsta dopełniła się, choć koszty były wysokie. Mit o stworzeniu świata został przeczytany od końca – ziemia ze swej pięknej postaci, zamieniła się w chaos. Widząc ten krajobraz, wiem, że moja zemsta… dobiegła końca...
Na gameplay.pl nie udało mi się jeszcze wrzucić żadnego wywiadu i w związku z tym poczułem się trochę źle. Tego typu materiały to świetna okazja do zapoznania się z różnymi, ciekawymi osobami oraz ich poglądami na jakieś tam zdarzenia, albo sytuacje. Wywiady będę starał się publikować raz na miesiąc i powinny być one różnorodne (być może w przyszłości również forma ulegnie zmianie, a tekst zastąpi wideo/audio, ale to jest bardzo niepewne). Oczywiście trafi mi wypytywać różne osoby jakkolwiek związane z gamingiem. Od publicystów, twórców materiałów wideo po develepoerów i producentów. Na sam początek udało mi się dopaść Tomka Drabika, znanego również jako quaz. Człowiekiem, który tworzy jedne z lepszych wideo recenzji w Polsce. Pełne humoru, ale również porządnej, merytorycznej treści. Nie będę dalej przedłużał tego wstępu, tylko chciałbym zaprosić do czytania wywiadu!
Gender to temat ostatnio praktycznie nieschodzący z ust każdego Polaka. Serwisy informacyjne huczą o tym, a sama ideologia i idąca za nią kontrowersja, przyćmiewa nawet wydarzenia dziejące się na Ukrainie. Ale ja nie o tym. Mówieniem o polityce się brzydzę, choć w każdym z nas po kilku głębszych budzi się wewnętrzny premier. Popłynę tylko na fali popularności mówienia o płciach. A dokładniej postaram się zająć się tą jedną, tą piękniejszą. Nie będzie żadnego wyżalania się o ex, ani gadania o tym, gdzie jest miejsce kobiety w dzisiejszych czasach. Za to z chęcią podzielę się tym, jak przedstawiane są one w grach komputerowych i jakie odczucia towarzyszą mi, kiedy widzę jak metalowy kolec penetruje zgrabne ciało panny Lary Croft. Będzie krew, będą piersi, czyli to, co wszyscy kochamy.
Ostatnie DmC stworzone przez Ninja Theory przyjąłem ciepło. Chociaż do dzisiaj sądzę, że restart serii był całkowicie niepotrzebny, to sama gra okazała się bardzo dobra. Nie umywa się za bardzo do starych Devil May Cry, ale ciężko odmówić jej jakości wykonania. Brytyjczycy godnie przełożyli mechaniki poprzednich odsłon, usprawniając nieco ich przystępność, co oczywiście nie wszędzie przyjęło się z pochwałą. W skrócie sam tytuł można określić mianem średniego Devila, lecz świetnego slashera jednocześnie. Wydanie do niego dodatków było kwestią czasu. Dostaliśmy zatem darmowe Bloody Palace i po jakimś czasie Vergil’s Downfall, za którego niestety trzeba było już zapłacić prawie 50 zł. Czy przygody Vergila są godne uwagi?