Pierwszy dzień Pyrkonu był dla mnie rozgrzewką przed dniem szczytu – sobotą. To dzisiaj wiele osób po ciężkim tygodniu pracy, mogło znaleźć ukojenie w partyjce Neuroshimy. Puste miejsca pomiędzy stoiskami zapełniły się ludźmi do tego stopnia, że gdzieniegdzie napotykało się na korki. Przybyło też cosplayerów i w ogóle wszystkiego było po prostu więcej. W świetle atrakcji dziwnym trafem dopadło mnie… pewne znużenie, którego nie spodziewałem się jak śniegu w czerwcu.
Każdy z nas ma swoje ulubione serie gier na widok których ślinka cieknie, wracają przy ulubione serie gier jemne wspomnienia, a nawet maleńka wiadomość o kolejnej już odsłonie przyprawia nas o niekontrolowany napad radości, zaś kiedy wreszcie takowa wyjdzie na światło dziennie, to z pieniędzmi w ręku moglibyśmy jechać nawet na koniec świata po ukochane pudełko z płytą, które dla nas ma większą wartość niż złoto, albo diamenty. Niezależnie czy będzie to produkt słaby, czy też wybitny jakościowo, to u nas na półeczce będzie miał swoje specjalne miejsce, bo zbiór liter kojarzący nam się z danym tytułem, wyryty jest w naszym mózgu złotymi zgłoskami. Postanowiłem utworzyć listę właśnie takich gier, których kolejne kontynuacje, tudzież spin-offy tworzą ciąg nieprzerwanej dla nas radochy od paru lat. Zapraszam do lektury!
Mówicie, że grafika i warstwa dźwiękowa, to najważniejszy element gry? Pffff. A może fabuła? Hahaha. Nie. No to rozgrywka? Oczywiście, że nie. Ogromnym wyzwaniem dla twórców, to stworzenie odpowiedniej atmosfery w świecie ich produkcji, która to zatrzymałaby graczy na dłużej, czy też wyryła swoją nazwę w którejś z wałd mózgownicy. Niewielu udało się coś takiego, ale tytuły, które wyszły spod ich rąk, będziemy wspominali bardzo długo i zawsze będą dla nas grywalne. Takich gier znalazło się u mnie tylko pięć, albo aż pięć. Gier, które wiecznie będą mi się kojarzyć ze słowem klimat.
Przeglądając ostatnio pewną stronę z ROMami, natknąłem się na grę Duel Masters: Shadow of the Code i z miejsca dopadła mnie nostalgia. Przypomniałem sobie, jak będąc jeszcze małym Rasgulem, spędzałem wiele czasu w uniwersum tej karcianki. Chłonąłem wszystko, co Wizards of the Coast podrzucili mi pod nos. Na DM w Polsce był swojego czasu mały bum, co zresztą skrzętnie wykorzystali wówczas producenci chrupek i chipsów. Nie pamiętam wszystkiego super dokładnie, ale wiem jedno – przy Mistrzach Pojedynków bawiłem się świetnie.
Ja, Kratos, Ostrza Chaosu oraz widok na urywaną głowę meduzy, to rzecz bardzo romantyczna, zapadająca w pamięć i poruszająca moje nerdowskie uczucia. Powtarzałem ową czynność tyle razy na ekranie telewizora, kiedy w napędzie konsoli - PlayStation 2, kręciła się któraś z dwóch części serii God of War. Przyszedł jednak czas, gdy musiałem opuścić zacisze swojego pokoju, wyjechać na odpoczynek do czeskich gór, ale Duch Sparty nękał mnie i nie dawał za wygraną, toteż zostałem zmuszony, żeby kolejna jego przygoda niezwłocznie wylądowała w napędzie PSP, umilając mi tym samym leżenie bykiem na łonie natury i podziwianie cudownych krajobrazów krainy Morawy.
Na gameplay.pl nie udało mi się jeszcze wrzucić żadnego wywiadu i w związku z tym poczułem się trochę źle. Tego typu materiały to świetna okazja do zapoznania się z różnymi, ciekawymi osobami oraz ich poglądami na jakieś tam zdarzenia, albo sytuacje. Wywiady będę starał się publikować raz na miesiąc i powinny być one różnorodne (być może w przyszłości również forma ulegnie zmianie, a tekst zastąpi wideo/audio, ale to jest bardzo niepewne). Oczywiście trafi mi wypytywać różne osoby jakkolwiek związane z gamingiem. Od publicystów, twórców materiałów wideo po develepoerów i producentów. Na sam początek udało mi się dopaść Tomka Drabika, znanego również jako quaz. Człowiekiem, który tworzy jedne z lepszych wideo recenzji w Polsce. Pełne humoru, ale również porządnej, merytorycznej treści. Nie będę dalej przedłużał tego wstępu, tylko chciałbym zaprosić do czytania wywiadu!
Game Boy Advance to jedna z niewielu konsol Nintendo, które zyskały dużą popularność w Polsce. Niezbyt wielu zna choćby takie Nintendo 64, albo Gamecube’a, bo w tamtych czasach dominowały u nas kolejne odsłony PlayStation od Sony. GBA było jednak pewnym wyjątkiem, głównie przez to, iż wówczas wielkie N nie miało sobie równych w kwestii przenośnego grania. Większość produkcji na tą platformę zostało okrzyknięte kultowymi i ciężko z tym jakkolwiek dyskutować. Pomimo tego, że mają przestarzałą grafikę, to do dziś potrafią sprawiać naprawdę mnóstwo frajdy. Jest w nich zaklęta jakaś magia. Do produkcji wydanych na tą konsolkę, wracam praktycznie co roku, także myślę, że nadeszła pora, aby przedstawić Wam moje małe top, tych najbardziej ukochanych przeze mnie tytułów.
RPG nie należy do gatunków zapomnianych w grach wideo. Wręcz przeciwnie! Elementy charakterystyczne dla takich produkcji pchane są teraz w praktycznie każdy nowy tytuł. W każdej szanującej się premierze sortu AAA, możemy dostrzec jakieś elementy craftingu czy rozwoju postaci. Tego typu mechaniki stały się od niedawna dla graczy normą. A mówiąc od niedawna, mam tu na myśli od momentu, gdy gry z otwartą strukturą świata zawładnęły rynkiem. W gąszczu takich tworów zaginęły gdzieś prawdziwe RPG, wierne regułom panującym przy stołach, na których leżą podręczniki do systemu Dungeons & Dragons. Nostalgicznie spoglądam w przeszłość i widzę takie marki jak Baldur's Gate czy Icewind Dale, które zostały kompletnie zapomniane przez branżę.
Sporo osób dopiero zaczyna lub skończyło swoją przygodę w Cieniu Mordoru, jednym z większych zaskoczeń tego roku. Ja jedynie mogłem popatrzeć na materiały promocyjne, ponieważ mój nieco przestarzały sprzęt nie pozwala mi na uruchomienie tej produkcji. Jako fan uniwersum Tolkiena, zarażony hypem postanowiłem sięgnąć w przeszłość po tytuł, który uzależnił mnie od siebie na długie tygodnie. Mowa tu o Władcy Pierścieni: Trzecia Era.
Miłość – piękne uczucie, które otacza nas dookoła, niezależnie gdzie się spojrzymy. Wystarczy przejść się po swoim ukochanym mieście, by zobaczyć wiele wspólnie spacerujących ze sobą par. Poza ulicą wątki romantyczne znajdziemy też w dziełach kultury, niezależnie od tego, czy jest to książka, film, muzyka, a nawet… gra wideo. Pewnie! Poza masą lejącej się posoki na ekranie, w grach też można znaleźć sporo bardzo dojrzałych i angażujących emocjonalnie historii miłosnych! To uniwersalne opowieści, które poruszają wiele tematów, bez używania natrętnej ilości hollywoodzkich klisz. A kiedy najlepiej przypomnieć sobie o najciekawszych produkcjach dotkniętych przez strzałę Armora, jak nie właśnie w dzień Walentynek? Zestawienie to ma przedstawić troszkę tytułów, które warto ograć ze swoją drugą połówką, by umilić sobie 14 lutego czymś innym niż bzdurną komedią romantyczną. A jeśli jesteście singlami, to tak czy siak będziecie się przy tych grach dobrze bawić!
Święta Bożego Narodzenia to czas cudowny, niezależnie od wyznawanej religii. Znajdziemy tu coś magicznego, a te słowo powinno być interpretowane inaczej przez każdego z nas, ponieważ wszyscy szukają czegoś innego. Jedni prezentów pod choinką, drudzy zjednoczenia się rodziny na czas paru dni, a jeszcze inni okazji na dobre zakupy. Owy okres jest bardzo bliski mojemu sercu z tego względu, że narodziłem się parę dni przed 24 grudnia. Od małego wyczekiwałem Wigilii najbardziej ze wszystkich świąt, zresztą tak jest i do dziś. Czemu akurat święta Bożego Narodzenia?
World of Warcraft to produkcja z gatunku MMORPG, która działa nieprzerwanie od 2005… a zresztą co ja Wam będę gadał o WoWie, przecież wszyscy go znamy. Każdy o nim słyszał, sporo z nas w niego grało. Obecnie w Azeroth bawi się ok. 7,7 mln ludzi, a kiedyś ta liczba sięgała 12 mln. Sporo, nieprawdaż? Ostatnimi czasy twierdzi się jednak, że World of Warcraft umiera i nadchodzi czas jego przejścia na moduł Free to Play. Ja myślę nieco inaczej i twierdzę, że taki zabieg nie będzie miał miejsca w najbliższej przyszłości.
Pytanie na wstęp – czy jest jakaś dziedzina życia, która nie została jeszcze zasymulowana przez gry wideo? A przynajmniej jakiś zawód? Wątpię. Oprócz popularnego praktycznie wszędzie Symulatora Farmy, mamy w końcu też coś takiego jak: symulator pociągu, autobusu, policji, jazdy, misji ratunkowych czy czołgu. A to dopiero wierzchołek góry lodowej! Co powiecie na odwzorowanie: śmieciarki, demolki, koparki, prac leśnych, wędkarstwa, wózka widłowego, maszyn budowlanych, taksówki, lawety, usuwania skażeń, kopalni odkrywkowej, skoków bungee, platformy wiertniczej, albo transportu rzecznego. Na pewno jeszcze coś po drodze pominąłem. Może mi ktoś powiedzieć skąd się tyle tego bierze? I po co to na rynku?
Downgrade w grach to stale powracający temat przy okazji każdej premiery współczesnej gry wideo. Po ukazaniu się Watch_Dogs oraz Wiedźmina 3 jako konsumenci, nabraliśmy trochę większej podejrzliwości wobec przedpremierowych zapowiedzi czy pokazów, które mają wzbudzić nasz głód na dany produkt. Downgrade nie wziął się jednak znikąd i "Patrzące Psy" nie były pierwszym tytułem, nie dorastającym jakością do materiałów ukazywanych w trakcie procesu tworzenia. Również jego geneza nie wiąże się jedynie z nieskończoną chciwością wielkich korporacji, którą gracze od razu podejrzewają, gdy mowa jest o takim zjawisku. Przyjrzyjmy się zatem temu procesowi nieco bliżej i to nie tylko pod kątem grafiki.
Wojownicy ninja to postacie będące mitem dobrze wszystkim znanym. Zwykle ubrani w czarne kostiumy z wyłącznie odkrytymi oczami. Na plecach dźwigają miecz, a do pasa przywieszone mają noże kunai, shurikeny, albo torebki z bombami dymnymi. Są to zwykle ludzie (choć nie zostało to potwierdzone) szkoleni w takich środowiskach, że na sam słuch o nich zaczyna opadać szczęka. Biegający bezszelestnie, poruszający się gdzieś w taki sposób, że nie można ich zobaczyć, potrafiący swobodnie przemieszczać się po ścianach. Tak się ich najczęściej definiuje. Kiedy spada ci na głowę ptasia kupa, to tak naprawdę nie wiesz czy to był po prostu przypadek, czy ninja w jakiś sposób odwrócił twoją uwagę, by ominąć cię bez narażania zdrowia… twojego rzecz jasna. Ci wojownicy pojawiali się już w wielu dziedzinach kultury masowej. Znamy ich choćby z filmów i gier, ale patrząc przez to jaki temat artykułu obrałem, to skupię się będę bardziej na tej drugiej branży. W końcu wytypuję pięciu najlepszych wojowników ninja w przemyśle gier komputerowych! Nie ma co! Musicie rozwinąć ten tekst!